czwartek, 27 kwietnia 2017

WIELCY LUDZIE, OGROMNE PASJE, PRAWDZIWE I BOGATE ŻYCIE


Do kręgu przyjaciół mogę zaliczyć ś. p. dr Bronisława Miazgowskiego, z którym prowadziłem obfitą korespondencję przez wiele lat. Jego pamięci poświęciłem olbrzymią tablicę pamiątkową przed wejściem do morskiej części szkoły /oddzielne sale miały odrębnych patronów - Kapitana Żeglugi Wielkiej Tadeusza Kalickiego i II Oficera PLO Teofila Grydyka/. Pan Bronisław był niekwestionowaną wyrocznią w sprawach morskich, szczególnie upodobał żeglarstwo i problematykę szeroko rozumianej kultury morskiej. Mimo zaawansowanego wieku odwiedził Bolesławiec i słynną nawet w Szwajcarii /gdzie mieszkał/ naszą “Ósemkę”.




Cytuję obszerne fragmenty jednego z licznych listów - pereł w moich zbiorach dokumentów. Fryburg, 9.06;1980 r.

Drogi Panie,

List Pański z 14.V.80 czytałem nie tylko ze wzruszeniem, ale i z głębokim przejęciem. Jeszcze nigdy nikt nie ocenił tak wysoko moich wysiłków na rzecz Polski morskiej i kultury morskiej w świecie. Wielkie serdeczne dzięki Panu za to.Pańskie słowa bardzo mnie podtrzymują na duchu, ale to, co jest nieodwracalne, musi nastąpić prędzej czy później. Może się to moje obecne życie jeszcze wlec jakiś czas, ale też może się skończyć w każdej chwili. Dzieci Pańskie i “moje” z klasy morskiej życzą mi jeszcze wiele rejsów, ale ja jestem już tak osłabiony, że z domu już nie wychodzę, “rejsy” odbywam już tylko od łóżka do fotela i od fotela do łóżka. Niedaleko ! Patrzę spokojnie na nadchodzący koniec bez lęku i właściwie już bardzo chciałbym umrzeć. Takie życie jak moje obecne jest puste, to już tylko wegetacja. A tyle jeszcze rzeczy zostało niedokończonych, tyle jeszcze do zrobienia i napisania. To już inni będą kontynuować zaczęte dzieło. Każda idea, jeśli jest słuszna i pożyteczna, zawsze znajdzie następców.

Myślę, że Pan za wysoko ocenia mój dorobek i wątpię, czy po moim zejściu z tego świata będą o mnie ludzie pamiętać. Teraz ludzie żyją tylko chwilą bieżącą, ci co odeszli szybko popadają w niepamięć. To mi zresztą najzupełniej obojętne. Ważne jest własne przeświadczenie, że się nie żyło na próżno, że się coś zdziałało dla innych, nie tylko dla siebie.

Jest rzeczą wykluczoną, byśmy się mogli spotkać w Gdyni jesienią na II Kongresie Kultury Morskiej, gdy ja tutaj już nawet do miasta nie mogę wychodzić, Zresztą wątpię, by mnie na ten kongres zaproszono. Panowie ze Stowarzyszenia Działaczy Kultury Morskiej dali mi wprawdzie dyplom członka honorowego, ale o kongresie mnie nie powiadomili i nie zaprosili. Nie zaproponowali też, bym im przysłał do odczytania to, co w tej sprawie mam do powiedzenia. O kongresie rok wcześniej powiedział mi w czasie pobytu w kraju minister.Motyka. Teraz Pan mnie o tym powiadamia. Jeśli w swoim referacie Pan i o mnie wspomni - będę rad i Panu za to wdzięczny.Pomyślałem sobie, że dobrze będzie, jeśli w Pańskiej szkole, gdzie zostawiłem kawałek swego serca, zostanie niewykoślawiony mój “morski” życiorys, jak to jest np. w pracy magisterskiej p. Keller, gdzie pisze ona, że “związałem się z harcerstwem w 1930 r. /dla niej to starożytność !/, ale ja do harcerstwa wstąpiłem dokładnie 17 kwietnia 1921 r / bo wcześniej nie można było - wojna !/ i dlatego napisalem z trudem i w bardzo wielkim skrócie, w ciągu dwóch tygodni, po kilka zdań dziennie, załączony życiorys. Ograniczyłem się tylko do spraw morskich, a przecież zdziałałem też różne rzeczy i poza tym kręgiem spraw /jak choćby np. fakt, iż stworzyłem w Pradze czeskiej w listopadzie 1938 r. ostatnią możliwość zapobieżenia wojnie - gdyby jednak wybuchła - rozegrania jej inaczej i chyba zwycięsko. Nie wiem, czy Panu o tym coś wiadomo, pisałem o tym - po 26 latach milczenia - w “Polityce”, w rok później w londyńskiej “Kronice”. Historyk krakowski, prof. H. Batowski potwierdził autentyczność tych wyczynów, bo znalazł w archiwum wojskowym w Waszyngtonie mikrofilmy niemieckich dokumentów w tej sprawie. Gdy to pisałem, byłem już wtedy bardzo chory i uważałem, że należy dla dobra historii te fakty ujawnić. W nagrodę za moje wyczyny i dobre chęci gen. Malinowski, zastępca szefa Sztabu Gen. napisał wtedy - w 1938 r. - że jestem “niebezpieczny”, bo mogłem popsuć dobre stosunki z Niemcami. A w 10 miesięcy później ci panowie siedzieli haniebnie internowani w Rumunii, ja zaś miałem zaszczyt zostać kanonierem w pułku artylerii ciężkiej ... ale we Francji.Na polskiej ziemi odmówiono mi karabinu.

Rozgadałem się, wróćmy do spraw morskich. Załączony życiorys napisałem też dlatego, że akurat mija 50 lat mojej działalności morskiej. Kawał życia, kawał roboty ! Gdy taki “okrągły” okres za mną się zamyka i gdy kończy się moje życie, mogliby rodacy jakoś to uczcić. Byłem np. jednym z pierwszych, jeśli ni w ogóle pierwszym, który wskazywał na potrzebę i konieczność stworzenia Uniwersytetów w Gdańsku i Szczecinie. Dobrze, że choć jeden z nich powstał. Miałbym prawo do doktoratu h. c. tegoż Uniwersytetu.Ale kto o tym pomyśli? Albo mogłaby mi Rada Państwa przyznać Krzyż Komandorski /Oficerski mam od 1969 r./ za pół wieku działalności morskiej, pisarskiej i innej. Ani harcerstwo /od którego już dawno odszedłem choć nigdy nie wystąpiłem/, ani ZLP /Związek Literatów Polskich - przypisek PS/, gdzie trzeba tylko płacić regularnie składki, zaś wszelkie udogodnienia i nagrody są tylko dla określonej sitwy - z takim wnioskiem nie wystąpi.Stowarzyszenie Działaczy Morskich? Tam też o mnie nie pamiętają /dowód - kongres/. Mnie oczywiście już najzupełniej do szczęścia nie są potrzebne nagrody, wyróżnienia, odznaczenia. Wszystkie moje myśli krążą teraz już tylko wokół ewentualnego bytu po śmierci. Ale jestem symbolem czy wyrazicielem idei kultury morskiej, jakiekolwiek wyróżnienie byłoby swego rodzaju nobilitacją tej idei.A to nie jest obojętne. Z polskiej myśli i z polskiego /indywidualnego/ wysiłku zrodził się Instytut Międzynarodowy Kultury Morskiej. Podkreślenie tego faktu przez stronę polską miałoby swój sens i wartość. Bo nie ważne moje nazwisko, ważne jest, że to zdziałał Polak ! Ważne, że i Polacy mają coś do powiedzenia na arenie światowej.

