czwartek, 6 lutego 2014

KRONIKARSKI NOTATNIK - kolejne zapiski

8 lipca 1976
Artykuł w czasopiśmie ‘Za Wolność i Lud’ o patriotycznej edukacji młodzieży szkolnej i fenomenie bogatych zbiorów Izby Pamięci Narodowej pod opieką samych dzieci.
Wspólny dorobek, wspólna odpowiedzialność, wspólne pasje i odkrycia.Nasi wychowankowie to prawdziwi Kolumbowie w poznawaniu ojczystych dziejów ; ciekawość doprowadziła ich do wielu zapomnianych domów prawdziwych bohaterów czasów wojny i walki o wolną, niepodległą Polskę.
Lipiec 1976
Pocztówka z Wysp Kanaryjskich od naszej uczennicy Eli Kilimnik, która kończy rejs na statku m/s ‘Wineta’ i wraca do kraju i szkoły.Później obszernie opisze swoją ‘przygodę życia’ także w szkolnej kronice.
Wakacje 1976
Wymieniamy się listami z twórcą Międzynarodowego Instytutu Kultury Morskiej dr Bronisławem Miazgowskim. Wciąż ma wielkie plany widoczne przez pryzmat miłości do morza i coraz mniej nadziei na ich spełnienie. Serdecznie współczuję, ale czy nasza mała ‘ambasada morska’ w Bolesławcu może pomóc ?
Wakacje
List od nauczyciela geografii w Boguszowie Gorcach, człowieka wielkiej pasji poszukiwacza cudów natury z dziedziny geologii. W swoim maleńkim mieszkaniu zgromadził imponujące skarby ziemi, które sam odkrywał w bliższej i dalszej okolicy. Agaty. chryzoprazy, ametysty,i mnóstwo odcisków roślin kopalnych z epoki karbońskiej imponowało swoją niepowtarzalną oryginalną urodą. Dużą część tej unikatowej kolekcji przywieźliśmy z żoną i synem do szkolnego muzeum górniczego. Nawiązaliśmy przyjazne więzi, byliśmy w długoletnim kontakcie, obydwaj w tym samym czasie byliśmy w stolicy dekorowani na wniosek dzieci sympatycznym odznaczeniem ‘Szkarłatnej Róży’. Zbliżyła nas wspólna pasja kolekcjonerska, praca pro publico bono i poszukiwanie pedagogicznego nowatorstwa. W dziejach naszej ‘Ósemki’ mój przyjaciel Tadeusz miał bezsporne zasługi, godne nie tylko medalu ‘Primi inter Pares’, który otrzymał z całym tradycyjnym ceremoniałem.
Wakacje 1976
Kolejny artykuł w ‘Żołnierzu Polskim’.Od sukcesów łatwo dostać zawrotu głowy, ale nas interesuje kolejny dzień i kolejne wyzwania. Dotychczasowe osiągnięcia zbliżają nas do wymarzonego ideału, ale do pełni szczęścia wciąż daleka droga. Staramy się nie przesypiać kolejnych okazji.
Wakacje
Z długiej morskiej podróży na m/s ‘Wineta’ powróciła uczennica Ela Kilimnik. Pozostawiła w kronice długi, ciekawy opis podróży, który w skrócie przytoczę w dalszej części opracowania. Wspaniałe przeżycie, piękna opowieść, prawie jak bajka Andersena o dziewczynce z zapałkami czy może raczej zaczarowanej księżniczce.
27 lipca
Kolejny artykuł w ‘Gazecie Robotniczej’, który można zapewne odszukać w archiwum. Niestety - nie zachował się w postrzępionym tomie szkolnej kroniki, która była zalana wodą w trakcie awarii. Ktoś ratujący i suszący opasły tom zapisków umieścił w tym miejscu informację o wyróżnieniu medalami ‘Primi inter Pares’ uczniów klas VIII, już absolwentów ‘Ósemki’. Zatem uwiecznijmy ich nazwiska  ; Józefa Kołodziej, Alicja Toporowska, Alicja Legowska, Danuta Wozowczyk. Te dziewczęta były prawdziwą chlubą szkoły…
Sierpień 1976
‘Jej najpiękniejsze lata ...’ Tak zatytułowałem w kronice szkolnej wzruszający, szczery wpis uczennicy przenoszącej się z Bolesławca z rodzicami do innego miasta na
 Śląsku. To swego rodzaju dokument świadczący o skali emocjonalnego przywiązania
dorastającego dziecka do szkolnej społeczności, kolegów i nauczycieli, o atmosferze, wzajemnym zrozumieniu, ludzkiej życzliwości, obiektywnej wartości systemu pracy wychowawczej, wreszcie - talencie kadry nauczającej. Miło pisać taką laurkę, ale ten opis
opiera się o autentyczną relację, mieści w sobie znamiona prawdy.

