środa, 18 marca 2015

POMNIK CHWAŁY? NIE - LUDZKA ŻYCZLIWOŚĆ.Część 1.

Wkroczyłem w 80 rok życia. Aż trudno w to uwierzyć. Odseparowałem się od przyjemności i pokus, wyalienowałem ze środowiska, porzuciłem zmartwienia - te prawdziwe i urojone. Mam czas dla bliskich, tyle że oni rozproszyli się po szerokim świecie. Paradoks? Oczywiście. Wnuk - prawdziwy ekspert informatyczny - od wielu lat związał się z Londynem, pracuje w swoim zawodzie, kupuje właśnie dom w stolicy Anglii i zaprasza mnie w odwiedziny. Tam, ale już nie w Polsce, zakłada swoje rodzinne i nasze rodowe gniazdo. Dwie wnuczki uwiły swoje gniazda we Wrocławiu, cieszą się pięknymi, nowoczesnymi i wielkimi gabarytowo mieszkaniami, a starsza z nich ofiarowała mnie prawnuka. Mój czas dobiega końca, zatem dedykuję wnukom garść tych uduchowionych refleksji jako świadectwo humanistycznych i artystycznych wartości, które utrwaliłem w swojej biografii i które kształtowały też moją osobowość. Miłość nie jedno ma imię, a sztukę kochałem zawsze jako synonim rdzennego piękna, źródło przebogatych przeżyć. To ważny dokument ilustrujący wielobarwność i wielopłaszczyznowość mojego trudnego i bogatego życia, opinia o mnie zaświadczona przez innych ludzi - przyjaciół, obcych, nieznajomych, życzliwych i umiarkowanych w wyrażaniu swoich sądów. Szczęśliwie /?/ nie znalazłem w nich krytyki osób zawistnych, złośliwych, niechętnych, chociaż ich istnienie stanowi fakt bezsporny. Pociesza mnie opinia jednego z pisarzy, który twierdzi, że człowiek, który nie ma wrogów - do niczego w życiu nie doszedł. Może to zbyt duże myślowe uproszczenie, ale pozostawiam tę opinię bez komentarza.


Dopiero dzisiaj uświadamiam sobie w całej pełni, jak wielką życiową pasją było dla mnie malowanie, ile wnosiło ono do biografii radości i szczęścia. Niestety - nigdy nie miałem dość czasu, by przenieść na papier czy płótno to wszystko co gra w duszy, co stanowi kalejdoskop i orgię piękna w zaklętej ramą obrazu przestrzeni, co pozwala na obcowanie z muzami. Drugą - zazdrosną i wymagającą miłością była praca w szkole, wśród dzieci i dla dzieci. A przecież istniała jeszcze żona, synowie, rodzina i zmaganie o przyzwoity standard codziennego życia i pasja pisania w roli dziennikarza. Ta ostatnia rola społeczna przez trzy dziesiątki lat pozwalała organicznie związać się ze środowiskiem, poznać je gruntownie i pochylać się nad losem ludzi słabych, krzywdzonych, wykorzystywanych, niezaradnych czy bezbronnych. To było ryzykowne chodzenie po linie nad przepaścią ; przynosiło uznanie ludzi, którym skutecznie pomagałem, ale budziło niechęć władzy u steru rządów miastem czy powiatem /kiedyś powiat sprawował rolę wiodącą w strukturach władzy/. Nie byłem ulubieńcem partii, sekretarz K. G. karnie przeniósł mnie z wiodącej w tym czasie, pionierskiej w wielu dziedzinach szkoły nr 4 do “Ósemki”, która zasłynęła niebawem w całej Polsce jako bezkonkurencyjna, niedościgniona szkoła “morska”. Robiłem swoje z myślą o świecie potrzeb dziecięcych i to mi się udawało przy pełnej akceptacji zespołu pedagogicznego. Czyniłem to kosztem rezygnacji z własnej twórczości malarskiej - rezygnowałem z plenerów, wystaw, konkursów, chociaż np. zorganizowałem i prowadziłem pierwszy na Dolnym Śląsku i w kraju kurs plenerowy dla kilkudziesięciu nauczycieli plastyki/ rysunku i malarstwa/, co było przedsięwzięciem nowatorskim w sensie metodycznym i artystycznym. Piszę o tym arcyciekawym epizodzie w innym miejscu. W “nagrodę” towarzysz sekretarz partii relegował mnie do innej szkoły, bo na “‘4” ostrzył zęby mój oświatowy przełożony, któremu powinęła się noga przy kierowaniu powiatowym resortem oświaty. Nie rozwijam tematu, to już historia - brzydka, wstydliwa, zostawmy ją zatem w spokoju.