Rozpisałem się, bo wciąż mi się zdaje, gdy piszę do kogoś bliskiego, że to może jest mój list ostatni, więc chciałoby się dużo powiedzieć.

Dziękuję serdecznie i za następny list, z 23 maja. Dziękuję najserdeczniej dzieciom za ich pamięć o mnie. Za późno już było, bym mógł w odpowiedzi życzyć im pogodnych i radosnych wakacji. Powitam je na progu nowego roku szkolnego, jesienią, jeśli jej dożyję.

Panu najserdeczniej ściskam szlachetną i przyjazną dłoń, życzę też Panu i Jego Rodzinie pomyślnych a dobrze zasłużonych wakacji. No i życzę pomyślnego rejsu na nowym polskim statku, upamiętniającym jeszcze jedno polskie, patriotyczne imię - gen.Kleeberga.

Br. Miazgowski


P.S. Ostatnio zwróciła się do mnie Szkoła Podstawowa nr 141 w Łodzi z prośbą o materiały o gen.Zaruskim, bowiem w jesieni ma ona otrzymać imię Generała. Szkoda, ja wszystkie książki Generała i o Generale rozdałem już ludziom i bibliotekom. Klisze fotograficzne, jakie miałem, pożyczyłem ludziom i oczywiście nigdy już nie doczekałem się ich zwrotu. Teraz mogę tej szkole napisać tylko list /bo o przyjeździe nie ma mowy/ oraz - o co proszą - wskazać nazwiska ludzi jeszcze żyjących, którzy znali Generała i zachowali o Nim najlepszą pamięć. Harcerze-żeglarze przede wszystkim. Dobrze, że jeszcze jeden zasłużony Polak zostanie uczczony przez polską szkołę i polskie dzieci. Zawsze był ich serdecznym przyjacielem i wychowawcą.


P. S II. Jestem dysponentem biografii Bronisława Miazgowskiego, którą napisał tuż przed śmiercią i przekazał mnie listownie z nadzieją na wydrukowanie w którymś z morskich czasopism. Do dzisiaj tak się nie stało. 

P. Śliwko


poniedziałek, 27 lutego 2017

LUDZKA MĄDROŚĆ UKRYTA W PIĘKNYCH SŁOWACH LISTÓW


Napisałem w swoim długim życiu kilkaset - a może nawet dużo więcej - listów. Nie liczę korespondencji urzędowej, bo ta jest czy raczej była mało interesująca, nie porywała do czynu, nie wyzwalała dobrych uczuć. W wielkim zbiorze rękopisów i maszynopisów są prawdziwe diamenty i warto je wyeksponować ze względu na wartość merytoryczną przemyśleń autorów i urodę ojczystego przebogatego i przepięknego języka. Cytuję tylko kilka urokliwych, dojrzałych i mądrych przykładów. Nie podaję nazwisk piszących, bo nie mam ich upoważnienia. Ograniczam się do inicjałów.



Warszawa, 23.10.2002

Szanowny, miły Panie Pawle.

Dziękuję za odpowiedź tak sympatyczną i osobistą. Wzruszające to doświadczenie - czytać o uczuciach tak szczerych, mocnych, wiernych. Pięknie pisze Pan o żonie i o swoim przyjacielu. Takie słowa zapadają w pamięć, w kolekcję dobrych, krzepiących opowieści.

Panie Pawle - ja też boję się, że świat zmienia się w złą stronę, że brak w ludziach idei, zapału, bezinteresowności. Bardzo jednak staram się dostrzegać każdy przejaw nadziei, że może są jeszcze w świecie ludzie tacy, jak dawniej - zaangażowani, pomocni, wspaniali po prostu. Wychowana byłam w domu, w którym nigdy nie zwracało się uwagi na pieniądze, nie liczyło na zysk.Oboje rodzice pracowali naukowo. Zawsze ważniejsze dla nich było, by robić coś, co się lubi, czym można pomóc ludziom. Oczywiste było dla mnie, że w pracy liczy się dzieło, odkrycia, szacunek ludzi - a nie zarobki. Gdy siedem lat temu zaczęłam pracować zawodowo / wówczas w redakcji miesięcznika Zwierciadło /, przez pierwsze dwa lata ciężkiej pracy nie zarobiłam prawie nic.O nic nie prosiłam, nie zabiegałam, nie stawiałam warunków. Ważniejsze było to, że uczestniczę w czymś ciekawym, kształcącym, rozwijającym. Oczywiście wzbudzałam taką postawą spore zdziwienie, ale okazało się, że nawet w obecnych czasach może to być docenione. Po jakimś czasie zaangażowano mnie, z czasem stałam się kierownikiem działu. Byłam szczęśliwa, że “awans” zawdzięczam właśnie tym wartościom, które wpojono mi w domu. Część moich znajomych miała podobne losy. Są więc ludzie w młodym pokoleniu, którzy starają się nie zatracić w pogoni za pieniędzmi.

Piszę to jako luźną refleksję, która może jakoś Pana - wieloletniego pedagoga, człowieka, który całe życie wpajał młodym ludziom szczytne idee - pocieszyć i natchnąć optymizmem. Nigdy nie ginie dobro, które się ludziom ofiarowało, trud, jaki się zadało, by nauczyć ich życiowych wartości. Ci, którzy lekceważą wszelkie zasady i kierują się zyskiem, są po prostu głośniejsi, bardziej widoczni. Ale jest jeszcze rzesza cichych, spokojnych młodych ludzi, którzy będą się starali swoim dzieciom pokazać to, co w życiu najważniejsze.

Proszę potraktować mój list jako chęć rozmowy z Panem. Jest ona dla mnie zaszczytem i przyjemnością.

Z wyrazami szacunku - J. S.

“Poradnik Domowy”

PS. Esej i opowieść o Tiborze Csorbie z chęcią pokażę moim rodzicom, którzy znali go osobiście. Ja poznałam jego postać wyłącznie z opowieści. Gdy Pan odbierał nagrodę przyznaną przez Muzykę i Aktualności, ja miałam zaledwie rok … Byłam jednak od wczesnego dzieciństwa karmiona przez bliskich rodzinnymi opowieściami i anegdotami. Czasem czuję się, jakbym rzeczywiście w tym kiedyś uczestniczyła.

Mój komentarz - PS. Serce rośnie, kiedy czyta się takie listy od nieznajomych, wspaniałych, mądrych ludzi. Szczęśliwie spotkałem ich wielu na krętych ścieżkach długiego życia. To im zawdzięczam optymizm wpleciony w nieuniknione przemijanie … Dziękuję.



Kolejna - najnowsza - korespondencja, którą kontynuuję za pośrednictwem laptopa. Otrzymałem mejlową wiadomość od członka Węgierskiej Akademii Nauk.Jest nim dr Mitrovits Miklós, który zainteresowany jest twórczością Tibora Csorby.. Żałuję ogromnie, że nie mogę pomóc sympatycznemu adresatowi z Węgier.


Szanowny Panie !