Cytuję:
Dziś dnia 30 sierpnia 1976 roku żegnam moją ukochaną szkołę, w której przeżyłam najpiękniejsze lata swojego życia. Przeżyłam wiele cudownych chwil. Wraz z klasą uczestniczyłam w podniosłych /w oryginale ‘wyniosłych’ - przypisek PS/ chwilach w życiu szkoły. Atmosfera była cudowna. Za te wszystkie najpiękniejsze chwile mojego życia bardzo dziękuję Gronu Pedagogicznemu, panu Dyrektorowi i przyrzekam, że żyć będę wraz z  cudownymi wspomnieniami.’
Beata Winkler

Sierpień 1976
Telegram ze statku m/s ‘Buran’, którym dowodzi Kapitan Z. W. Borek, który poprzednio pływał na m/s ‘Wineta’ i nadal utrzymuje kontakty z klasą wychowawczyni Eugenii Zdobylak. Mamy więcej przykładów takich trwałych przyjaźni i sympatycznych więzi ‘wilków morskich’ z uczniami.
Wrzesień
Niecodzienne wydarzenie ; Naczelnik Miasta Wiesław Grzegorzyca wraz z delegacją szkoły pod moim kierownictwem jedzie na Wybrzeże, by z gdyńskim armatorem PLO uzgodnić nazwanie jednego ze statków m/s ‘Bolesławiec’. Mamy potężną konkurencję, bo aż kilkanaście miast w Polsce złożyło podobne propozycje, a celebryci nie tracą czasu. Naszym koronnym atutem jest wychowanie morskie młodzieży i stworzenie modelowego wzorca w tym zakresie oraz kontakty z załogami nie jednego, a wielu statków. Ubiegł nas Skoczów, obiecano więc kolejną okazję wodowania statku z naszym udziałem i oddanie go pod patronat wraz z nazwą miasta Bolesławiec. Pełny sukces, ale losy realizacji tej szkolnej inicjatywy potoczą się inaczej ; w rywalizacji dwóch armatorów łaskawszy okaże się Szczecin i Polska Żegluga Morska. Ale to jeszcze melodia przyszłości. Tymczasem w Gdyni otrzymuję zaproszenie na I Kongres Stowarzyszenia Działaczy Kultury Morskiej. Trzydniowa wyprawa nad morze mieści dużo atrakcji, spotkań, zwiedzania, towarzyskich okazji do pogłębienia osobistych kontaktów i nawiązania przez
dzieci nowych znajomości i przyjaźni. Kapitan Ż. W. Stanisław Waszczuk z m/s ‘Wineta’ przekazał do muzeum morskiego 1,5-metrową płetwę rekina, prawdziwy rarytas z uwagi
na jej wymiary, a także wiele innych eksponatów - wyłowionych w oceanie i odpowiednio
spreparowanych okazów fauny, głównie ryb.