Wracam do spowiedzi malarskiej. W obszernym katalogu do kolejnej mojej wystawy w Młodzieżowym Domu Kultury sporo miejsca poświęcam genezie mojej twórczości artystycznej /życzliwa p. Dyrektor Ewa Lijewska - Małachowska pomogła w przygotowaniu wernisażu/. To była już druga kolejna ekspozycja w tej placówce kulturalnej z prezentacją ponad stu akwarel.Cytuję dosłownie opinie zwiedzających zamiast własnego, subiektywnego oceniania efektów malarskich poszukiwań.


“Drogi Kolego Pawle,

w pamięci naszej zapisałeś się jako człowiek mający łatwość wypowiadania myśli. Dzisiaj pokazałeś inne oblicze.

Piękno słowa zastąpiłeś pięknem obrazu.

Podziwiamy i gratulujemy !

Koleżanki i Koledzy z Koła Nauczycielskiego ZNP - 25 autografów / tylko kilka nieczytelnych /, pieczątka z tekstem : Kierownik Koła Nauczycielskiego w Bolesławcu mgr Wiesława Olczyk. Część Koleżanek dopisała przy swoim nazwisku zaskakujące pochwały,np. “dziękuję za ucztę duchową” czy “dziękuję i podziwiam”.


To ja dziękuję wszystkim za ciepłe i szczere wyrazy uznania, które w mojej przewrażliwionej i postrzępionej psychice wiele znaczą.

Kolejne wpisy :

“Nie kwiat, lecz owoc stanowi wartość rośliny. Chcesz poznać człowieka - patrz na jego czyny”. Gratuluję ! Dziękuję ! Jestem pełna podziwu dla wrażliwości i talentu Pana Dyrektora. Stanisława Zięcik.”


“Szczęście to ptak, który śpiewa. Szczęście to wiatr, który powiewa. Szczęście to życie, które mamy. Szczęście to talent, który mamy”. Jestem pełna podziwu i zachwytu, właśnie tego talentu”. Marta P./nazwisko nieczytelne/.

10.II.06 “Przyroda zawsze inspirowała artystów. Miło jest spojrzeć na nią Pana oczami i talentem. Gratuluję.” Barbara Chwieduk i dwie Koleżanki.

“Szanowny Panie Dyrektorze !

“Bo piękno po to jest - by zachwycało do pracy”...dzięki twórczości Pana, pasji tworzenia, wrażliwości codziennie tego doświadczamy. Dziękujemy !” Ludmiła Rutka i dwie inne osoby.


“Gratuluję Koledze Pawłowi Śliwko pasji organizatorskiej i publicystycznej, dzięki której pozostały w Bolesławcu w szkołach i w ludziach liczne i trwałe ślady ku pożytkowi wszystkich”. Edmund Maliński.

“Z podziękowaniem”. M. Sobolska.

“Doskonale udane pejzaże dolnośląskie, pory roku, dzięki wrażliwości ich autora. Z podziękowaniem”. /autograf nieczytelny/


“Składam serdeczne podziękowanie za możliwość udziału w Pana Dyrektora wystawie. Z prawdziwą przyjemnością obejrzałam Pana prace - owoc Pana pasji artystycznej i przeżywania naszej przyrody. Z podziwem pozostaję “ - Jerzy Zarzycki

“Piękno zawsze budzi mój zachwyt, szczególnie jeśli jest dziełem talentu człowieka. Tu też wyrażam swój podziw. Winszuję serdecznie autorowi i … czekam na następną wystawę.” /podpis nieczytelny/

“Cudownie jest posiadać umiejętność przedstawiania myśli i uczuć w formach graficznych. Wyrażam swój podziw.” Wiesław Stefaniuk


“Szanowny Pawle !

Zachwycona jestem Twoimi dziełami, bo /nieczytelne/ odzwierciedlają one bogactwo i piękno Twojej Duszy - Duszy artysty. Gratuluję i życzę dalszych sukcesów.” Janina Piestrak-Babijczuk

“Prace akwarelowe są zatrzymaniem ulotnej chwili życia, pejzażu. Dziękuję za tę ucztę duchową”. Danuta Stefanow


“Drogi Panie Pawle - jesteśmy z żoną zachwyceni tym co teraz robisz i że możesz swoje pasje i twórczość pokazać innym. Gratuluję.” Małgorzata i Piotr Hetelowie


“Szanowny Panie Dyrektorze Pawle,

Z zachwytem oglądamy wystawy Twojej drogi /życia/ odzwierciedlonej w tych pięknych pejzażach. Gratulujemy pasji artystycznej i umiejętności przeżywania otaczającej nas rzeczywistości. Z poważaniem” Barbara Smoleńska, Maksymczyk Adam /nazwisko trzecie nieczytelne/.


“Serdeczne podziękowanie za umożliwienie “Spotkań z przyrodą” i miłymi gospodarzami”. 11 lutego 2006 roku. Krzysztof Strynkowski, Zastępca Prezesa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu.

“Z ogromnym wzruszeniem i podziwem mogę mówić o Pana pracach, które każdemu uważnemu człowiekowi pokazują i zatrzymują “ładne” piękno, które nas otacza, a na które nie zawsze kierujemy uwagę. Opatrzność obdarzyła Pana wielkim talentem, niech nie zatrzymuje go Pan jedynie dla siebie.


Te obrazy powinien każdy zobaczyć.”Jerzy Małachowski, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie.

‘Wiosna - Lato - Jesień - Zima - wszystko nas przy życiu trzyma…”

“Z wyrazami uznania na dalsze piękne malowanie”. Krystyna Szymańska, Teresa Janeczko, Maria Drążkiewicz 


“Dziękuję za odrobinę spokoju i wyciszenia”. E. Tylicka, J. Krzywdzińska

Wpisy z “Księgi pamiątkowej” kolejnej wystawy :

28 listopada 2007

“Piękno nie na to jest, by pod korcem stało” - mówił Norwid. I dzięki panu Pawłowi jest i zachwyca: “kształtem stają się chwile”; przyroda przyłapana w urokliwych momentach stwarza nastrój spokoju, pozwala się wyciszyć. Dziękuję.” Maria Sobolska


“Szlachetnemu Artyście gorące podziękowania za chwile wzruszeń, zadumy i radości, za lata współpracy. Z życzeniami zdrowia, dalszej potrzeby tworzenia piękna.”

Mieczysława Michalak, Maria Kalisz

“Panie Pawle - dziękuję”. Bożena Szymula

Z podziękowaniem za wszystkie wzruszenia jakich dostarcza Pan przez całe swoje życie wszystkim mieszkańcom naszego miasta. Łącząc najserdeczniejsze życzenia wytrwałości na drodze pokazywania najpiękniejszych stron naszego życia”. Jarosław Molenda /absolwent szkoły nr 8, członek Zarządu Powiatu - przypisek PS/.


“Spotkania z Panem i Pańską twórczością zawsze mnie wzbogacają. Dziękuję za te wszystkie piękne chwile, za ogrom wzruszeń i możliwość przeżywania czegoś tak wyjątkowego. To wielki dar dla Bolesławca, że związał się Pan z naszym miastem, ludźmi. Nie zapomnę Pana słów, że “/.../ sztuka, twórczość to coś bardzo osobistego, prywatnego, coś co wydobywa się z zewnątrz człowieka, dlatego też nie wymaga poklasku.” Tak bardzo czekam na kolejne Pana wystawy, że proszę niech Pan już dziś bierze się za narzędzia malarskie i płótno, bo uczy Pan nas wszystkich - jak kochać ludzi i to wszystko, co nas otacza.” 

Jerzy Małachowski, rzecznik prasowy Starosty Bolesławieckiego, były Prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie.

“Jestem pokoleniem powojennym. Jestem dumna, że wzrastałam w mieście, w którym osiedlili się ludzie tak wspaniali, którzy mieli wpływ na rozwój intelektualny młodego pokolenia, których chcemy naśladować. Dziękujemy bardzo !” Maria Maciaszek

“Wielkie dzięki Panu Pawłowi - Artyście - Malarzowi, Dyrektorowi, Humaniście, Dziennikarzowi, Żołnierzowi; Wielkiemu Człowiekowi z podziękowaniami za tak miłe przeżycia duchowe i artystyczne. Dziękują : Teresa Chwojnicka, Stanisław Chwojnicki, Teresa Łomnicka, Anna Kurzydło, S, Kościelewska i inni.”

Wprowadzam do tych wzruszających słów jedną poprawkę : nigdy nie byłem żołnierzem, natomiast mundur junaka Powszechnej Organizacji “Służba Polsce” - wzorowany na umundurowaniu wojskowym - nosiłem w 174 Brygadzie SP jako licealista w czasie wakacji w 1952 roku. Z wojskiem łączyły mnie długoletnie więzy w edukacji patriotycznej młodzieży szkolnej i prawdziwa przyjaźń.

“Wielkie uznanie dla p. Dyr. Śliwki. Wszystkiego co w życiu najlepsze życzą J. Wilk i Józef Świątek.’

“Nie ma nic piękniejszego i droższego, jak pozostawienie po sobie miłych wspomnień i trwałych śladów bytności w przepięknym grodzie Bolesławcu.

Gratulacje dla pana Pawła za piękny wernisaż składa Genowefa Salej”.

28. 11. o7 “Serce się raduje, nie ma słów żeby wyrazić piękno malarstwa Pana Pawła - artysty”.Mgr H. Jerominow

28. 11. 2007 Panie Pawle - dwa szczęścia są na świecie : jedno małe - uszczęśliwiać siebie, drugie duże - uszcczęśliwiać innych.

Pan uszczęśliwia nas swą przepiękną twórczością malarską”. Podpis nieczytelny.

“Świat jest w takich barwach, w jakich chce go widzieć człowiek.” Była współpracownica T. P. /Teresa Przepióra, moja Vicedyrektor szkoły nr 8/.

“Obrazy - samo piękno”. Podpis nieczytelny.

“Panu Pawłowi - z całą sympatią”. Dorota Dziedzic-Lechowska.

“Szanownemu Koledze - z głęboką nutą zachwytu i podziwu - zawsze życzliwa Wiesia Olczyk.

Wystawę podziwiały dzieci ze Szkoły Podstawowej w Żeliszowie i bardzo im się podobała. Kilkanaście autografów uczniowskich


piątek, 13 marca 2015

JUBILEUSZ RADIA I POWRÓT DO DZIECIŃSTWA - CZĘŚĆ II

Byłem analfabetą do 10 roku życia. Bauer zatrudniał całe mrowie dzieci - niewolników, nie tylko z Polski, ale także np. z dalekiej Jugosławii. Nie było jednak żadnej szkoły na terenie olbrzymiego latyfundium, nikt nie słyszał o lekarzu czy pielęgniarce, chociaż choroby szerzyły się nagminnie. Także śmierć dzieci wojny była częstym, niechcianym gościem. Niszczył nas głód i chłód, obrzydliwe latryny za oknami baraków podszytych wiatrem i uszczelnianych mchem i słomą, zabijały choroby układu pokarmowego i zimowe zapalenie płuc. Żyliśmy pod jarzmem “selekcji naturalnej” i nikt - poza rodzicami - tym się nie przejmował. Świerzb czy wszawica stanowiły powszechną, dotkliwą plagę.

Nakazano nam ucieczkę przed zbliżającym się frontem na furmankach z oplecionymi jakimś materiałem budami, jak w cygańskim taborze. Szaleńczy i zbrodniczy zamysł : gdzie Prusy Wschodnie, gdzie Pomorze czy Saksonia?Zima, lód, mrozy, śniegu po pas i zatłoczone drogi kawalkadą konnych zaprzęgów. Ani siana, ani owsa dla koni, głodne rodziny przesiedleńców, wykruszające się z taboru furmanki. Rosjanie dopadli nas na Pomorzu Zachodnim, niedaleko Kamienia Pomorskiego. Ale kilka dni wcześniej wojskowa niemiecka żandarmeria zabrała prosto z wozu ojca na posterunek. Pamiętam nasze tragiczne rozstanie i ostatnie pożegnanie. Z całych sił tuliłem się do zarośniętej i kłującej, mokrej od łez twarzy człowieka najbliższego sercu, dobrego, mądrego, przyjaznego, cierpliwego, pracowitego i oddanego rodzinie. Wiedział czy może przeczuwał, że widzimy się po raz ostatni. Z posterunku już nie wrócił i nie znam jego dalszego losu. Może został zmuszony do kopania rowów przeciwczołgowych w zmarzniętej na kamień ziemi, może rozstrzelany - nie wiem. Przeklęta wojna zbierała wciąż swoje śmiertelne żniwo.

Kilkanaście dni wcześniej zmarł mój młodszy braciszek. Wypluł chyba wraz z kaszlem swoje dziecięce słabe płuca.Umierał nocą, w słomianym barłogu na podłodze opuszczonego przez Niemców pałacu, dokąd na noc wtłoczyli nas oszalali ze strachu przed Rosjanami niemieccy dozorcy - przewodnicy Nie wiem jak i gdzie został pochowany, nie ma swojej choćby piaskowej mogiłki ani trumny. Smutne, bolesne i prawdziwe. Niestety. 

Już tylko z matką i urodzonym w niewoli kilkumiesięcznym bratem wracaliśmy z tobołkiem pościeli do domu, którego nie było. Pogorzelisko zobaczyłem po latach, kiedy szukałem kryształkowego radia. Nie znalazłem, Za to w szkole po jakimś czasie zamontowano głośniki /nazywaliśmy je “kołchoźnikami”/ i stanowiły one ogromną atrakcję,podobnie jak audycje dla dzieci i młodzieży, których słuchaliśmy systematycznie w toku lekcji. Zachęcony przez polonistkę wziąłem udział w konkursie na opracowanie szkolnej gazetki radiowej. Dziś nie pamiętam szczegółów, ale otrzymałem i ja i szkoła nagrody książkowe, których bogaty zestaw urozmaicił zbiory biblioteki placówki oświatowej. Do tej pory półki biblioteczne świeciły powojenną pustką …

Mnie przypadło w udziale piękne wydanie “Faraona” Bolesława Prusa w twardej oprawie /co było rzadkością w siermiężnej epoce masowego trafiania pod strzechy słowa drukowanego na lichym papierze/ wraz z listem ozdobionym urzędową pieczęcią ; Polskie Radio Dyrekcja Programów Politycznych i Społeczno - Oświatowych Dział Audycji dla Dzieci i Młodzieży .../DM 0555/50. Warszawa, dnia 31/X 1950 r.


Do
Pawła Śliwki
absolwenta klasy VII b
Szkoły Podstawowej nr 1
w Hajnówce

Dział Audycji dla Dzieci i Młodzieży, Redakcja Audycji dla Szkół zawiadamia, że wysyła dla Ciebie 1 egz. - Prus -”Faraon” jako nagrodę za opracowanie nadesłane na konkurs szkolnej Gazetki Radiowej w roku szkolnym 1949/50.
Cieszymy się z Twojego wyróżnienia i życzymy Ci dobrych postępów w nauce.
Poniżej pieczątka ; Dział Audycji
dla Dzieci i Młodzieży
Kierownik Zofia Latałowa


Z niekłamanym wzruszeniem wracam po kilku dziesiątkach lat do tego wydarzenia, które pozwoliło mi uwierzyć w swoją wartość i pozbyć się w jakimś stopniu kompleksu niewolnika bez prawa do marzeń i przyszłości. W kategoriach psychologicznych to wiele znaczy dla biografii dorastającego młodego człowieka, który przeżył piekło wojny i traumę śmierci rozbitej rodziny. To był balsam na krwawiące wciąż rany, lekarstwo katarktyczno - kompensacyjne.


Skąd ta długa “spowiedź” introwertyka z natury, zakompleksionego samotnika, który przemierza ostatni etap długiej drogi życia bez kręgu przyjaciół, którzy już odeszli?

Apoteozuję wciąż radio i tak jest od daty prapoczątku, której nie potrafię nawet ustalić precyzyjnie. Jubileusz Waszego 90 - lecia to także moje święto. Dziś wstaję i włączam 


I program PR przed godziną 5 rano. Nie wszystko mnie zachwyca, ale akceptuję rolę kulturotwórczą i edukacyjną, elokwencję i bogaty język wielu dziennikarzy wplecione w ideę misji i obowiązków profesjonalnych. Razi mnie nowomowa, kult angielszczyzny,zbyt lekkie traktowanie czasem ważnych tematów, skróty myślowe, oszczędność informacyjna dzienników i bieżącego przekazu wiadomości. Pochwalam skuteczną dziennikarską interwencję i pomoc ludziom bezradnym i opuszczonym. Z przyjemnością słucham rzadko pojawiających się na falach eteru piosenek z lat mojej młodości. Ale i tak kocham radio - polskie, ojczyste, niezależne, obiektywne, własne. To, które słucha, informuje, wyjaśnia, pomaga, niesie wiarę, nadzieję i miłość.Bez wielkich sensacji, mądrze i wszechstronnie podejmuje trudne i ważne działania. Służy ludziom, służy Polsce, nam wszystkim. To medium o cudownych właściwościach, kulturowy model rozwoju cywilizacji w globalnej wiosce. Oby jak najpiękniej i najszerzej rozkwitała misja, którą tworzy.


Jako ciekawostkę - z okazji wielkiego jubileuszu - przesyłam fragment “Dzienniczka radiowego”, który pisałem w szkole w roku 1950, a dokończyłem w 5 lat później - już na Dolnym Śląsku, jako nauczyciel wiejskiej szkółki. Potem byłem najmłodszym w kraju wizytatorem szkolnym /miałem 23 lata, odwiedziłem szkoły w Płocku, Aleksandrowie Kujawskim, Ciechocinku i innych miastach po 2-miesięcznym kursie Ministerstwa Oświaty/, potem sprowadziłem do Bolesławca morze i admirała Piotra Kołodziejczyka, zakładałem szkołę, której nadałem pierwsze w powiecie imię Jana Matejki, potem trafiłem do miejscowej Tysiąclatki, którą rozbudowałem i stworzyłem w niej kilka muzeów, w tym m.in. Antarktydy/jedyne w Polsce/, Morskie, Górnicze i inne. W roli dyrektora szkoły przepracowałem 33 lata. Rekord Guinessa? Nie wiem, to mało ważne. Jako 17 -latek utraciłem 65 procent zdrowia. Ale nie skorzystałem z rentowej jałmużny - pracowałem aż do emerytury.

Dlaczego list zacząłem cytatem z Koranu? Wypisz, wymaluj - odzwierciedla to moją biografię. Oglądałem w TV pogrzeb naszego Świętego, Wielkiego Papieża Polaka, Jana Pawła II i moment - jakże symboliczny - zamknięcia leżącej na trumnie Świętej Księgi Życia. Jego Życia - trudnego, pięknego, znojnego, uporządkowanego, świętego. Płakałem w czasie tamtego ceremoniału. Sam chciałbym odejść bez łez, cicho, w spokoju, w słonecznym dniu polskiego lata.Łączę wyrazy szacunku -


P.S. Po 5 latach - w 1955 roku - już na Dolnym Śląsku - uzupełniłem zeszytowe notatki pustych stron “Dzienniczka radiowego”. Byłem już nauczycielem, zatem problematyka zawodowa posłużyła jako końcowy tekst szerszych i rozsądniejszych rozważań z zachowaniem przyjętej przed laty konwencji. Miałem wówczas raptem 20 lat życia, toteż poglądy i eksponowane doświadczenia mogą odbiegać znacząco od dzisiejszej oceny obiektywnie istniejącej rzeczywistości. Nie chcę jednak dodawać komentarza, zostawiam dokument w oryginalnej treści. Zatem cytuję :

“Tamtym latom już można wystawić sarkofag - stały się cieniem barwnej przeszłości, echem - i to ostatnim echem - jakże dziś odległego dzieciństwa. Minęło pięć długich jak wieki lat, zagasły bezpowrotnie piękne marzenia i sny o promiennej przyszłości. Stałem się dorosłym /człowiekiem/. Jakże innym teraz jest świat !

Nieświadomie zdobyłem nową cechę charakteru : ironiczne i pogardliwe spojrzenie na świat. Wpierw wszystko traktowałem serio, byłem zahipnotyzowany słowami wychowawców i każdemu wierzyłem. Teraz dostrzegam w życiu to, co Balzak nazywa komedią ludzką. Ta komednia bywa często bolesną, niemało doświadczyłem tego na sobie. Że jeszcze wegetuję na świecie - to prawdziwy cud. Tacy jak ja nie powinni się rodzić. Z wiekiem przybywa mi trosk i goryczy życia, wszakże jedno pozostaje niezmienne - zamiłowanie do piękna i pracowitość, tym się w skrytości ducha chlubię”.

“Przed pięciu laty rozpocząłem pracę nad tym dzienniczkiem, by oddać go potem swojej nauczycielce j. polskiego, Pani Albinie Kozickiej. Niestety, brak czasu nie pozwolił mi go skończyć : zbliżał się nawał pracy przed końcem roku szkolnego, a przede wszystkim choroba, ostre zapalenie stawów.Na kilka tygodni byłem w łóżku. Charakterystyczny był sam moment zachorowania, gdyż do ostatniej chwili w gorączce wykonywałem gazetkę ścienną. Wieczorem położyłem się do łóżka, by wstać dopiero po miesiącu. Ten zeszyt czekał …

Dziś, kiedy jestem kierownikiem szkoły, stanowi on cenną pamiątkę. Mówi, jakim byłem przed laty, zresztą takim jak i dziś. Doczeka się końca, to znaczy zapełnię go do ostatniej strony notatkami z zachowaniem dawnego, oryginalnego stylu w ich systematyce, z rysunkami i ozdobnymi inicjałami. Już wkrótce spocznie w drogiej skarbnicy pamiątek i może przetrwa dłużej niż moje życie …”

Nie pamiętam czy te audycje ukazały się w rzeczywistości, czy stanowią wybór aktualnych w tym czasie tematów zaczerpniętych z życia. Cytuję je w oryginale.

Audycja nr 87. 11. 10. 1955 r

O wiejskim nauczycielu.

Nauczyciela wiejskiego koledzy z miasta otaczają często pogardą. Jest to niesłuszne, głęboko krzywdzące i z gruntu rzeczy najzupełniej fałszywe /przekonanie/. Dobry nauczyciel na wsi - to heros. Często w prymitywnych warunkach z epoki feudalizmu krzewi z zapałem cywilizację XX wieku, często stygnąc z mrozu w dziurawej chacie głosi chwałę ludzkiego serca, tworzy hymny na cześć życia. Dla niego nie ma ciepłej atmosfery rodzinnej, miłego pokoiku, rozrywek kulturalnych, on jest samotny jak więzień za grubą kratą ponurej twierdzy. A miejskie wymoczki robią z niego kpiny.

Audycja nr 88. 12. 10. 1955 r.

Jesienna przechadzka.

“Nie wiem, czy będzie jeszcze w tym roku tak piękna pogoda. Cudowna jesień ! Słońce grzeje niczym w maju i tylko różnobarwne liście drzew niezbicie świadczą, że już wkrótce zima skuje świat lodowym pancerzem, zmrozi resztki życia. Przyroda pyszni się bogactwem barw, choć kolorystyka nie osiągnęła jeszcze szczytowej fazy. Las stanowi jak gdyby wcielenie dzikiego piękna, zarazem chaosu i harmonii, bezładu i porządku, niemocy i potęgi. Wszystko to zadziwia, przemawia do duszy potężnym echem istnienia, głosem bytu tysięcy niewidzialnych stworzeń. Przyroda stanowi ucieczkę od wyziewów zepsucia cywilizacji dwudziestego wieku …”

Kolejne audycje mają swoje odrębne tytuły i są skumulowane w jednej październikowej dacie 1955 r. Tytuły :
Legendarna Atlantyda
Kraków - miasto pamiątek
Smocza Jama
Na Dolnym Śląsku
Trzeźwa koncepcja rzeczywistości

Zacytuję tylko dwa ostatnie wpisy :

“Ta prastara piastowska kraina mieści w sobie mnóstwo zabytków, olbrzymią ilość drogocennych pamiątek przeszłości. W ruinach dziesiątków zamków wieki wypisały historię przeszłości, przedstawiły dzieje bohaterskich walk z Niemcami. Naajbliżej znajdują się poszczerbione mury Grodźca, ulubione miejsce wycieczek. Ocalały w nich nawet fragmenty płaskorzeźb, kominków, zatarte malowidła ścienne, rzeźbione drzwi i herby nad bramą wejściową.

/.../ Życie na wsi nie posiada zbyt wiele uroku i dużo jeszcze wody upłynie w pobliskiej Kwisie, nim wieś zbliży się do miasta. Modny slogan głosi, że trzeba ją samemu przeobrażać, jednak przewyższa to siły nielicznych samotnych zapaleńców. Wieś pozostaje wsią. Aby w niej czuć się dobrze, trzeba tu przeżyć dzieciństwo i młodość, a moje losy zawsze wiązały się z miastem. Może uda się mnie w przyszłości rozpocząć studia, a wówczas zostaną spełnione najskrytsze marzenia.”

Zadziwia mnie dzisiaj młodzieńczy optymizm w zestawieniu z dojrzałą ewolucją poglądów. Dzisiejszy świat widzę inaczej. To jednak już XXI wiek ... “