Dziękuję serdecznie za Pańskie zainteresowanie losami dzieł Wielkiego Mistrza i Przyjaciela, jakim był dla mnie profesor Tibor Csorba. To wyjątkowy malarz wielkiego formatu europejskiego, niesłychanie uzdolniony plastycznie, nieprawdopodobnie pracowity, przyjazny ludziom, noszący serce na dłoni. Podziwiałem Go i szanowałem, na miarę swoich skromnych możliwości popularyzowałem w lokalnym środowisku i poprzez prasę - szerzej, w skali ogólnopolskiej.

Mistrz miał swoje wystawy w miejscowym ośrodku kultury i trwałe ślady swojej obecności w miejscowej Szkole Podstawowej Nr 8, którą kierowałem przez 19 lat - do chwili przejścia na emeryturę w roku 1991. Od tej daty straciłem bezpowrotnie kontakt ze szkołą, którą wcześniej rozbudowałem i w której stworzyłem Galerię Malarstwa i Grafiki Współczesnej. Nadałem jej imię Prof. Dr TIBORA CSORBY, co zostało uwiecznione na okolicznościowej tablicy pamiątkowej. Imponująca galeria na pierwszym i drugim piętrze budynku zgromadziła prace malarskie ponad 200 autorów, w tym ponad 40 akwarel naszego węgierskiego mecenasa i przyjaciela szkoły, który swoje obrazy na zakończenie każdego roku szkolnego ofiarowywał najlepszym i najbardziej uzdolnionym plastycznie uczniom. Zapraszał ich także na plenery malarskie w Vac pod Budapesztem.

Specjalny reportaż o szkole, wychowaniu przez sztukę i Profesorze nagrała Telewizja Węgierska i być może odnajdzie Pan ten dokument w archiwalnych zbiorach tej instytucji. Może to jest dzisiaj jedyne źródło historycznej już informacji, bo szkoła nie ma żadnych obrazów Mistrza pędzla i palety, a ja kończę 82 lata mojej biografii i o wielu ważnych faktach po prostu zapomniałem. Tym bardziej, że po przejściu na emeryturę stałem się - persona non grata, dopiero po kilkunastu latach zostałem zaproszony do “mojej” szkoły na jakąś uroczystość. Cóż - samo życie, meandry ludzkiego losu …

Z przykrością odpowiadam negatywnie na Pana pytanią :

- nie ma wystawy obrazów w budynku szkoły, która jest dzisiaj gimnazjum,

- obrazy malarza prawdopodobnie zostały rozdysponowane między zainteresowane nimi osoby, ale nic o tym mi nie jest wiadome,

- nie ma tablicy pamiątkowej z nazwiskiem darczyńcy,

- korytarze zdobią w większości prace malarskie wykonane przez uczniów i kilkanascie “ocalonych z pogromu” dzieł artystów, z którymi miałem rozliczne kontakty /sam kończyłem m. in. Studium Nauczycielskie Rysunku i Malarstwa w Katowicach/. Do wielu twórców docierałem korespondencyjnie, np. po odczytaniu w prasie informacji o ich wernisażach,zaprzyjaźniałem się z nimi i w ten sposób powiększałem szkolną galerię.

Na zlecenie Kuratorium Oświaty i Wychowania we Wrocławiu prowadziłem całomiesięczny wakacyjny kurs dla nauczycieli plastyki szkół podstawowych Dolnego Śląska, opublikowałem sporo artykułów w prasie pedagogicznej - i nie tylko - na temat wychowania przez sztukę.

Dla uzupełnienia informacji przesyłam skan wydawnictwa, w którym przybliżam biografię nieodżałowanej pamięci Przyjaciela i mecenasa szkoły, która była moją dumą i miłością, naszym wspólnym dokonaniem.

Serdecznie Pana pozdrawiam, łączę wyrazy szacunku-
Paweł Śliwko






wtorek, 21 lutego 2017

Skarby naszego miasta ELŻBIETA WOŹNIEWSKA - MALARKA W HISZPANII


Można ten esej zacząć jak bajkę : dawno, dawno temu uczyła się w bolesławieckiej “Ósemce” skromna dziewczynka, która z biegiem lat przekształciła się w piękną kobietę i znaną malarkę przynoszącą chlubę rodzinnemu miastu.


Kto dziś jednak wierzy w bajki w świecie rządzonym przez pieniądz? Po wtóre - nie było to znów tak dawno, kiedy uczyłem Elę rysunku, dziś jest ona ciągle bardzo młodą i atrakcyjną kobietą, a rozwój wielkiego talentu zawdzięcza przede wszystkim sobie, swojej twórczej pasji i wrodzonym zdolnościom. Jeśli dodać do tego wyjątkową subtelność, wrażliwość kolorystyczną i dar obserwacji oraz przetwarzania na język sztuki tzw. obiektywnie istniejącą rzeczywistość - powstanie pełniejszy wizerunek.Inteligentna, delikatna, romantyczna, nieskazitelna w działaniu, promieniejaca autentycznym, wielkim talentem malarskim - stanowi zapewne piękny słowiański kontrast pod słonecznym niebem gorącej Hiszpanii, dokąd trafiła na stałe w porywie serca. Ale to jest jej życie prywatne i byłoby nietaktem sięgać do jego wnętrza.


Brzmi to może paradoksalnie i nieprawdopodobnie, ale do ciepłych wspomnień z lat młodości Eli wykorzystam opinię wybitnego fachowca, nieżyjącego już węgierskiego malarza, profesora Tibora Csorby, mojego serdecznego przyjaciela i donatora. Kiedy byliśmy na zorganizowanym przez niego plenerze malarskim w Vac pod Budapesztem, oglądając studyjne dzieło dziewczyny, zwrócił moją uwagę na parę detali i jak zawsze serdecznie - powiedział:

-Kochany Pawelku /nie uznawał litery “ł”, nie ma jej w języku węgierskim i choć niezapomniany profesor mieszkał nad Wisłą kilkadziesiąt lat, zawsze pozostawał w detalach Węgrem, chociaż mówił,pisał, a nawet … myślał po polsku/, to wielki talent, mówię ci - ma zadatki na wielką malarkę, może jak Boznańska. Zobaczysz, ma nie tylko oko i rękę, ma jeszcze serce, a to najważniejsze. Jest taka delikatna, subtelna, wrażliwa kolorystycznie. ...Profesor nie mylił się : był wybitnym artystą, fachowcem najwyższej miary, może największym współczesnym akwarelistą europejskim ...

Tam właśnie, na gościnnej i pięknej ziemi węgierskiej, śledziłem rozwój talentu Eli, w tym czasie młodziutkiej, urzekającej skromnością, delikatnością i kulturą dziewczyny. Obok siebie miała jeszcze uzdolnionego plastycznie kolegę i koleżankę, ale to ona wyróżniała się zdecydowanie skalą talentu. Stara architektura, otwarty pejzaż, martwa natura, nastrojowe kompozycje, ludzie w ruchu i statyczne studia ludzkiej postaci - to wszystko zadziwiało oryginalnością, świeżością spojrzenia i malarskiego ujęcia, po prostu zwracało na siebie uwagę, było inne, oryginalne, dojrzałe, delikatne, subtelne, wypieszczone w detalach lub bardzo ogólne, zjawiskowe, zawsze ciekawe, przykuwające wzrok, emanujące wyzwolonymi niespodziewanie uczuciami, zdumiewające talentem jeszcze anonimowej przyszłej artystki.