Wrzesień, nowy, kolejny rok szkolny
Dyrektor Zakładów Górniczych ‘Konrad’, mgr inż. Alfred Cholewiak przekazuje kolejny dar kopalni dla szkolnego Muzeum Górniczego ; zestaw skał z odciskami ryb i roślin kopalnych z wnętrza ziemi, wydobytych przez górników na głębokości kilkuset
metrów. Prawdziwy skarb geologiczny.
Wrzesień
Piękną oszkloną drewnianą gablotę na sztandar wykonał miejscowy rzemieślnik
pan Rutkowski. Nie ma wprawdzie dzieci w naszej szkole, ale pomaga na miarę swoich możliwości, bo - jak twierdzi - to szkoła inna niż pozostałe i zasługuje w pełni na swoją
dobrą opinię...Można tylko serdecznie podziękować za taki gest i zrewanżować się symbolicznie medalem ‘Primi inter Pares’.
Wrzesień 1976
Szczęśliwie rozpoczął się kolejny rok szkolny, bo nie nadążamy z zapisem ważnych
wydarzeń, gubimy się w ich natłoku. Zatem odnotujmy fakty w wielkim myślowym skrócie ;
- uroczyście wręczamy - zgodnie ze szkolnym ceremoniałem - odznaki Zarządu Głównego TPD ‘Przyjaciel Dziecka’ ;na błękitnym tle dwie splecione dłonie - duża, silna
i mała, dziecięca, ufna i bezbronna. W tym trafnym symbolu graficznym i plastycznym
mieści się cała filozofia Janusza Korczaka i odpowiedź na aktualne wciąż pytanie, jak kochać dziecko?

              Odznaki otrzymują wypróbowani sojusznicy i przyjaciele szkoły i dzieci:

  • Jan Żyzak, kierownik drukarni, któremu zawdzięczamy bezpłatny druk dyplomów i okolicznościowych wydawnictw czy  zaproszeń na różne imprezy i uroczystości,
  • Bolesław Kwiatkowski, rzemieślnik, który własnym sumptem wymalował i odnowił kilka izb lekcyjnych i pomaga w szeregu inicjatyw związanych z wycieczkami uczniów poza miasto, głownie w Karkonosze.
    Fantastyczni ludzie, otwarci, życzliwi, skorzy do bezinteresownej pomocy, rozumiejący skomplikowany świat potrzeb dziecka, akceptujący nowatorskie działania szkoły.Krąg niezawodnych przyjaciół, sponsorów i mecenasów wyraźnie rozrasta się i poszerza.

