czwartek, 9 czerwca 2016

KIEDY PAMIĘĆ LUDZKA ZAWODZI... CZ.2

Porządkuję dalsze publikacje prasowe - moje i innych dziennikarzy z zewnątrz, które dotyczą szkoły. To w gruncie rzeczy tytaniczna praca i wielki wysiłek, bo poprzez częste wypożyczanie oryginalnych druków część z nich bezpowrotnie utraciłem. Cóż - są i tacy “przyjaciele”, którzy gotowy cudzy dorobek potrafią powielić pod własnym nazwiskiem. Otwarcie swoistego domowego archiwum oznacza upowszechnienie faktów, ułatwienie dla autentycznie zainteresowanych nimi osób i rezygnację z pokusy przywłaszczania intelektualnego dorobku.

Machul H. “Szkoła morzem pachnąca”. “Słowo Polskie” nr 17, 20.01.1989.
Obszerny panegiryk wszechstronnie opisujący wielopłaszczyznowe dokonania szkolnej 
społeczności bolesławieckiej “8”.


Wielki konkurs “Słowa Polskiego” “Szli na zachód osadnicy”. Laureaci otrzymali nagrody. “Słowo Polskie” nr 128, 14 - 16.06.1985.
Nasza szkoła zgarnęła wszystkie prestiżowe nagrody, w tym cenne trofea metaloplastyczne wykute w pracowni metaloplastycznej Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu. Uczniowie odkryli biografie wojenne swoich dziadków.


Wis. Konkurs o skórę lwa. “Kurier Polski” nr 102, 27.05.1981.
Wielki sukces w skali ogólnopolskiej - I nagroda i zwycięstwo nad szkołą licealną z Wybrzeża. Owoc trudu nauczycielki Heleny Tarnowskiej.

Wojciechowski K. “O potrzebie wychowania morskiego”.”Oświata Dorosłych” nr 6/1966.


Wojnar I.”Teoria wychowania estetycznego.Zarys problematyki”. Warszawa 1964.

Wójcik T. “Szkoła na świat otwarta”.

W.Ś. “Szkolny Sejmik Morski w odległym Bolesławcu”.”Wieczór Wybrzeża” nr 95.

ZIS Nadany przez dzieci tytuł Ambasadora Przyjaźni. “Gazeta Robotnicza” nr 169, 26.07.1978.

Żerko J. “Wychowanie morskie w procesie dydaktyczno-wychowawczym szkoły podstawowej”, “Nautologia” nr 4/1982.

Sarota Jerzy - “Ulica Morska, dawniej Polna”, “Czas” nr 51, 23.12.1979.


Sarota Jerzy - “Ulica Morska, dawniej Polna”, “Czas” nr 6/1980. Polemika z dyrekcją Szkoły Nr 4 na temat pochlebnego dla “ Ósemki “ artykułu tego samego autora. Jak w krzywym zwierciadle odbija się złośliwość mojego następcy, który przejął po moim przymusowym odejściu funkcję dyrektora szkoły razem z przepięknie zagospodarowanym 4-izbowym muzeum morskim liczącym ponad 2 tysiące unikatowych eksponatów. Skąd ta niechęć, zawiść i złośliwość człowieka, który wyrządził mi krzywdę /był przecież bezpośrednim przełożonym jako Inspektor Szkolny i został zdegradowany z powodów, których nie będę po latach eksponował/ ? Tego nie rozumiem. Zapewne wynika to z niezdrowej małomiasteczkowej zazdrości o laury, które przypadły w udziale komuś innemu i niezdrowej rywalizacji o palmę pierwszeństwa w pracy pedagogicznej na płaszczyźnie innowacyjności i nowatorstwa. Istniało przecież zawsze szerokie pole do popisu w tym zakresie, otwarte szeroko horyzonty Nie podejmuję polemiki, bo autor od dawna pozostaje po drugiej, zapewne lepszej stronie życia. Wybaczam nawet nieuczciwość ocen, które w tamtych czasach niektórzy szefowie uzgadniali z nieprzychylnym mnie sekretarzem partii. Ja nigdy nie należałem do wybrańców lokalnych baronów i jakoś szczęśliwie - i znów niezupełnie z własnej woli - doczekałem się emerytury. I znów rozdrapano i zniszczono w oka mgnieniu bogaty skarbiec, którym stała się za czasów mojej dyrektorskiej kadencji szkoła. Szkoda, bo na tym straciło część swojej oryginalności miasto Ale to już inna historia, do której może zechcą sięgnąć apolityczni badacze w przyszłych pokoleniach. Pod warunkiem, że zostaną jeszcze resztki śladów dumnej i barwnej przeszłości.