Nic więc dziwnego, że stary Profesor mrużył oczy, zdejmował okulary i mruczał ciepło, raczej do siebie :
-Dobre to, dobre, delikatne, malowane z wyczuciem, z sercem, bardzo dobrze. A jaki kolor, smak to ty masz, dziewczyno, oj masz… Maluj, dużo maluj, warto, trzeba, musisz,będzie o tobie jeszcze głośno …


W malowniczej kafejce, których pełno w Vac, przy lampce słodkiej malagi czy tokaju lubił podsumowywać twórczy dorobek młodych artystów. Zwykle byliśmy sami /uczniów zapraszał oddzielnie na ciasta, lody i soki owocowe. miał swoje twarde zasady w korzystaniu z trunków - po prostu używał ich niewiele będąc wyrafinowanym smakoszem/. Zwykle mówił zresztą o pracach Eli.

-Robi postępy, szybko uczy się, ma swój styl wynikający z wewnętrznej wrażliwości estetycznej i autentycznego talentu. Tego nie da żadna uczelnia. Niech maluje po swojemu, tak jak umie, spontanicznie i świeżo, nawet łamiąc obowiązujące kanony. Niech sama odkrywa urodę sztuki, zadziwia się pięknem ujawnianym z największą radością na karcie bristolu czy płótnie. Kompozycji i perspektywy można się nauczyć, ale wrażliwość na piękno albo masz w sobie jako dar życzliwego Pana Boga, albo tylko udajesz …


I jeszcze jedną dobrą radę dedykował Eli :

-Nie rozstawaj się z pędzlem i paletą, masz wielką przyszłość przed sobą, dziewczyno …

Nie mylił się stary Profesor. Umiał przewidzieć przyszłość. Nie popełnił błędu w ocenie. 


ELŻBIETA WOŹNIEWSKA, urodzona w Bolesławcu młoda malarka, ma dziś uznany powszechnie status, pozycję i dorobek. Swoje życie ułożyła ciekawie i barwnie : studia, praca twórcza w Berlinie Zachodnim, wernisaże, wystawy w poważnych galeriach, dzieła kupowane przez znawców przedmiotu do różnorodnych kolekcji i zbiorów. Wreszcie Hiszpania, czas małej stabilizacji i prawdziwej pasji tworzenia. Czy w rozsłonecznionym, przepięknyym i ostrym pejzażu ojczyzny Salwadora Dali słowiańska dusza malarki nie tęskni do spokojnego krajobrazu nadwiślańskiego, do cichych chopinowskich wierzb?


O to zapytam artystkę, kiedy znów będzie w malowniczym grodzie nad Bobrem. Mam tylko jedną jej studyjną pracę - akt nastolatki. Jest subtelna i piękna, jakby niedokończona, tajemnicza, urokliwa przy analizie szczegółów dzieła, bogata w formie i treści, budząca gamę ciepłych uczuć. Przepiękny akt, który nie eksponuje treści erotycznych, wstydliwie je ukrywając.Nawet koloryt rozjaśnionej zieleni ma w tym obrazie swoje symboliczne znaczenie. To zapewne malarska zapowiedź przyszłego odkrywania piękna i bogactwa otaczającego nas świata.Profesor Tibor Csorba w lapidarnym skrócie nazywał malarstwo Eli niepowtarzalnym, bogatym,różnorodnym i pięknym.

Jak zawsze - miał absolutną rację.

czwartek, 16 lutego 2017

SERCE ZA SERCE I LAUROWE WIEŃCE


Po ponad 25-letnim rozstaniu z ukochaną szkołą /od ponad ćwierć wieku jestem na emeryturze/ nie umiem rozliczyć dorobku medalowego, bo cała dokumentacja i konkretne krążki złotych, srebrnych i brązowych wyróżnień zgromadzonych w Sali Tradycji po moim odejściu zniknęły jak przysłowiowa kamfora …

Najbardziej żałuję Honorowego Kordu Oficerskiego Marynarki Wojennej z wyrytą na klindze dedykacją dla szkoły w uznaniu efektów wychowania morskiego młodzieży. Ktoś zwyczajnie przywłaszczył /mówiąc brutalnie - ukradł / bezcenną pamiątkę odbieraną przeze mnie na pokładzie ORP “Błyskawica” w Gdyni z rąk admirała Piotra Kołodziejczyka, ówczesnego Ministra Obrony Narodowej,w obecności reporterów TV, co zostało udokumentowane w reportażu wyświetlonym w programie I /dziennik wieczorny/ jako wydarzenie niecodzienne, niepowtarzalne, swego rodzaju news. Byliśmy pierwszą i jedyną szkołą w Polsce, która spotkał taki splendor. Bronił tego skarbu w Sali Tradycji Szkoły afrykański spreparowany lew, który przywędrował tu jako I nagroda konkursu wiedzy o morzu ufundowana przez Dyrekcję Polskich Linii Oceanicznych w Gdyni. Zresztą to długa i ciekawa historia związana z amerykańską Polonią i związkach Polonusów z Ojczyzną, ważny epizod w historii bolesławieckiej “Ósemki”. Kiedy jako radny zaproponowałem stworzenie muzeum szkolnictwa i zgromadzenie resztek pamiątek z różnych miejscowych placówek oświatowych - mimo uznania słuszności wniosku - koncepcja nie doczekała się realizacji. Szkoda.

Drugie nietypowe wyróżnienie szkoły - to Honorowa Szpada Górnicza przywieziona do nas przez Wiceministra Górnictwa i Energetyki w Warszawie i przekazana z całym ceremoniałem wraz z obszernym listem gratulacyjnym w uznaniu trudu w utworzeniu Muzeum Górniczego składającego się z dwóch sal imitujących podziemia kopalni rudy miedzi, w tym tzw. chodnik “upadowej” Z kopalni “Konrad” otrzymaliśmy część materiałów dla odtworzenia wg. oryginalnych wzorców autentycznego podziemia kopalni rudy miedzi, co nam udało się w całości i co stanowiło zasługę nieocenionego Zygmunta Wydrycha. Przekrój bogatych zbiorów muzealnych to począwszy od skamieniałej ryby z “Konrada”, przez sigilaria, lepidendrony i odciski w węglu kopalnych paproci i innych roślin z minionych epok geologicznych /zagłębie wałbrzyskie/ po grudki złota z kopalni kanadyjskich /dar polskiego księdza, który mieszka w Kanadzie/ i bogaty skarbiec minerałów z Uralu /ofiarowany przez grupę radzieckich geologów przebywających na konferencji naukowej we Wrocławiu/. Nie zabrakło tu XIX-wiecznej lampy górniczej, kilofów, a kolekcja górniczych czako obejmowała cały komplet wyróżników - od nakrycia głowy zwykłego górnika po strój generała górniczego. Oddzielnie prezentowaliśmy ochronne hełmy z lampkami bateryjnymi przydatne w codziennej trudnej pracy pod ziemią. Opis kilkuset eksponatów zająłby zbyt wiele miejsca. Ciekawość zwiedzających budziły bardy górnicze /dekoracyjne siekierki/ i mnóstwo innych przedmiotów. Dwadzieścia lat istniało to popularne muzeum, dziś nie ma po nim żadnego śladu. W miejscowej średniej szkole elektronicznej dziś tworzy się imitację pracowni górniczej z wyposażeniem technicznym do praktycznej nauki zawodu, ale to coś zupełnie innego, czego nie można porównać z Muzeum Górniczym im. mgr inż. Alfreda Cholewiaka. Dotyczy to zarówno urody wnętrza mini-kopalni, jak też merytorycznej wartości zbiorów muzealnych pochodzących z całego świata, np. z Afryki czy Australii.

Szkoła otrzymała medal “200-lecia Komisji Edukacji Narodowej” z resortu oświaty w Warszawie jako pierwsza i chyba jedyna w Bolesławcu. Powiększoną replikę odznaczenia wykuła w miedzi pracownia plastyczna Śląskiego Okręgu Wojskowego. Dumną tarczę zawiesiliśmy przy wejściu do gmachu Tysiąclatki. Dziś nie znam losów tej bezcennej pamiątki bogatej przeszłości szkoły

Na sztandarze szkoły znalazły się trzy medalowe odznaczenia : Brązowy, Srebrny i Złoty Medal “OPIEKUN MIEJSC PAMIĘCI NARODOWEJ”. Nie uzasadniam szerzej tego faktu - należeliśmy bez wątpienia do kręgu najbardziej patriotycznych placówek oświatowych w Polsce i piszę to z pełną odpowiedzialnością za słowa. A 4-izbowy sektor gmachu zajmowany przez bezcenne eksponaty ofiarowane przez tych, którzy przeżyli II wojnę światową - dobitnie to potwierdza

Krakowskie środowisko intelektualistów związane z profesurą i studiami plastycznymi uhonorowało nas medalem “MECENAS SZTUKI”, co zapowiadało potrzebę rozszerzenia zabiegów o stworzenie galerii malarstwa i rzeźby i miało przynieść szkole nie tylko splendory, ale przede wszystkim olbrzymie korzyści wychowawcze. Mecenat wielu muz otwierał nowe możliwości otwierania świadomości dzieci na piękno otaczającego świata i własny udział w ekspresji twórczej.

“ZASŁUŻONY DLA ŚLĄSKIEGO OKRĘGU WOJSKOWEGO” - ten medal ofiarowało nam wojsko związane ze szkołą i patriotycznym wychowaniem młodzieży. Nie wiemy, kto wystąpił z takim wnioskiem, bo odwiedzali naszą Izbę Pamięci Narodowej oficerowie różnej rangi - nie wyłączając generałów, ale mieliśmy dużą satysfakcję wynikającą z tego faktu.

“MEDAL im. HENRYKA JORDANA” - wyróżnienie Zarządu Głównego TPD za wyjątkowe podejście i rozumienie świata potrzeb dziecięcych oraz skuteczne modelowanie uczniowskich postaw prospołecznych, solidarności i równości, wzajemnej pomocy w potrzebie i empatii w życiu zbiorowym.

“MEDAL Im. JANUSZA KORCZAKA” - wyróżnienie Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Warszawie za zasługi - jak wyżej.

“ODZNAKA ZBIOROWA PRZYJACIEL DZIECKA”.

Medal “ZA ZASŁUGI DLA ZBoWiD”. Szkoła się żywym centrum spotkań i edukacji patriotycznej przez wojennych weteranów, którzy dzielili się swoimi doświadczeniem żołnierskim na wszystkich frontach walki - na Wschodzie i Zachodzie Europy oraz Afryki.Było wsód nich wielu prawdziwych bohaterów.

Złoty medal “BUDOWNICZY LEGNICKO - GŁOGOWSKIEGO OKRĘGU MIEDZIOWEGO” za utworzenie Muzeum Górniczego i bliskie więzi patronackie z górniczą bracią całego regionu.

Złota Odznaka “ZASŁUŻONY PRACOWNIK MORZA” za wieloletni dorobek w wychowaniu szkolnej młodzieży i wprowadzeniu morza do Bolesławca oraz zorganizowanie dwóch zasobnych muzeów morskich w dwu miejscowych szkołach - nr 4 i nr 8 liczących kilka tysięcy eksponatów.

Medal miesięcznika “MORZE”, z którym utrzymywałem częste kontakty i który docenił pozalokalną wartość eksperymentu pedagogicznego w sferze pracy wychowawczej. Ten wzorzec usiłowały z biegiem lat powtarzać niektóre szkoły, chociaż było ich niewiele.

Kolejne odznaczenie trafiło do szkoły jako metalowa plakietka Frontu Jedności Narodu, który rzadko nadawał honorowe wyróżnienia instytucjom. Wygrawerowano na niej napis “ZA CZYNY SPOŁECZNE”.'

Odznaka “ZASŁUŻONY DLA m. BOLESŁAWCA” potwierdzała nobilitację i rolę oraz miejsce szkoły w lokalnym środowisku. W tym czasie nawet ludzie najbardziej niechetni i zawistni musieli uznać jej zdecydowany prymat.

Odznaka Honorowa TOWARZYSTWA MIŁOŚNIKÓW BOLESŁAWCA stanowiła niejako potwierdzenie gamy sukcesów i splendorów spływających z zewnątrz w mury “Ósemki”. Każdy nowy sukces cieszył, każdy stanowił wyzwanie i wymagał potwierdzenia, udokumentowania, opisu.

Władze wojewódzkie wyróżniły nas odznaką “ZA ZASŁUGI DLA woj. JELENIOGÓRSKIEGO”. To zasługa obiektywnego w ocenie faktów nadzoru pedagogicznego o przyjaznym stosunku do niekonwencjonalnych poczynań oświatowych. Nawet po wielu latach Kurator Oświaty i Wychowania /będący emerytem/ Karol Lisowski dzwonił do mnie interesując się kolejnymi moimi publikacjami prasowymi.

Nie zabrakło w bogatej kolekcji medalu “600-LECIA MIASTA HELU”, barwnej i wielowątkowej przyjaźni z miejscową załogą Marynarki Wojennej i szkoły. Natrafiliśmy tutaj na wyjątkowo życzliwych i otwartych ludzi, co zwiastowało kolejne pasmo bogatych doświadczeń pedagogicznych i międzyludzkich.

Medal “ZA ZASŁUGI DLA LIGI OBRONY KRAJU” stanowi potwierdzenie naszego zaangażowania w sferze patriotycznej edukacji młodego pokolenia Polaków i efektywności wielorakich działań. Warto pamiętać, że organizacja ta skupiała wielu - jeśli nie wszystkich weteranów wojennych, ludzi zasłużonych dla ojczystego kraju.

Medal “40-LECIA SASKIEGO ZWIĄZKU TAKTYCZNEGO” nadawany za długoletnie kontakty i pracę na rzecz wojska. Oryginalny wyróżnik szkoły w zakresie współpracy z wojskiem.

ODZNAKA “ZA ZASŁUGI W ROZWOJU SPORTU MŁODZIEŻY SZKOLNEJ”. Mieliśmy znaczące sukcesy w wielu dziedzinach - począwszy od lekkoatletyki, a skończywszy na pływaniu. Galeria zdobytych w rywalizacji pucharów imponowała swoją zasobnością.

ZŁOTA ODZNAKA “ZASŁUŻONY PRACOWNIK POLSKICH LINII OCEANICZNYCH” /identyczną otrzymał szkolny Szczep Związku Harcerstwa Polskiego im. PLO/.To potwierdze długoletniego patronatu i sponsoringu tej morskiej instytucji nad bolesławiecką “Ósemką”, jedyne w Polsce o takiej tradycji i rozmachu w realizacji wspólnie ustalonych celów i zadań.

Medal “30-LECIA POLSKIEJ ŻEGLUGI MORSKIEJ” - wręczony za współpracę z ludźmi morza w dziele patriotycznej edukacji młodzieży i wzbogacania wiedzy o morzu wśród lokalnej społeczności.

Medal “60-LECIA MIASTA GDYNI”. Uhonorowanie serdecznych więzi ze środowiskiem instytucji morskich i kręgiem nauczycieli zainteresowanych nowoczesnymi formami edukacji szkolnej. Nobilitacja szkoły na dalekim śródlądziu za nowatorstwo i odwagę realizacji wyjątkowo ambitnych i odważnych celów pedagogicznych.

Złota Odznaka “ZA ZASŁUGI DLA RZEMIOSŁA”. Owoc długoletniego mecenatu i wzorcowy przykład pomocy szkole w realizacji codziennych potrzeb materialnych.

Srebrna Odznaka “TOWARZYSTWA PRZYJAŹNI RADZIECKO-NIEMIECKIEJ”. Ocena długoletniej przyjaźni i współpracy ze szkołami radzieckimi /np. Strachów/ i niemieckimi /Pirna - NRD/, wypracowane wspólnie dziedziny i formy współdziałania w ramach wychowania międzynarodowego /internacjonalistycznego/.

Złota Odznaka Honorowa TOWARZYSTWA PRZYJAŹNI POLSKO-RADZIECKIEJ. Uzasadnieniem jest bogata w wydarzenia Kronika Szkolna i dwa wycinki prasowe ilustrujące skalę i temperaturę wzajemnych więzi przyjaźni.

Te wszystkie odznaczenia i wyróżnienia / wszystkie? zapewne nie, to tylko skatalogowane symbole, które na co dzień spoczywały w gablotach Sali Tradycji Szkoły, a w dniach uroczystych zdobiły sztandar placówki oświatowej. Żałuję, że wszystkich odznak i odznaczeń nie umieściłem na blankiecie firmowym naszej placówki oświatowej./

Wybiegając myślą w przyszłość - na szalę zwycięstwa położyłem zaufanie i wiarę w mądrość i dobroć ludzi, w pokłady ich ambicji i dumy. Niestety - przegrałem z kretesem. Nie będę wdawał się w szczegóły. Wobec intrygi byłem zupełnie bezradny. To ostatnie smutne doświadczenie życiowe.Takie memento mori.

Cytuję jeszcze dwa wycinki prasowe uzasadniające niejako permanentny przypływ najprzeróżniejszych splendorów i nagród. Jeden mojego autorstwa /PS/ i drugi Lesława Millera. Ciekawa informacja o kolorycie szkolnej historii.

KONSUL ZSRR w BOLESŁAWIECKIEJ “8”



FOTOGRAFIE z DEDYKACJĄ od MICHAIŁA GORBACZOWA

W sobotę, 30 września, konsul Jurij Aleksiejew z Konsulatu Generalnego ZSRR w Poznaniu był gościem Szkoły Podstawowej nr 8 im. Bojowników o Wolność i Demokrację w Bolesławcu. Przywiózł nauczycielom i młodzieży historyczną już /powiększoną/ fotografię radzieckiego przywódcy z pobytu w Polsce wraz z odręczną dedykacją Michaiła Gorbaczowa, adresowaną do szkolnej społeczności “tysiąclatki”. Tekst brzmi :

“Drodzy Przyjaciele !

Dziękujemy Wam za serdeczne życzenia.Przyjmijcie ode mnie słowa wdzięczności za Wasz wkład za najcenniejsze osiągnięcie naszych narodów - przyjaźń radziecko - polską”.

Dodajmy, że to uczniowie “ósemki” wystąpili z wnioskiem do Kapituły “Orderu Uśmiechu” w Warszawie o wyróżnienie Michaiła Gorbaczowa tym odznaczeniem.

Konsul ZSRR dokonał uroczystego odsłonięcia tablicy pamiątkowej z okazji 25-lecia pracy pedagogicznej placówki oświatowej, która obok edukacji internacjonalistycznej, eksponuje na co dzień wychowanie patriotyczne, morskie i estetyczne. Trzej związani ze szkołą byli działacze ruchu młodzieżowego : Bogdan Kopeć, Marek Snopek i Piotr Gwardecki otrzymali odznaczenia im. Janka Krasickiego.

Po zwiedzeniu szkoły, gość obejrzał występ artystyczny szkolnego zespołu wokalno - muzycznego “Muszelki”. /PS/



M. GORBACZOW ODPOWIEDZIAŁ NA LIST BOLESŁAWIECKICH UCZNIÓW

PROPOZYCJA DZIECI : ORDER UŚMIECHU DLA RADZIECKIEGO PRZYWÓDCY

/Inf.wł./ Uczniowie Szkoły Podstawowej nr 8 w Bolesławcu napisali list do Michaiła Gorbaczowa. Złożyli mu serdeczne życzenia z okazji 70-lecia Wielkiego Października, napisali, że cieszą się z przebudowy i wielkich przemian, że są dumni, iz Polska należy do rodziny krajów socjalistycznych.

Liist nie pozostał bez echa, a wczorajszy dzień przejdzie do historii bolesławieckiej szkoły. Odwiedzili ją minister edukacji narodowej Henryk Bednarski oraz ambasador ZSRR w Polsce Władimir Browikow, który wręczył uczniom odpowiedź M. Gorbaczowa na list. Radziecki przywódca serdecznie pozdrowił uczniów i podziękował za życzenia. Napisał także, iż bardzo się cieszy, że szkoła utrzymuje przyjazne kontakty ze szkołami radzieckimi. Ambasador przekazał na ręce dyrektora szkoły mgr Pawła Śliwki album ze zdjęciami Lenina oraz dużą kolorową fotografię, na której widnieją postacie Wojciecha Jaruzelskiego i Michaiła Gorbaczowa.

Goście zwiedzili szkołę, cmentarz /radziecki/ i Muzeum Kutuzowa, złożyli kwiaty pod pomnikiem oficerów Armii Radzieckiej i obejrzeli program artystyczny w wykonaniu dzieci polskich i radzieckich.

Uczniowie Szkoły Podstawowej nr 8 wystąpili wczoraj do Kapituły Orderu Uśmiechu z wnioskiem o nadanie tego odznaczenia Michaiłowi Gorbaczowowi.

We wczorajszych uroczystościach wzięli udział także przedstawiciele władz wojewódzkich z I sekretarzem KW PZPR Jerzym Gołaczyńskim.

/lemil/

Moje uzupełnienie - /PS/. Radziecki przywódca otrzymał “Order Uśmiechu” na uroczystej gali w Krakowie. Niestety - bez naszego udziału. Organizator imprezy, redakcja “Kuriera Polskiego” nie zaprosiła nas na uroczystość. Nietakt ? Oczywiście. Tym bardziej, że nie było nas na imprezie o podobnym charakterze już drugi raz. Zabrakło nas w Wiedniu /Austria/, gdzie na wniosek naszej szkoły orderowe odznaczenie otrzymał Sekretarz Generalny ONZ dr KURT WALDHEIM.Rozczarowane były dzieci, usatysfakcjonowani koniunkturaliści. Samo życie ...


czwartek, 2 lutego 2017

POMNIKI BOLESŁAWIECKIEJ TYSIĄCLATKI cz.2


Kolejny, najbardziej okazały rozmiarami i wagą /w znaczeniu dosłownym/ pomnik poświęciła szkoła “LUDZIOM MORZA”, którym zawdzięczała swoją urodę i liczące się w skali ogólnopolskiej osiągnięcia. Obok granitowego obelisku z tablicą pamiątkową wkomponowaliśmy w cokół największą w kraju kotwicę ze statku-tankowca m/s “Karkonosze”, który został przed laty sprzedany zagranicznemu armatorowi i zapewne już złomowany. Kotwica imponującego rozmiarami stutysięcznika waży ponad 8,5 tony i została po urwaniu się na redzie portu Świnoujście wydobyta z morza przez nurków Marynarki Wojennej i przetransportowana przez nich do Bolesławca. Ten fakt wymownie świadczy o pozycji placówki oświatowej w opinii środowiska ludzi morza, które składało się z wielu życzliwych mecenasów i bezinteresownych sponsorów. Dzięki szkolnym pasjom do Wyższych Szkół Morskich Szczecina i Gdyni trafiło kilkunastu /a może dużo więcej/ byłych wychowanków “Ósemki”, w tym pełniąca w przeszłości obowiązki drugiego oficera Polskich Linii Oceanicznych Jolanta Rejenko.


Ten pomnikowy morski tryptyk nie zamyka bynajmniej symbolicznie tematyki morskiej w życiu szkoły, bo w przyszkolnym mini-parku stoi kolejna kolumnowa kompozycja, w przeszłości zwieńczona miedziowym modelem żaglowca, dziś składająca się z segmentów dwóch marmurowych kolumn ustawionych jedna na drugiej. Dzieło ma arcyciekawą historię, nieznaną zapewne dziś samym uczniom i nauczycielom, zatem nieco szerzej o tym jedynym w swoim rodzaju pomniku, który poświęcony został pamięci MARCINA OPITZA, prekursora związków z morzem grodu nad Bobrem, symbolu związków polsko-niemieckich w sferze kultury europejskiej.

Marcin Opitz /Opitius, Opeć - spolszcz./ urodził się w Bolesławcu 23 grudnia 1597 r., zmarł w Gdańsku w r. 1639. Poeta, historyk, dyplomata, dworzanin jedynego “morskiego” króla Rzeczypospolitej Władysława IV, którego reprezentował w kontaktach z dyplomacją szwedzką. Najwybitniejszy poeta tzw. drugiego śląskiego renesansu /okres baroku /, utrzymujący bardzo bliskie kontakty z polskimi kołami literackimi,m.in. jest autorem utworów panegirycznych na cześć licznych, znanych w ówczesnej Europie Polaków - R. Leszczyńskiego, Anny Wazówny i króla Władysława IV. Od roku 1633 przeszedł na służbę piastowskich książąt śląskich /z pochodzenia był Niemcem/, później stale przebywał w naszym kraju - służąc monarsze. W roku 1637 został zatwierdzony przez sejm polski na stanowisko królewskiego historiografa. Pierwszy znany i wybitny bolesławianin, który związał swoje losy z morzem … Nic więc dziwnego, że “morska szkoła” uczciła jego pamięć bardzo oryginalnym pomnikiem-obeliskiem. A swoją drogą - ciekawe są dzieje fragmentów greckich kolumn z białego marmuru, które stanowią dziś cokół pomnika : przed wojną stanowiły element grobowca zamożnego mieszczanina na miejscowym cmentarzu, potem stały się częścią pomnika wzniesionego przez miasto ku czci Armii Radzieckiej, po tragicznym wypadku dziecka w toku uroczystości lokalnych /wylanie oliwy z metalowej misy znicza/ - zmieniono koncepcję i zmodernizowano kamienną kompozycję. Kolumny nie zostały wykorzystane zgodnie z pierwotnym zamiarem. Po prostu o nich zapomniano. Po paru latach Służba Bezpieczeństwa odnalazła je … w Szkole Podstawowej nr 8, dokąd trafiły za wiedzą i zgodą ówczesnego Naczelnika Miasta Wiesława Grzegorzycy jako element nowej kompozycji pomnikowej poświęconej pamięci M. Opitza. Tutaj też pozostały na stałe. Afery nie było …



Nie koniec na tym pomnikowej galerii : dwa ogromne polodowcowe głazy stoją na wspólnym postumencie zbudowanym z granitowych płytek. To dzieło sztuki i pamięci ojczystej historii zadedykowane zostało wybitnym polskim pedagogom i przyjaciołom dzieci : JANUSZOWI KORCZAKOWI /1878 - 1942/ i HENRYKOWI JORDANOWI /1842 - 1907/. Ich zasługi eksponują granitowe tablice wmontowane w kamienie umieszczone na wspólnej ławie-lawecie. Ten akcent łączył się symbolicznie z wdrożeniem reformy szkolnictwa i podjętą przez resort oświaty próbą tworzenia szkół 10-letnich jako obowiązkowego standardu wykształcenia każdego młodego Polaka. Jak wiadomo - skończyło się na skromniejszej szkole 8-letniej, przeminęła epoka gierkowskiej megalomanii, ale sympatyczne kompozycje pomnikowe pozostały.Dowód aktywnego uczestnictwa szkoły w kulturze i nurcie postępu pedagogicznego, zarazem wytyczenie swoistego szlaku w przyszłość : szacunek dla ideałów korczakowskich i osobowości ucznia, dziecka, wychowanka. Tak już pozostało w murach Tysiąclatki, która wyróżniona została m.in. medalami Jordana, Korczaka i Komisji Edukacji Narodowej w 200 rocznicę jej powstania.

I jeszcze jedno dzieło rzeźbiarskie - realistycznie wykonany ceramiczny KLUCZ MĄDROŚCI I WIEDZY, efekt twórczego działania artystów międzynarodowego pleneru, jaki co roku odbywa się w Bolesławcu od kilku dziesiątków lat. Monument mierzy ponad 3,5 m wysokości, stanowi akcent dekoracyjny ukwieconego skweru, a zarazem stanowi uczniowskie credo, wyraz szacunku dla wiedzy, nauki, wysiłku umysłowego. Ukwiecona skarpa zmieściła niewielką galerię rzeźby plenerowej ceramicznej ilustrującej w części dorobek lokalnych plenerów i żywy związek społeczności szkolnej z kulturą i twórcami - artystami. Odważny zamysł w dużej części doczekał się realizacji. Inne rzeźby i obrazy ceramiczne /rzadkość/ znajdowały się wewnątrz budynku.


Nie ma już największej i najpiękniejszej kompozycji rzeźbiarskiej zatytułowanej “ŻOŁNIERZ - OBROŃCA DZIECKA” zaprojektowanej i wykonanej przez znanego wrocławskiego artystę ceramika Władysława Garnika, którą ufundował “Ósemce” były Naczelnik Miasta na jubileusz 15-lecia szkoły. Przedstawiała dwie ponadnaturalnej wielkości postacie żołnierza i tulącego się do niego dziecka z wyciągniętymi w górę dłońmi na tle chmary ptaków - gołębi. W zieleni krzewów tworzyła wspaniały, ruchomy akcent dekoracyjny /ruch ptaków zawieszonych na linkach w czasie podmuchów wiatru/, symbolizując zarazem bliskie więzi placówki oświatowej z wojskiem /gościem był tu m. in. Minister Obrony Narodowej wiceadmirał Piotr Kołodziejczyk, który wyróżnił szkołę po raz pierwszy w kraju Honorowym Kordem Oficerskim Marynarki Wojennej ozdobionym wygrawerowaną ciepłą w treści dedykacją/.


Próżno dziś szukać tej kompozycji rzeźbiarskiej przed szkołą. Zawinili wandale,którzy po ponad dziesięciu latach istnienia pomnika uporali się wreszcie z kruchą ceramiką. Szkoda, bo to strata bezpowrotna.

Zabrakło czasu i warunków na realizację ostatniego już pomysłu przed moim odejściem na emeryturę : ustawienia przed szkołą kilkunastu rzeźb pałacowych, które “odkryłem” zaniedbane i opuszczone pod jedną z miejscowości naszego województwa. Ale i bez tego szkoła stała się prawdziwą Mekką dla zwiedzających, chociaż prawdziwe skarby kryje nie na posesji, ale w swoim wnętrzu. Ale to już inny temat.


środa, 18 stycznia 2017

POMNIKI BOLESŁAWIECKIEJ TYSIĄCLATKI cz 1

Powstała w 1964 r. szkoła - POMNIK TYSIĄCLECIA PAŃSTWA POLSKIEGO Z NR 8 w herbowej tarczy należała do najciekawszych i najbardziej oryginalnych placówek oświatowych nie tylko w Bolesławcu, ale także w skali kraju. To efekt rozlicznych innowacyjnych inicjatyw pedagogicznych, których zewnętrznym symbolem pozostają do dzisiaj - nieliczne już, niestety, liczne kiedyś rzeźby,pomniki i tablice pamiątkowe fundowane społecznym sumptem. Z mojej inicjatywy realizowaliśmy tutaj interesującą koncepcję szkoły autorskiej preferującej trzy ważne ośrodki zainteresowań i pracy dydaktyczno - wychowawczej, a więc wychowanie przez sztukę /w klasach najmłodszych/, edukację morską i wychowanie patriotyczno-obywatelskie. Podporządkowano temu celowi treści, metody, zasady, organizację pracy i nawet bazę materialną szkoły, co znalazło uznanie w kręgach znawców przedmiotu, nigdy jednak patronatu naukowego czy formalnej akceptacji władz oświatowych na szczeblu lokalnym. Chlubny wyjątek stanowiły władze wojewódzkie, a przede wszystkim życzliwy szkole Kurator Oświaty i Wychowania mgr Karol Lisowski i jego zastępca mgr Machoy. Olbrzymia ilość uzyskanych przez Tysiąclatkę odznaczeń, wyróżnień i nagród predystynuje ją do umieszczenia w popularnej księdze rekordów, ale to temat do odrębnej publikacji.

Dziś - jedynie kilka podstawowych informacji o pomnikach, które powstały na posesji szkolnej popularnej “Ósemki”, nie bez perturbacji i kłopotów formalno-prawnych, ale za to będących widocznym symbolem wartkiego nurtu życia pedagogicznego w placówce mającej ambicje sprostać wyzwaniom współczesności.


Najstarszy z pomników zlokalizowanych na placu apelowym noszącym w przeszłości imię MARYNARKI WOJENNEJ poświęcony został pamięci BOHATERSKICH OBROŃCÓW HELU, o czym zaświadcza tekst wykuty w granitowej płycie - symbolicznym żaglu kogi. Kompozycja swoim kształtem nawiązuje do problematyki morskiej, bardzo popularnej przez wiele lat w życiu i pracy szkoły, która podjęła szeroki eksperyment w zakresie wychowania morskiego młodzieży, m.in. organizując otwarte ogólnopolskie seminaria naukowe o tej i pokrewnej problematyce i opracowując kilkadziesiąt publikacji i referatów, a przede wszystkim tworząc unikatowe muzea morskie im.dra Bronisława Miazgowskiego i Teofila Grydyka oraz Muzeum Antarktydy im. Alicji i Czesława Centkiewiczów, Klub Neptuna, nie licząc wielu innych sal z piętnem morskim oraz części galerii malarskiej im. prof. dra Tibora Csorby o tematyce marynistycznej, głównie żeglarskiej. Morska tematyka stanowi zresztą dominantę w wystroju całego wnętrza szkoły i w pomnikowej serii kolejnych monumentalnych kompozycji.

W skład kompozycji pomnika BOHATERSKICH OBROŃCÓW HELU wchodzi ponadto kotwica rybacka otrzymana z PPiUR “Koga” z Helu /dar Edmunda Szoszorowskiego/ i dwa głazy-otoczaki leżące na postumencie zbudowanym z płytek granitu. Większość prac wykonał bezinteresownie Zygmunt Wydrych, zasłużony mecenas i przyjaciel szkoły, na wniosek dzieci odznaczony “Orderem Uśmiechu”. Granitową płytę o wadze kilku ton przekazały bezpłatnie Bolesławieckie Zakłady Kamienia Budowlanego.


Tuż obok ustawiliśmy zbliżony w formie plastycznej pomnik ku czci Generała FRANCISZKA KLEEBERGA, legendarnego dowódcy Wojska Polskiego, który stoczył ostatnią regularną bitwę z Niemcami pod Kockiem i Wolą Gułowską 6 października 1939 r. Historia pomnika również ma bezpośredni związek z morzem, ponieważ wmurowano tu replikę brązowej tablicy pamiątkowej ze statku patronackiego szkoły m/s”Gen. Fr. Kleeberg”, którą ofiarowało warszawskie środowisko Kleeberczyków, przede wszystkim zaprzyjaźniony z młodzieżą Kazimierz Burża, także Kawaler “Orderu Uśmiechu”. Pierwotnie na tablicy pomnikowej znajdował się wizerunek żołnierskiego orła z koroną, który wykuł e granicie Kazimierz Oko, potem zmieniłem koncepcję i umocowaliśmy tu odlany w brązie wizerunek bohaterskiego generała, który nie poddał się hitlerowcom do chwili wystrzelenia wszystkich armatnich pocisków. Na granitowej głównej części nietypowej kompozycji wykuty jest następujący tekst :

“Generałowi FRANCISZKOWI KLEEBERGOWI i jego żołnierzom , bohaterom tragicznego Września 1939 roku - młode pokolenie Polaków”.Dowodzi to niezbicie trwałych wartości w realizacji idei wychowania patriotycznego i stworzenia okrzepłej tradycji tradycji w tym względzie, do czego zobowiązuje zresztą imię szkoły - BOJOWNIKÓW O WOLNOŚĆ I DEMOKRACJĘ, znacznie wyprzedzające czas przemian, których dziś jesteśmy świadkami w ojczystym kraju. Dodajmy w tym miejscu, że szkoła nie zamykała swojej patriotycznej działalności we własnych murach, co udowadnia dobitnie przyjęty przez władze miejskie wniosek o nazwanie jednej z ulic i największego parku imieniem Obrońców Helu. Dziś niewielu mieszkańców naszego grodu pamięta o tym fakcie, a to przecież element element innowacyjny w sferze lokalnej kultury, rodzaj prekursorstwa.


Warto dodać w tym miejscu jeszcze jeden ważny szczegół dotyczący symbolicznego i realistycznego zagospodarowania przestrzeni wokół szkoły. Otóż każdego dnia wszyscy wychowankowie przekraczali bramę wejściową do Tysiąclatki, którą zdobiły dekoracyjne metalowe kotwice, dar Zakładów Górniczych “Konrad”, przypominające o związkach szkoły z morzem. Zniszczono tę interesującą i wrośniętą w system wychowania młodzieży tradycję stosunkowo niedawno. Szkoda - niechby został kolejny ślad bogatej przeszłosci i pedagogicznego dorobku.