Wrzesień 1976
List z ‘Krepolu’, fabryki szyjącej akcesoria morskie, których sporo zawdzięczamy tej instytucji. Zapowiedz dalszych kontaktów i wzbogacenia muzealnej kolekcji. Dobrzy ludzie są wszędzie, a to cieszy i budzi w człowieku optymizm, ważny akord aktywnego życia.
Kolejny list z redakcji ‘Płomyka’. Tutaj mamy stale swoje miejsce, taki bolesławiecki konsulat czy nawet mini-ambasadę. Rzecz zdumiewająca, ale każdy po zwiedzeniu naszej
kolorowej i słonecznej ‘Ósemki’ staje się jej sympatykiem. Trzeba chyba pomyśleć o sympatycznym ‘medalu miłośnika szkoły’ ? Oczywiście żartuję …
Nie zabrakło oczywiście pocztówki i listu od ‘Wujka Tibora’, który urlop spędzał na rodzinnej ziemi węgierskiej i przywiózł z ojczystych stron plik urodziwych akwarel, którymi chce podzielić się ze ‘swoją’ szkołą i swoimi młodymi wielbicielami malarstwa i samego Mistrza. Oczekujemy zatem na radosne spotkanie w grodzie nad Bobrem.
Jeżeli już jesteśmy przy poemacie węgierskim - pięknie opisała swoje wspomnienia
nasza uczennica Ewa Niziołek, uczestniczka Międzynarodowego Obozu Pionierskiego. To
element wychowania internacjonalistycznego, a mówiąc jaśniej i konkretniej - próba zbliżenia do  siebie młodych mieszkańców Europy, która przecież jest naszą wspólną ojczyzną. Moje pokolenie nie dokonało tego wielkiego dzieła  może także dlatego, że zostało zdeformowane psychicznie bolącymi ranami, które się nie goją. Jesteśmy ofiarami szaleńczej wojny, która zniszczyła i zabrała wszystko w morderczym tańcu śmierci ; bliskich, dzieciństwo, młodość, rodzinne domy i radość życia. Zostaliśmy osieroceni i samotni na gruzach marzeń i prawa do ludzkiego szczęścia. Ale przyszłość należy do młodych, naszych wychowanków i następców. Oni zapewne zbudują wspólną Europę,
o jakiej nawet filozofowie nie mieli odwagi śnić. Warto marzyć, marzenia często po prostu spełniają się zupełnie nieoczekiwanie.
Jeszcze jeden list z daleka, z Ordżonikidze na Kaukazie, od pułkownika rezerwy Aleksandra Iwaszkiewicza, krewnego naszego wielkiego pisarza Jarosława Iwaszkiewicza. Jak bardzo pokrętne i skomplikowane bywają ludzkie losy - można prześledzić to na jego przykładzie. Walczył jak każdy żołnierz, oficerskie gwiazdki nie chroniły od ran i śmierci. Był synem polskich wygnańców powstańczych bez szans na powrót do kraju. Związał się z wojskiem, służył w  Armii Czerwonej. Nie zapomniał polskiego języka, nawet pisał w miarę poprawnie po polsku. Nic dziwnego, że oddelegowano go rozkazem do służby oficerskiej w Wojsku Polskim w końcowej fazie II wojny Światowej. Po jej zakończeniu trafił do Bolesławca jako dowódca miejscowego garnizonu. Był jego pierwszym komendantem, zaprzyjaźnionym m.in. z płk.Henrykiem Wawrzynowiczem i innymi oficerami WP, którzy odwiedzali go w ZSRR. Odwiedzał szkołę parokrotnie, przekazał wiele suwenirów rodem z Gruzji do Sali Przyjaźni, której nadaliśmy jego imię. Nie udało mu się spotkać ze swoim krewnym, pisarzem Jarosławem Iwaszkiewiczem. Chlubił się licznymi polskimi medalami i innymi odznaczeniami, także wysokiej klasy orderami. Wrócił do swojej rosyjskiej rodziny na Kaukaz, ale nie przerwał  korespondencyjnego kontaktu z naszą szkołą. Z dumą przyznawał się do polskich korzeni rodowych.

Wrzesień 1976
Otrzymuję godność Honorowego Członka Stowarzyszenia Działaczy Kultury Morskiej z dyplomem certyfikacyjnym, co stanowi duże wyróżnienie, jedyne w Bolesławcu.
8 września 1976
Wyprawa po skarby Ziemi Dolnośląskiej do Boguszowa-Gorców.Zaprosił mnie z żoną i synem-studentem, tym razem w roli kierowcy naszego niezawodnego ‘Moskwicza-412-’ nasz przyjaciel Tadeusz Płonka. Otworzył swój domowy skarbiec i prawo wyboru najciekawszych eksponatów. Wielki gest, piękna postawa człowieka wielkiej pasji, który dzieli się dorobkiem własnego życia w imię bezinteresownej przyjaźni. Przywieźliśmy w sumie około 200 kilogramów minerałów i skał, wśród nich rewelacyjne okazy z epoki karbońskiej,skamieniałą florę, skrzypy, odciski paproci w węglu, sigilaria, lepidendrony, a nawet skalną pięść z wrośniętymi licznymi czerwonymi granatami, cenną rzadkość geologiczną. Trzeba chylić czoło przed skromnym nauczycielem geografii, pedagogiem z pasją odkrywcy, samorodnym geologiem, człowiekiem twórczym o wspaniałej osobowości, wysokiej klasy ekspercie. Rzadko można spotkać takiego nauczyciela, a tym bardziej znaleźć w nim i odkryć przyjaciela.
Ofiarowaliśmy mu tradycyjnie szkolny medal ‘Primi inter Pares’, a prywatnie - ładne wazony ceramiczne i piękny bukiet kwiatów dla sympatycznej małżonki bohatera spotkania. Najważniejsze, że Muzeum Górnicze zadziwia swoim prawdziwym bogactwem zbiorów, że można stać tu w oczarowaniu godzinami ... Podziemny świat - nawet w imitacji - jest zdumiewająco piękny.
9 września
Dary z królestwa Neptuna:

  • rafy koralowe
  • kilkanaście gatunków dużych muszli oceanicznych
  • skały z nadmorskich plaż tropikalnych
  • kolekcja orzechów kokosowych

To wszystko zebrał osobiście w czasie rejsu na statku m/s ‘Wyspiański’ i przekazał szkolnej społeczności II oficer PLO Teofil Grydyk. Swoją hojność skomentował krótko, w oszczędnych słowach:
„Jesteście zupełnie nietypowi, stanowicie bogatą oazę na bezkresnej pustyni. Kocham was za pasje, pracowitość i pomysłowość. Takie powinny być wszystkie polskie szkoły, bo w nich wyrastają wielcy ludzie, o których piszą gazety”.
To opinia wyrażona przy lampce wina w kawiarni ‘Toscano’, ale może tkwi w niej maleńkie ziarenko prawdy?
10 września
Otrzymujemy zaproszenie z redakcji ‘Żołnierza Polskiego’ na spotkanie w stolicy.
Szczegółów jeszcze nie znamy, ale czeka nas zapewne miła niespodzianka. Liczymy niecierpliwie dni dzielące nas od tego wydarzenia.
Z opóźnieniem docierają do nas pocztówkowe pozdrowienia i życzenia od harcerzy przebywających na obozie na Węgrzech. Ilez radości można zmieścić w paru zdaniach manuskryptu!
Telegram otrzymany za pośrednictwem, Gdyni - Radio od kapitana i załogi naszego statku patronackiego m/s ‘Pekin’. Pocztówka z drugiego naszego patronackiego statku m/s’Wineta’. Piękny afrykański pejzaż z nadmorską piaszczystą plażą i ubogimi rybackimi łodziami. Czy to nie potwierdza powszechnej opinii, że w Bolesławcu rozszumiało się morze ? Dowiaduję przy okazji od koleżanek nauczycielek, że uczniowie nadali mi sympatyczny przydomek ‘Latający Holender’, a więc ściśle związany z morzem. Pytam - dlaczego?
Ubawiła mnie odpowiedź:
- Bo pana jest wszędzie pełno, a po schodach biega pan szybciej niż wychowankowie. Zwierzali się w zaufaniu, ze rzadko udaje się im ukryć przed dyrektorem ;
spotykają się na drugim piętrze, a już po chwili jest pan na parterze, zawsze zabiegany,
zawsze w ruchu.

Rozbroiła i ubawiła mnie ta informacja, zresztą bardzo sympatyczna i świadcząca o dobrej znajomości spraw morskich w świadomości sztubaków. Wprawdzie ‘Latający Holender’ to w marynarskich opowieściach statek żaglowy - widmo, który wcześniej zatonął  z załogą na oceanie, a ja jeszcze żyję i nikogo nie straszę, ale sam pomysł, kryptonim i spostrzegawczość uczniów bardzo mi odpowiadają. Może kiedyś rozwinę w literackim eseju tę fascynującą przez setki lat morską legendę, wzbogacając zainteresowanie i wiedzę o tajemnicach morza  u mieszkańców śródlądzia.