Zacytuję tylko odpowiedź polemiczną autora artykułu “Ulica Morska, dawniej Polna”, który trafnie i treściwie wyważył argumenty i potwierdził to własnym nazwiskiem.

Od autora :

A jednak nie z własnej inicjatywy, lecz z zewnętrznej konieczności musiał Paweł Śliwko opuścić szkołę nr 4, której 14 lat wcześniej zaszczepił miłość do morza. Że natomiast przetrwała ona i kwitnie mimo jego odejścia - o tym przecież pisałem w reportażu. W czynieniu następnie całego Bolesławca miastem nie tylko śląskim, ale i morskim jest zasługą także innych osób, największa jej część przypada nadal Pawłowi Ś. Takie są moje ustalenia poczynione w Bolesławcu. Wyglądałyby na pewno inaczej, gdyby jedynymi moimi rozmówcami byli obecni autorzy listu. Przykładowo - w odpowiedzi na moje pytanie o genezę związków szkoły nr 4 z morzem usłyszałem w niej, że teraźniejszy jej dyrektor chciał być w młodości marynarzem. Ani słowa natomiast o Pawle Ś. Przemilczenia tego nie sposób nie nazwać niedelikatnym.

W liście natomiast określającym jako kłamliwy mój reportaż przydałoby się również coś na dowód. Bo z braku konkretnych zarzutów jest to strzelanie wprawdzie głośne, lecz bez prochu.” 
 Jerzy Sarota



Uczniowie klasy VII b. “Jesteśmy mu wdzięczni”, “Płomyk” /Szkarłatna Róża/ 10.II.1977,nr3 
“Nauczycielem godnym naśladowania, pełnym inicjatywy jest dyrektor naszej szkoły pan Paweł Śliwko. Jest on człowiekiem, który większość swego czasu poświęca szkole i uczniom. Od czasu objęcia przez niego funkcji dyrektora szkoła zaczęła tętnić życiem, a młodzież zaczęła garnąć się do wspólnej pracy na rzecz szkoły
Naszemu dyrektorowi zawdzięczamy nawiązanie wielu ciekawych kontaktów, między innymi z pisarzem-marynistą Bronisławem Miazgowskim, ze statkiem m/s “Pekin”, z jungami na statku m/s “Dembowski”, z uczniami jednej ze szkół w Australii oraz żołnierzami, którzy pełnią służbę na Bliskim Wschodzie. Dzięki naszemu dyrektorowi powstała w szkole piękna “Izba Pamięci Narodowej” oraz galeria malarstwa. Jesteśmy uczniami klasy VII b, która jest klasą morską. Właśnie dzięki naszemu dyrektorowi powstało nasze “Muzeum Morskie”. Na skarpie przed szkołą zasadzone są krzewy i kwiaty.
To tylko niektóre przykłady przemian dokonanych w naszej szkole przez dyrektora Pawła Śliwko. Jesteśmy Mu za to wszystko bardzo wdzięczni i chcielibyśmy, aby za swój wysiłek i pracę został odznaczony “Szkarłatną Różą”.
Uczniowie klasy VII b


Daleki jestem od samouwielbienia, przez całe życie noszę w sobie mnóstwo wad i nieuleczalnych kompleksów /piętno przeżytej straszliwej wojny/, zatem krytycyzm i samoocena korygują dziecięcy zachwyt i emocjonalną ocenę czynów i trwałych dokonań.
O tyle nie zdziwił mnie wniosek wychowanków, że w zainicjowanym przez jedną z naszych nauczycielek rozprawie /wypracowaniu-klasówce/ na temat człowieka, który mi imponuje i którego chciałbym naśladować - zostałem wybrany przez wszystkich sztubaków jako jedyny bohater. To było dla mnie absolutnym,nieprawdopodobnym zaskoczeniem i mówiąc szczerze - najwyższą nagrodą za długie lata pracy pedagogicznej. Upieram się przy twierdzeniu, że aż na taki splendor z pewnością nie zasłużyłem, natomiast jest to wynik mojego szacunku dla praw dziecka, a zatem i do wszystkich uczniów, z których wyrastają mądrzy i dobrzy ludzie z zakodowanymi pozytywnymi cechami charakteru i szacunkiem dla ogólnoludzkich humanistycznych wartości. Mistrzem w swoim zawodzie na pewno nie byłem, ale miałem wpływ na skuteczne modelowanie dziecięcej, bardzo plastycznej psychiki. I to się liczy najbardziej.

Paweł Śliwko-”Dziś i jutro Bolesławca”. Wyd. Dolnośląskie Towarzystwo Społeczno - Kulturalne. Wrocław 1985. Stron 115 oraz część ilustracyjna stron 20.
Pierwsza po wojnie próba zarejestrowania przeglądu wiodących zakładów przemysłowych, oszczędny komentarz historyczny, Wydawnictwo kilka lat przeleżało w redakcji pod pretekstem potrzeby adiustacji tekstu, co było typowym zjawiskiem minionego ustroju. Praktycznie był to rodzaj drobiazgowej cenzury znienawidzonej przez autorów, bo pozwalającej na korektę i daleko idące zmiany zgodnie z uznaniem adiustatora. Odnosi się to również do zawartości mojej książki powitane bez fanfar przez ówczesne władze siedzące już na walizkach przed odlotem w niepamięć. Nawet jako członek Stowarzyszenia Autorów Polskich nic nie miałem do powiedzenia w kwestiach skrótów i dowolnych poprawek. Cóż - było, minęło. Pamięć o dawnych fabrykach Bolesławca pozostała już tylko na kartach mojej skromnej i pionierskiej w tamtym czasie książki. Mogła być bogatsza, pełniejsza, doskonalsza, ciekawsza - ale to było poza zasięgiem mojego wpływu na biurokratyczną adiustację, której odpryski pozostają żywe do dzisiaj mimo upływu lat ,,,
Dziwne? Raczej smutne, ale prawdziwe. Z tą różnicą, że powstają na kredowym papierze luksusowe, grube “cegły”, ale za to nabijają kabzę piszących.

Odznaka Klubowa “Kosa”, “Motywy”, tygodnik Związku Harcerstwa Polskiego nr 47 z datą 19.11.1978.
Spośród 12 propozycji różnych nazw odznaki klubowej jedna brzmi zaskakująco : KOS Nowator. Komentarz redakcji : “W pierwszej wersji nazwaliśmy tę odznakę “imienia Pawła Śliwko - mając żywo w pamięci obraz dyrektora szkoły podstawowej nr 8 w Bolesławcu, która to szkoła rozwija wielostronną a niebanalną działalność pozalekcyjną i w wielu kategoriach ma zaskakująco imponujące osiągnięcia. “Tym “kosem” /Klub Otwartych Szkół”/ chcielibyśmy odznaczać szkoły, które wdrażają pomysły nowatorskie.


Sławomir Szokarski - “W tej metodzie nie ma szaleństwa” -”Gazeta Robotnicza”. 
Bardzo pochlebny materiał prasowy, cenny w sensie merytorycznym, syntetycznie ujmujący istotę problematyki wychowania morskiego wg. wzorca bolesławieckiego.

BIAŁE ORŁY w bolesławieckiej Tysiąclatce. Mój artykuł na łamach kombatanckiego czasopisma “Za Wolność i Lud”. Idea wychowania patriotycznego w praktyce.


Dni Morza’87” - Przykład rozmachu i pomysłowości w organizowaniu imponującej uroczystości dla szkoły i miasta.


Fragment morskich zbiorów muzealnych szkoły.

Teofil Grydyk - dobry duch opiekuńczy szkoły. Poświęcę Mu oddzielny fragment opracowania. Na odwrocie dedykacja: “Drogiemu i serdecznemu przyjacielowi Pawłowi - wielkiemu miłośnikowi morza - Teoś marynarz. Jeszcze data - Bolesławiec, 09.05.86.















Kazimierz Wojciechowski - “Wychowanie patriotyczne młodzieży”, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowe, Warszawa 1968. Podsumowanie ogólnopolskiego konkursu. Cytuję fragment mojej wypowiedzi opublikowanej w książce :

“/str. 230/ Szczególnie trudna i odpowiedzialna praca przypadła w udziale nauczycielom pracującym na Ziemiach Odzyskanych. Pisze na ten temat Paweł Śliwko - nauczyciel Szkoły Podstawowej w Bolesławcu, województwo wrocławskie.

Nie szukaliśmy tutaj złotodajnego Klondike, ani przygód godnych westernów z Dzikiego Zachodu. Przyszliśmy na wydartą przed setkami lat ojcowiznę, krwią żołnierzy z białymi orłami na rogatywkach okupiliśmy powrót na piastowskie rubieże Rzeczypospolitej. Karabiny zamieniliśmy na pługi i w zaminowane pola wrzuciliśmy pierwsze ziarno. Kiedy na wypalonych murach domów pojawiły się pierwsze pisane po polsku ogłoszenia - ludzie płakali. Ciągnęli jak żurawie do rodzinnych stron przez gruzowiska wsi i miasteczek o obcych nazwach, a przecież już tutaj zaczynała się Polska.

Dziewczyna, która pierwsza wysiadła w 1946 roku z transportu reemigrantów z Jugosławii, uklękła i ucałowała ziemię. Nikt wówczas nie pisał kronik. Mówiliśmy : czasy pionierstwa i odwagi. Żyją jeszcze ludzie, których osobiste losy splotły się z historią. Nie były to łatwe czasy : przymierało się głodem, nocą gwizdały kule, nie było światła, gazu, wody. Wracali z obozów koncentracyjnych, z górniczych osiedli Francji, z dalekiej Bośni i Chorwacji, z rozległych terenów Związku Radzieckiego, zza Buga, z krytych słomą chat Podlasia i Mazowsza, z Rzeszowszczyzny. Pariasi, chłopi bez własnej ziemi, parobkowie z pańskich folwarków, żołnierze, robotnicy. Przyszłe Eldorado leżało w gruzach : strzaskane kikuty domów znaczyły niczym ospa wyrwy po armatnich i karabinowych pociskach, ruiny i gruz sięgały pierwszego piętra, śmierć czaiła się w zaminowanych latarniach ulicznych i polach. Wielu odeszło. Na ich miejsce przychodzili nowi, setki, tysiące.”


Na przekór losowi” - praca zbiorowa, dwa wydania :rok 1999 i 2001. Wydawca - Polskie Towarzystwo Walki z Kalectwem Oddział w Zielonej Górze. Pamiętniki i wspomnienia konkursowe osób niepełnosprawnych zebrał Janusz Koniusz. Mój skrócony tekst stanowi rozdział zatytułowany “Los bez aureoli”. Zdobył I nagrodę. To jedyny przypadek w mojej twórczości dziennikarskiej, kiedy pozwoliłem sobie na odrobinę szczerości w sprawach bardzo osobistych i wrażliwych, zresztą w wielkim skrócie myślowym, bez szerszej analizy psychologicznej. To tylko część czy może nawet drobna cząstka prawdy o doznaniach i losie człowieka “sprawnego inaczej” /jaka to delikatna nazwa?/ i mówiąc szczerze - natrętny powrót do tematu tworzy dyskomfort, więc lepiej o tym nie pisać. Przynajmniej ja tak to odczuwam. Nie akceptuję współczucia, bo przecież tysiące biednych ludzi trwają w dużo trudniejszej, dramatycznej sytuacji i im trzeba oddać najcenniejsze uczucia i pomoc z porywu szczerego serca. W tym ludzkim nieszczęściu okazałem się mimo wszystko szczęściarzem i gdyby nie śmierć ukochanej żony - nie miałbym prawa nic złego napisać o własnym losie. No, może jeszcze trauma wojny wisi nade mną jak miecz Damoklesa.