Wrzesień 1976
Ten miesiąc po brzegi swojej pojemności wypełniają ważne i ciekawe wydarzenia,zatem nie znajduję wolnej chwili na systematyczne prowadzenie kronikarskich zapisków.Trzeba jednak cofnąć się do symbolicznej i wciąż bolesnej daty 1 września 1939 roku, bo ona szczególnie tragicznie zaważyła na losach polskiego narodu i biografiach milionów Polaków - zamordowanych, deportowanych, okaleczonych, zniewolonych w toku pracy przymusowej w III Rzeszy niemieckiej. Listy wyrządzonych nam przez okupantów krzywd nie da się precyzyjnie ustalić, wyrównać czy zapomnieć. Można przebaczyć w zgodzie z chrześcijańską powinnością i własnym sumieniem, ale to nie zagoi ran, jeśli ktoś został do szpiku kości upodlony lub stracił rodzinę, nadzieję, miłość i własną przyszłość bez obaw i paraliżującego strachu, nawet kiedy do drzwi zapukała starość i wnuczęta proszą o czytanie lub opowiadanie bajek. Jako dziecko wojny i dziecko niewolniczej pracy przymusowej u niemieckiego bauera w Prusach Wschodnich, ożeniony z nauczycielką, która nie znała swoich rodziców zamordowanych przez ukraińskich bandytów na Rzeszowszczyźnie - mam zakodowaną w świadomości szczególną wrażliwość na ludzką krzywdę, bezprawie, niesprawiedliwość. Nie demonizuję opisu faktów i rad byłbym wykreślić całe przeżyte zło z pamięci. Ale to nie jest po prostu możliwe. Ten ciężar trzeba nieść do kresu swoich dni.
To wątek bardzo osobisty, który pominę w opisie. Szkoła musi być świątynią prawdy, ale nigdy kuźnią nienawiści. Umiar, kultura słowa, takt, szacunek dla różnej
skali dziecięcej wrażliwości i psychicznej percepcji decydują o efektywności pracy wychowawczej dobrego nauczyciela..
Jak zawsze - początek nowego roku szkolnego zbiegł się z rocznicą wrześniowej tragedii narodowej. Mamy swój własny rytuał w przeżywaniu tego uroczystego dnia ; warty honorowe przed pomnikiem ‘Żołnierza - Obrońcy Dziecka, Obrońców Helu i Generała F. Kleeberga, wiązanki biało-czerwonych goździków na cokołach kamiennych kompozycji, symbolu bohaterstwa i miłości Ojczyzny, patetyczne słowa apelu narodowej pamięci o czasie chwały, bohaterstwa, walki i tragicznej martyrologii. Smutny i bolesny apel z poważnymi w nastroju wierszami. Bolesne słowa, które głęboko zapadają w pamięć. Kombatanci w mundurach, w pełnej gali orderowej, na wietrze łopocze wielka gala banderowa polskich statków i okrętów. Takiej uroczystej oprawy święta mogą nam pozazdrościć inne szkoły. Ale rzecz nie w taniej rywalizacji, a w modelu postaw patriotycznych, uczuciowych więzi z matką - Ojczyzną, z Polską. Są wśród nas bohaterowie wojny ; płk. rez. Henryk Wawrzynowicz, chor. rez. Michał Bigosiński, sierż. rez. Piotr Mojsa i wielu, wielu innych. Nie kryją wzruszenia.
Spontaniczna radość młodzieży z racji wielkiego spotkania w rówieśniczym kręgu
wybuchnie dopiero za zamkniętymi drzwiami izb lekcyjnych z udziałem swoich wychowawców. Olbrzymi gmach szkoły zamieni się w bajeczną łąkę pełną kwiatów i może ten fakt najbardziej charakteryzuje atmosferę pracy i bogatego życia bolesławieckiej ‘Ósemki’, szkoły innej niż wszystkie. Nie będę jednak licytował zasług, to przecież codzienność i normalność.
Echa uroczystości znalazły swoje szerokie odbicie w gazetkach ściennych, w wypracowaniach oraz na lekcjach historii, języka polskiego i na godzinach wychowawczych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz