piątek, 22 sierpnia 2014

MEDALE PROWOKUJĄ DO WSPOMNIEŃ …


Mimo 40 - letnich emocjonalnych związków z morzem i udanego ze wszech miar ważnego eksperymentu /innowacji pedagogicznej?, nowatorstwa? - mniejsza o nazwę/, który opisałem w kilkudziesięciu artykułach /straciłem ich rachubę, mogę odtworzyć dziś tylko te najważniejsze, głównie z czasopism ogólnnokrajowych/ - nie zaliczyłem ani rejsu pełnomorskiego, ani nawet skromnego relaksu pod żaglami po naszym szarym Bałtyku, który po prostu, zwyczajnie, po ludzku pokochałem i kocham do dzisiaj. Przepraszam, wiele razy płynąłem wojskowymi jednostkami floty wojennej z Gdyni na Hel dzięki uprzejmości oficerów Marynarki Wojennej, którzy ułatwiali w ten sposób kontakty z zaprzyjaźnionym garnizonem, przedsiębiorstwem rybackim “Koga” i miejscową szkołą podstawową. Ten malutki pólwysep i jego bohaterskie dzieje jako ostatniej reduty obronnej bohaterskich marynarzy w tragicznym Wrześniu 1939 roku utrwaliłem na stałe /mam taką nadzieję/ mieszkańcom Bolesławca budując granitowy pomnik przed gmachem “Ósemki”, włączając go do bogatej obrzędowości i tradycji szkoły.Ale nie koniec na tym inicjatyw związanych z morzem i wychowaniem patriotycznym młodzieży. Na wniosek szkoły /personalnie - opracowany w całości przeze mnie/ jedna z ulic i największy w mieście park otrzymały dumną nazwę Obrońców Helu. Przykłady oddziaływania szkoły na lokalne środowisko można mnożyć, nie w tym jednak rzecz.

Skąd w moich skromnych zbiorach kolekcjonerskich zestaw cennych zapewne medali pachnących morzem? Wielokrotnie więcej zostawiłem ich w skarbcu Szkoły Nr 8, w przepięknej i przebogatej Sali Tradycji Szkoły, którą zrujnowano wkrótce po moim odejściu na emeryturę. Zginął też w tamtym czasie Honorowy Kord Oficerski z wygrawerowaną na klindze dedykacją dla zasług szkoły i jej nazwą, zatem nikt nie ma prawa szczycić się tą pamiątką przeszłości, bo jej dzisiejszy właściciel jest po prostu złodziejem. A nie jest to pamiątka byle jaka : to pierwszy w Polsce autentyczny kord Marynarki Wojennej wręczony uroczyście na pokładzie ORP “Błyskawica” w Gdyni przez kontradmirała Piotra Kołodziejczyka w obecności szkolnej delegacji młodzieży z grodu nad Bobrem, w tym czasie najbardziej morskiego miasta w głębi lądu. Ceremoniał wręczenia tego cennego trofeum utrwalił I Program TV, mieliśmy w szkole videomagnetofonowy zapis wydarzenia, zainteresowani mogą zapewne i dziś dotrzeć do zapisu w archiwalnych zbiorach warszawskiej TV. A warto to uczynić.


Czy dziś żałuję, że nie pływałem po morzach i oceanach? Nie, nie mam w sobie żyłki odkrywcy i podróżnika, a zdecydowanie więcej radości dawał mi fakt wysyłania po morską przygodę i spotkanie z Neptunem młodych jungów, wychowanków pasjonujących się wielką wodą, łaknących nietypowych doznań, szukających w przyszłości swojego miejsca daleko od rodzinnych stron. Jeśli coś chciałem odkryć - to pełną prawdę o duszy dziecka, skali jego potrzeb psychicznyych, dojrzewaniu, bogaceniu osobowości, rodzeniu się obywatelskich i patriotycznych postaw, altruistycznej etyki, drogi do współczesnego skomplikowanego świata pełnego paradoksów. To był ten tajemny warsztat nauczycielskiej pracy i pełnej satysfakcji osobistej, kiedy się dzieli i radość, i wzruszenie, i sympatię, i miłość, kiedy daje się dzieciom z porywu serca namiastkę szczęścia. Rzecz zdumiewająca i niewiarygodna, ale dzieci to wyczuwały intuicyjnie, czasem spontanicznie i bez chwili namysłu wciskając do ręki cukierek, jabłko, ciastko albo ofiarowując swój rysunek czy kartkę świąteczną. Uśmiechał się zapewne w tym momencie poczciwy Stary Doktor, któremu stworzyłem bliźniaczą szkołę wypełnioną słońcem i uśmiechem.

A skąd wzięły się medale?

Trzeba zacząć od Gdyni, miasta, które skumulowało w sobie i zmonopolizowało ludzką życzliwość. To tutaj mieszkało najwięcej ofiarnych darczyńców, których o nic nie trzeba było prosić. Wielki gmach Polskich Linii Oceanicznych stał przed nami otworem. Dobrym duchem był mgr Ryszard Kulczewski, który miał nieograniczony dostęp do medali i morskich suwenirów, a przedsiębiorstwo bardzo dbało o swój prestiż i sławę, toteż nie zapominano o żadnym wodowaniu statku czy dziewiczym rejsie do nowego, nieznanego portu. Wszyscy zachłysnęliśmy się dostępem do szerokiego wybrzeża Bałtyku i faktem, że polska bandera powiewa na wszystkich światowych akwenach, że staliśmy się krajem morskim. Tej zasługi całego narodu nie przekreśli żaden historyk czy badacz ojczystych dziejów. Dziś i jutro mamy prawo szczycić się tym faktem.

Szerokim strumieniem płynęły więc medale i metaloplastyczne plakiety do Bolesławca, a stąd do wielu przyjaciół szkoły w trakcie licznych spotkań i odwiedzin. Dodam, że morskie medale pamiątkowe PLO otrzymali np.wszyscy Kuratorzy lub Wicekuratorzy Oświaty w liczbie 49 osób, którzy wizytowali szkołę pod kierownictwem Wiceministra Gały. Łatwo wyobrazić ich zaskoczenie i zdumienie, kiedy w lądowym Bolesławcu uczniowie wręczali im morskie pamiątki i suweniry. Gdzie Rzym, gdzie Krym … A jednak.

Z mniejszą częstotliwością, ale dopływały też do nas medale od innych armatorów Wybrzeża : Polskiej Żeglugi Morskiej i “Transoceanu” ze Szczecina, Polskiej Żeglugi Bałtyckiej,”Kogi” - Przedsiębiorstwa Rybackiego w Helu, nie licząc Marynarki Wojennej. Ciekawą historię ma na swoim koncie medal upamiętniający historię jedynego polskiego statku pasażerskiego m/s “Stefan Batory”, następcy słynnego przed wojną m/s”Batory”.

Na tym luksusowym statku brałem udział w uroczystym bankiecie z okazji narodzin /może raczej “odrodzenia się”/ Ligi Morskiej jako uczestnik zjazdu założycielskiego. To była największa uczta w moim długim życiu w stylu hedonistycznych form ucztowania w starożytnym Rzymie. Oczywiście przepych nikogo nie zwalniał z form przestrzegania reguł tzw. wysokiej kultury. Obowiązywała elegancja, pełny komfort, szacunek dla kultury żywego słowa i tym mogła imponować zarówno załoga w paradnych, odświętnych strojach, jak i goście, nie tylko ci z pierwszych stron gazet. Słowem - inny świat i wejście na kilka godzin do krainy baśni arabskich z tysiąca i jednej nocy.

Bogate menu pięknie zaserwowane: homary, langusty i inne owoce morza, srebrna zastawa, Świece na stołach, orkiestra, piosenkarki, szampan i … pamiątkowe medale pachnące morzem. Prawie niewidoczna, dyskretna obsługa. Wreszcie bal z udziałem chyba setek par. Światła wyselekcjonowane, stwarzające intymny nastrój, łagodne lub mocno jarzące się w wielu miejscach. Egzotyczne owoce i kawa po zmianie dekoracji stołu. Zupełnie inny świat luksusu.To prawda, że morze żywi i bogaci.

Namiętnym zbieraczem gadżetów, a więc i medali, był naczelnik Henryk Sikorski. Wyłożył nimi ściany obszernego mieszkania, ale też chętnie dzielił się nimi z przyjaciółmi, do których zaliczył także mnie i moją szkołę. Jeszcze inne podejście do tematu reprezentował niezapomniany Teofil Grydyk. On dzielił trofea imiennie, wiedząc, że otrzymane dary i tak przekażę do zbiorów muzealnych “Ósemki”. Rytuał rozmowy darczyńcy był zawsze podobny :

- Pamiętaj, te medale daję tobie do prywatnej kolekcji. Dla szkoły mam inne, kilkanaście sztuk, ale sprawdzę, czy zachowałeś te, na których mi bardziej zależy. Mam wielu przyjaciół nowe nabytki to żaden problem.

Nie były to czcze przechwałki. Teoś wszędzie trafił, dla szkoły wślignąłby się do mysiej dziury, by zdobyć nowe eksponaty. Wspaniały, wyjątkowy człowiek. Potrafił skutecznie zaczarować nawet dowódców kolejnych statków czy zebrać wśród marynarzy macierzystej załogi dewizowe datki na zakup np. maski murzyńskiego szamana.

Jeszcze wspomnę o “wizytacji” sopockiego Grand - Hotelu na zaproszenie Kapitana Ż. W. Jana Wiśniakowskiego, który na mój wniosek został Honorowym Obywatelem Bolesławca, jednym z pierwszych po wojnie. To też było przyjęcie ekskluzywne, tyle że w małym, kameralnym kręgu. Nienaganne maniery, kultura osobista, sympatyczna narracja - to dokładnie zapamiętałem. Kapitanowie statków to była wyróżniająca się kulturą elita w służbie morskiej Rzeczypospolitej. Wspaniali ludzie,ofiarni, prawdziwi patrioci.

Zapamiętałem przepiękny drewniany rzeźbiony stół w kolorze czerwieni w prywatnym gabinecie mieszkania kapitana. Arcydzieło hinduskiej sztuki snycerskiej, zadziwiające urodą w precyzyjnym wykonaniu każdego detalu. Marzyłem o takim meblu we własnym lokum z myślą o upodobaniach żony. Niestety, nie wszystkie marzenia spełniają się w ludzkim życiu. Żony nie ma już od 14 lat, więc i stół z Indii w moim eremie nie jest potrzebny. Ale marzenia o minionym szczęściu uparcie powracają.

I jeszcze jedno medalowe wspomnienie. To wyróżnienie otrzymałem z okazji 60 - lecia Gdyni. To miasto jest młodsze ode mnie, ale jakże piękne i bliskie mojemu sercu. Kocham Gdynię, kolebkę wielu przyjaźni i niezapomnianych przeżyć. Czy jeszcze ją zdążę zobaczyć, bo już wszyscy druhowie lat dojrzałych odeszli na drugą stronę życia … A przecież ich wszystkich pamiętam.




wtorek, 12 sierpnia 2014

ODDAJMY GŁOS MŁODYM /Część II/.



.Najcenniejsze z wyróżnień – "Szkarłatna Róża" – ofiarowane przez same dzieci, 
z ich własnej inicjatywy. Otrzymałem od nich także "Order Uśmiechu" 
i wiele dowodów autentycznej sympatii. 
Tym mam prawo szczycić się nawet dzisiaj, w zaawansowanej starości.
Autorka pracy magisterskiej trafnie akcentuje fakt, że w szkole jednoznacznie eksponowaliśmy fakt akceptacji korczakowskiego modelu “szkoły serca”, bliskiej dzieciom i ich oczekiwaniom. Cytuję opinię piszącej pracę magisterską nauczycielki :

“Dzieci były najważniejsze, dzieci były kochane przez wszystkich w sensie dosłownym. Nad drzwiami parteru umieszczone zostało nawet bardzo korczakowskie hasło :”Uśmiechnij się - jesteś wśród przyjaciół”, a także cytowane już uprzednio zdanie Starego Doktora jako wiodące motto pracy “Ósemki”/honorowane do dziś w nowej placówce oświatowej/. Nauczycielka zauważa /cytuję/ :

Prezydent Miasta Gdynia z okazji 60 urodzin
 morskiego grrodu nad Bałtykiem nadal mi
 pamiątkowy medal "z wyrazami wdzięczności". 
To wyróżnienie zawdzięczam efektywnej współpracy
 z gdyńską Szkołą Nr 14, ale nie tylko
“Dyrektor i grono pedagogiczne pozwalali sobie na pełną swobodę działania w zakresie koncepcji pedagogicznych, a opierały się one na poglądach Janusza Korczaka i Owidiusza Decroly’ego”. Dodam, że na poglądach odpowiednio wzbogaconych współczesnym dorobkiem naukowym, poszerzonych własnymi przemyśleniami i doświadczeniem, adekwatnych do postępu psychologii w zakresie układów interpersonalnych /sprzężeń zwrotnych/ i bieżącej analizy kierunków innowacyjności i postępu w sferze metodyki pracy szkolnej,np. wykorzystanie nowoczesnych narzędzi poznawczych ułatwiających uczniom przyswojenie wiedzy.

Autorka pracy trafnie i pięknie definiuje kluczową ideę pedagogiczną w relacjach wychowanek - wychowawca jako partnerstwo polegające na wzajemnym zaufaniu. Cytuję: 

“Dziecko miało ufać wychowawcy, ale równocześnie wychowawca powinien móc zaufać dziecku. Wychowankom Korczaka wpajano przekonanie, że “uczciwosć, sprawiedliwość i uczucie powinny rządzić światem. Zaufanie i szczerość były podstawą wzajemnych stosunków”. 

Muszę zacytować niejako odkrywczy i charakterystyczny fragment dłuższej wypowiedzi młodej pani magister, która rozszyfrowuje swoisty fenomen optymalnego uspołecznienia wychowanków i czyni to bezbłędnie.

Dowództwo Marynarki Wojennej w Gdyni nagrodziło 
moją pracę wychowawczą symbolicznym medalem. 
Także garnizon Marynarki Wojennej Helu nie zapomniał
 o moich zasługach nadając medal
 i honorowy tytuł Zasłużonego Nauczyciela – Wychowawcy.
 To wzruszające momenty w pedagogicznej karierze.
“Te zasady wprowadzano z dużym powodzeniem w Szkole Podstawowej Nr 8. Najlepszym dowodem efektywności pracy wychowawczej był fakt, że żaden przedmiot, który był w szkolnych zbiorach nigdy nie uległ zniszczeniu. Dyrektor mówił dzieciom : w korczakowskiej szkole serca nie ma miejsca na destrukcyjną niechęć, wrogość, nienawisć, niszczenie wspólnego dorobku. To nie jest moja szkoła, ani tylko twoja, to nasza wspólna własność całej szkolnej społeczności. Wszyscy macie niewątpliwy dorobek w kształcie szkoły, w jej osiągnięciach, sławie, urodzie. To jest dla was wartość bezsporna w kategoriach materialnych, hojny dar dla przyszłości.

Tutaj każdy eksponat był zawsze do dyspozycji dzieci, jednak był to rodzaj umowy pomiędzy dyrektorem Pawłem Śliwko a uczniami tej szkoły. Dzieci wierzyły w te słowa i nie dopuszczały do żadnych zniszczeń”.

Zaskakująca w treści i formie jest przenikliwość i kompetencja autorki wartościowego, pouczającego dzieła, które mimo upływu czasu nie straci ani dziś, ani jutro swojej wartości. To ciekawy dokument dorobku pojedyńczej szkoły, ale dorobku o charakterze unikatowym a zarazem uniwersalnym. Zamiast autooceny - posłużę się dalszym celnym i trafnym cytatem.

“W języku pedagogiki nazywało się to realizacja celów wychowania moralno - społecznego. Nie poprzez słowa, a poprzez sytuacje wychowawcze i praktyczną działalność, poprzez stworzenie okazji do samorealizacji, sprawdzenia się w życiu grupy. Ucząc odpowiedzialności i umiejętności życia w zespole, nie można było zapomnieć o modelowaniu świadomego stosunku do wytworów ludzkiej pracy jako własności społecznej”.

Trudno zliczyć wszystkie medale i odznaki,
 których nie szczędzili ani mnie, ani mojej szkole
 życzliwi pracy edukacyjnej ludzie morza. 
To medal jubileuszowy PLO z okazji 
XXX=lecia żeglugi liniowej do Azji.
Czytając przebogaty tekst opracowania nierzadko wzrusza mnie przypomnienie pozornie nieistotnych epizodów i bardzo empatyczne podejście do nich wrażliwejj emocjonalnie informatorki, która potrafi wyszukac w nich momenty i treści zasługujące na uwagę i wyczerpujący, rozważny komentarz. Znów sięgnę do cytatów, bo one najpełniej ilustrują istotę rozważań i uogólnionych refleksji.Nauczycielka opisuje szacunek dzieci dla wybitnych dzieł malarskich eksponowanych na korytarzu i zmienianych co dwa tygodnie przez Biuro Wystaw Artystycznych w Jeleniej Górze. Wszystkie trafiły - bez najmniejszego uszczerbku - do twórców, artystów malarzy.Świadczy to - zdaniem autorki - o zrozumieniu idei wzajemnego zaufania, szczerości i odpowiedzialności za swoje czyny w relacjach wychowawca - wychowanek występujących w tej szkole.

Międzynarodowy Rok Dziecka, który ogłosiła ONZ, skłonił nas do niekonwencjonalnych działań. Z naszej inicjatywy na nasz wniosek Sekretarz Generalny ONZ dr Kurt Waldheim otrzymał "Order Uśmiechu", o czym pisała prasa światowa. Wielki mąż stanu zrewanżował się korespondencją i swoją portretową fotografią z dedykacją dla szkoły.


“Był to korczakowski wzorzec wychowawczy zmodyfikowany zgodnie z potrzebami czasów. Eksponował uczuciową sferę osobowości, która rodziła w konsekwencji postawy obywatelskie i społeczne motywacje działań młodych ludzi. Hierarchizowano i stopniowo wzmacniano, a przy tym wzbogacano i rozszerzano świat dziecięcych doznań. Modelowano sferę emocjonalną w sposób zaprogramowany i obliczony na długie lata. Była to przecież nieco bardziej nowoczesna korczakowska “szkoła serca”. Przeżyć pozytywnych było tutaj co niemiara: towarzyszyły pasowaniu na ucznia klasy pierwszej, obietnicom zuchowym, przyrzeczeniom harcerskim, dziesiątkom uroczystości, spotkań z ludźmi spoza szkoły, wizytom w fabrykach i instytucjach, kontaktom z rówieśnikami z całej Polski, wycieczkom”.

Pierwszy w Polsce szkolny folder
 Izby Pamięci Narodowej opracowany 
przeze mnie i wydrukowany w lokalnej drukarni. 
Projekt okładki – Regina i Lesław Kasprzycki
Ta opinia pochodzi z nagrania mojej wypowiedzi, ale nie to jest najważniejsze. Satysfakcjonuje mnie i urzeka subtelne i inteligentne wkomponowanie w tekst imponującej rozprawy racjonalnej argumentacji uzasadniającej przyjęte tezy i kronikarskie dokumenty oraz uporządkowane myślowo konkluzje i wnioski. Efekt? Czyta się książkę z największym zainteresowaniem, chociaz jest to lektura dedykowana w zasadzie nauczycielom.

‘Szkoła chlubiła się także własnym systemem nagród i wyróżnień: medalami “Primi inter Pares”/Pierwszemu między Równymi/, który otrzymywali nie tylko dorośli, ale i uczniowie za specyficzne zasługi /bynajmniej nie za piątki i grzeczne zachowanie/ i “Przyjaciel - Mecenas”, odznakami “Wzorowy Uczeń” /specjalne plakietki z legitymacją dla młodszych i starszych dzieci/, “Miłośnik Morza”, “Ambasador Przyjaźni”, “Absolwent Szkoły”, “Przewodnik po Izbie Pamięci Narodowej”.

Szkoła chciała być szkołą otwartą na wszystko, co mądre, piękne i twórcze, co polskie i patriotyczne. Chciała być szkołą - jak mówił dyrektor Paweł Śliwko - sercem malowaną”/artykuł w “Motywach” nr 1/1979/.







.Kolejne, bogatsze wydawnictwo szkoły poświęcone
 Izbie Pamięci Narodowej z reprodukcją otrzymanego
 przez "Ósemkę" medalu 200-lecia
 Komisji Edukacji Narodowej. 
To pierwsze i jedyne tego typu ministerialne
 wyróżnienie w bolesławieckim szkolnictwie.
Autorka sięgnęła także do moich danych biograficznych w korelacji z charakterystyką monografii placówki oświatowej, doszukując się zależności między charakterem personalnej osobowości a kierunkami poczynań pedagogicznych, z dużą sympatią odnoszac się do znaczących wydarzeń w mojej biografii, które pozwoliły na modelowanie głównie szerokich działań wychowawczych, ale nie tylko. Może nie zasłużyłem aż na tak pochlebną recenzję, ale przyznaję się do wszystkich wymienionych inicjatyw i przedsięwzięć, które nadały szkole rozgłos ogólnopolski - bez fałszywej skromności. Nie będę ich wymieniał, bo zainteresowany czytelnik bez trudu znajdzie je w moim internetowym blogu, który stanowi niejako uzupełnienie dojrzałej, obiektywnej, bogatej i wszechstronnej pracy magisterskiej Agnieszki Szulc - Jednoróg. Pochlebia mi stwierdzenie, które cytuję :

“Paweł Śliwko to człowiek wielu zainteresowań, nauczyciel. dziennikarz, ale przede wszystkim pasjonat sztuk plastycznych - obok własnej twórczości zajmował się również tworzeniem muzealnych kolekcji i krytyką artystyczną. Był on również aktywny w życiu lokalnej społeczności będąc kilka kadencji radnym Rady Miasta”.

Jedno z wielu ważnych wydarzeń w biografii "Ósemki" – kolejna uroczystość o patriotycznym wydźwięku. W tle można podziwiać unikatowy, olbrzymi plakaz z Białym Orłem i dwoma mieczami, symbolem grunwaldzkiej wiktorii. To piękne dzieło nauczycielki Reginy Kasprzyckiej.
Rzeczywiście przez 30 lat byłem poprzez prasę regionalną/wrocławska “Gazeta Robotnicza” i “Słowo Polskie”/ niemal codziennym kronikarzem dziejów grodu nad Bobrem, publikowałem artykuły w prasie centralnej i czasopismach Wybrzeża, prowadziłem szeroką korespondencję nierzadko z wybitnymi, znanymi ludźmi, np.prof. Tiborem Csorbą’. Tą drogą zdobyłem dla szkoły wielu przyjaciół i mecenasów, dałem jej skrzydła do wysokich lotów. Dowodzi tego autorka przytaczając w swojej pracy kilkadziesiąt moich artykułów, na które się powołuje.

Przewodniczący Rady Państwa Profesor Henryk Jabłońsk
i – na moją prośbę przekazał do zbiorów Izby Pamięci
 bogatą kolekcję medali i innych odznaczeń 
państwowych i wojskowych.
Fotografia ilustruje tylko część otrzymanego zbioru.
Wspomina o mojej karierze w administracji szkolnej - byłem w wieku 22 lat najmłodszym w kraju wizytatorem oświatowym jako Podinspektor Szkolny w Bolesławcu. Nie odpowiadała mnie praca urzędnika państwowego, chciałem pracować wśród dzieci i dla dzieci, toteż zostałem założycielem i kierownikiem /ówczesne nazewnictwo/ szkoły Nr 4 w Bolesławcu, która weszła do historii miasta jako pionierska placówka oświatowa, która pierwsza w nadbobrzańskim grodzie i powiecie bolesławieckim otrzymała imię Jana Matejki i własny sztandar. Pierwsza w kraju miała prawdziwą pracownię malarską ze sztalugami, pierwsza nawiązała owocne kontakty ze statkiem - imiennikiem m/s ‘Jan Matejko”, pierwsza zorganizowała imponujące 4-izbowe muzeum morskie. Tutaj na wniosek wrocławskiego Kuratorium Oświaty i Wychowania zorganizowałem pierwszy w kraju wakacyjny kurs dla 50 nauczycieli wychowania plastycznego. W tej placówce oświatowej też odcisnąłem trwały ślad swoją obecnością i pracą. Tu powstała moja pierwsza książka metodyczna /praca zbiorowa/ ‘O wychowaniu estetycznym w szkole podstawowej”/ i około 20 artykułów o metodyce wychowania przez sztukę.

Urny z ziemią z pól bitewnych polskich
 żołnierzy walczących
 na wschodzie i zachodzie Europy,



                                                       
Bardzo życzliwie wspomina autorka pracy dyplomowej moje zasługi i wyróżnienia w nowej szkole Nr 8, w której pracowałem jako dyrektor przez 19 lat, do czasu przejścia na emeryturę. To było swoiste apogeum, szczyt rozmachu wieloorakich inicjatyw i osiągnięć, podejmowanie działań na forum ogólnokrajowym i międzynarodowym. To wszystko wyłuszcza precyzyjnie i w sposób uporządkowany pani magister. Nie zapomina, że pracując równolegle jako dziennikarz byłem redaktorem naczelnym lokalnego pisma “Głos Bolesławca”, przez dwie kadencje reprezentowałem Dolny Śląsk w Krajowej Radzie Postępu Pedagogicznego, kilkanaście lat zasiadałem w Radzie Redakcyjnej resortowego pisma dla nauczycieli “Oświata i Wychowanie” jako jedyny mieszkaniec regionu. Opublikowałem tu kilkadziesiąt artykułow z dziedziny tematyki wychowania, psychologii i pedagogiki.




Za działalność społeczną w czasie obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego otrzymałem Odznakę Tysiąclecia Nr U - 0275. Na wniosek warszawskich kombatantów, żołnierzy Armii gen. Franciszka Kleeberga zostałem odznaczony Krzyżem Kawalerskim i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi w patriotycznej edukacji młodzieży. Za pracę zawodową w resorcie szkolnictwa wyróżniono mnie Brązowym i Złotym Krzyżem Zasługi oraz 2 razy Medalem Komisji Edukacji Narodowej.

Najcenniejszy historyczny eksponat 
– wykonany na księżowskim ornacie sztandar 
Zgrupowania Partyzanckiego "Jeszcze Polska nie zginęła" 
dowodzonego przez płk. Roberta Satanowskiego
 na Kresach Wschodnich.
Minister Gospodarki Morskiej nadał mi złotą odznakę i godność “Zasłużonego Pracownika Morza”, a Dyrektor Dolnośląskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego w Wałbrzychu honorowe tytuły i odznakę “Przodownika Pracy Socjalistycznej” i “Technika Górniczego I stopnia”. Jedno z trzech najwyższych wyróżnień w historii kopalni rudy miedzi przypadło mnie w udziale : godność i tytuł “Honorowy Górnik ZG “Konrad”. Górnicy z górnośląskiej kopalni “Nowy Wirek” odznaczyli mnie Honorową Szpadą Górniczą. W roku 1978 otrzymałem nagrodę główną Klubu Twórczych Nauczycieli za krzewienie idei korczakowskiej. Związek Kombatantów i b. Więźniów Politycznych w 2001 roku wyróżnił mnie odznaką za zasługi dla środowiska kombatanckiego, a Związek Rzemiosła Polskiego Złotym Mdalem im. Jana Kilińskiego.

Otrzymałem też różne odznaczenia marynistyczne, m.in. zaszczytny tytuł “Zasłużonego Nauczyciela i Wychowawcy Młodzieży” - nadany przez młodych marynarzy z Flotylli na Helu i medal 60 - lecia miasta Gdynia. Mogę przyznawać się do do autorstwa i skutecznego tworzenia pedagogicznej koncepcji wychowania morskiego młodzieży, którą opracowałem teoretycznie i zweryfikowałem empirycznie przez prawie 20 lat pracy i kierowania szkołą nr 8 w Bolesławcu.

W roku 1983 w ogólnopolskim plebiscycie zostałem mianowany przez młodzież “Człowiekiem Roku” w ramach poszukiwań tzw.”Sylwetki ‘83” to znaczy osoby, która wyróżniała się zaangażowaniem społecznym i pracą wychowawczą w kręgu ludzi młodych. Legitymację wraz z metalową plakietką oraz podpisem Przewodniczącego Zarządu Głównego ZSMP dr Jerzego Jaskierni, ówczesnego posła na Sejm RP wręczono mnie na uroczystym spotkaniu w Warszawie. Do tych wszystkich faktów i odkryć /nierzadko zapomnianych przeze mnie/ mozolnie dotarła autorka pracy magisterskiej, co świadczy o jej rzetelności, pracowitości i sumienności godnej najwyższej pochwały i uznania.. .

Lesław Kasprzycki prezentuje sztandar 
Związku b. Więźniów Politycznych z Bolesławca
 wykonany z pasiakowego, więziennego płótna.
Uogólniając - można stwierdzić bez cienia przesady, że praca magisterska Pani Agnieszki Szulc - Jednoróg reprezentuje poziom wiedzy, poszukiwań i twórczych dociekań godny wytrawnego naukowca, badacza i odkrywcy, a wyróżnia ją w szczególności inteligencja, elokwencja i erudycja autorki. To dzieło pionierskie w treści i formie, okupione wielkim wysiłkiem intelektualnym i mogące zapoczątkować tworzenie dojrzałej i odkrywczej rozprawy doktorskiej. Imponuje kompleksowość w ujęciu opisywanych zjawisk i procesów, świadoma wybiórczość najważniejszych faktów i ich obiektywizacja, rzetelność i odpowiedzialność za słowo.

Gratuluję autorce benedyktyńskiej pracowitości, dzięki której powstała książka o walorach pedagogicznego poematu - pięknego, mądrego i bogatego.

Paweł Śliwko

PS.Równolegle powstaje mój blog internetowy, w którym zainteresowany tematem czytelnik znajdzie więcej szczegółów. Symbolicznie autorka pracy magisterskiej zamknęła swoje opracowanie na roku 1991, kiedy odszedłem na emeryturę. Dla mnie w tym momencie szkoła Nr 8 zamknęła swoją biografię, chociaż istniała jeszcze kilka lat. Ta sama, chociaż już nie taka sama - bez Janusza Korczaka, Owidiusza Decroly’ego, Tibora Csorby.

Dziękuję, Pani Agnieszko.

Przewodniczący Koła ZboWiD przy Zakładach Chemicznych "Wizów" Franciszek Zieliński w obecności Dyrekcji Szkoły przegląda dokumenty z lat wojny w Izbie Pamięci.


Uroczystość szkolna w sanktuarium przed Izbą Pamięci Narodowej.


Załączone reprodukcje fotografii w jakimś stopniu odzwierciedlają atmosferę życia i nauki w “Szkole sercem malowanej”..

piątek, 8 sierpnia 2014

ODDAJMY GŁOS MŁODYM

 MONOGRAFIA SZKOŁY PODSTAWOWEJ NR 8 AGNIESZKI SZULC-JEDNORÓG
/1964 - 1991/

Praca dyplomowa magisterska napisana pod kierownictwem dr hab. Kazimiery Jaworskiej w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej im. Witelona w Legnicy w roku 2014.

Pasowanie na ucznia pierwszoklasistów zgodnie z morskim ceremoniałem i z udziałem króla morza Neptuna.
Nie będzie to skrót obszernego objętościowo dzieła młodej i ambitnej nauczycielki, byłej uczennicy tej placówki oświatowej, która jest emocjonalnie związana z “Ósemką” i zaczynała swoją szkolną edukację, kiedy ja odchodziłem na emeryturę. Dziś pracuje w tym samym - ale jakże innym budynku jako nauczycielka mieszczącego się tutaj gimnazjum. Niewiele pozostało reliktów świetlanej przeszłości, ale ocalał np. wielki ceramiczny Klucz Mądrości na skarpie przy gmachu Tysiąclatki i kilka pomników - Obrońców Helu, Generała Franciszka Kleeberga i jego żołnierzy, Ludzi Morza z największą w kraju kotwicą z największego polskiego statku - stutysięcznika “Karkonosze”. Trwa reanimacja uszkodzonnego pomnika wielkich przyjaciół dzieci - Janusza Korczaka i Henryka Jordana w postaci dwóch ogromnych głazów z tablicami pamiątkowymi sławiącymi dorobek z ich panteonu chwały, które stoją na wspólnym granitowym postumencie w dawnym mini - parku Pokoju i Przyjaźni. To już zasługa nowej Pani Dyrektor Szkoły mgr Ireny Sikora-Kołodyńskiej, która chce odtworzyć jeszcze kilka faktów z dawnej świetności nietypowej szkoły Nie będę zdradzał szczegółów przed czasem, do czego zobowiązałem się z pełną świadomością danego słowa. Powróciła na korytarzową ścianę wykuta w miedzi przez górników ZG”Konrad” metaloplastyczna tablica głosząca życiowe credo Starego Doktora, które przejęliśmy jako motto codziennej pracy wychowawczej “Ósemki” :

“Dziecko to pełny człowiek, tylko bardziej bezbronny”.

Brakuje jeszcze jednej złotej myśli tego samego autora, która stanowiłaby cenne uzupełnienie modelu unikatowych działań pedagogicznych z młodym pokoleniem:

“Bez pogodnego pełnego dzieciństwa całe życie jest kalekie”.

Ale wracam do tematu arcyciekawej i mądrej merytorycznie pracy magisterskiej. Nie będzie to zwyczajna laudacja, próba krytycznej oceny zebranego merytorycznego materiału i jego syntetycznego ujęcia przez autorkę, bo łatwo było zagubić się w mnogosci kronikarskich szczegółów.Zresztą sam rejestr dokonań - bez analizy przyczyn i skutków - nie miałby pełnej wartości dla praktyki szkolnej i możliwości wykorzystania gotowego wzorca w zupełnie zmienionej rzeczywistości przy współczesnym skoku cywilizacyjnym w globalnej wiosce /to było nieznane i zupełnie obce pojęcie w pełnym okresie mojej pracy zawodowej/.

Prawie każdy dzień wzbogaca zasobność zbiorów muzealnych Izby Pamięci, a także pomnaża jej urodę i wartość.
Autorka trafnie wykorzystała w całej pełni wartość obiektywizacji faktów, próbę naukowego uporządkowania i świadomego wyboru płaszczyzn działań najważniejszych w bogatym życiu szkoły. Co więcej - pogłębiła teoretyczny wywód uzasadniający sens pracy pedagogicznej szkoły w takiej formie i takiej postaci w oparciu o znajomość prekursorskich poczynań poprzedników Trafnie dostrzega zbieżność form funkcjonowania placówki oświatowej z koncepcjami głoszonymi i wdrażanymi przez przedstawicieli idei Nowego Wychowania reprezentowanymi m.in. przez Janusza Korczaka i Owidiusza Decroly’ego. Ten ruch pedagogiczny /zwany “Nowym Wychowaniem”/ rozwinął się na przełomie XIX i XX wieku i wnosił świeży oddech w zatęchłe mury ówczesnego szkolnictwa. Jak pisze Z. Kwieciński i B. Śliwerski w pracy “Pedagogika”/poręcznik akademicki/,s.165- “Nowe Wychowanie” żądało od wychowania i i edukacji szkolnej zindywidualizowania, uwzględniania samorzutnych zainteresowań młodzieży, swobody, pielęgnowania samodzielności i aktywności uczniów, pomagania wychowankom w autoedukacji i samowychowaniu oraz w uzyskiwaniu jednostkowego sukcesu”.

Myśmy to nazwali partnerstwem i poszanowaniem praw dziecka - mówiąc w największym i niepełnym uproszczeniu.Wyeksponowaliśmy rozwój twórczej aktywności ucznia w obszarze umysłowym i artystycznym. Trafnie zauważa autorka dzieła, że idee Nowego Wychowania w wielu fragmentach były zbieżne z założeniami pedagogiki socjalistycznej i dały się połączyć - po pewnej modyfikacji - w harmonijną całość, co pozwalało mnie skutecznie obronić przed władzami oświatowymi własny, autorski pomysł nowatorskich rozwiązań pedagogicznych głównie w sferze wychowania. Krytykowane - a będące chlubą i dumą szkoły - bogate sale muzealne to przecież nic innego, jak preferowane przez Owidiusza Decroly’ego “ośrodki zainteresowań” unowocześnione i przystosowane zgodnie z prawami postępu społecznego do współczesności. Wiele godzin spędziłem na dyskusji z prof.Bogdanem Suchodolskim na posiedzeniach Rady Redakcyjnej “Oświaty i Wychowania” o potrzebie modyfikacji pracy szkoły poprzez zapalenie zielonego światła dla innowacji i nowatorstwa. Miałem z jego strony pełne poparcie dla moich inicjatyw.

Autorka pracy magisterskiej słusznie stwierdza, że w szkole realizowaliśmy koncepcję placówki oświatowej bliskiej dzieciom, a postać Janusza Korczaka i jego altruistyczna osobowość wypełniona po brzegi miłością do biednych dzieci stanowiła wzór pedagoga i twórcy modelu “szkoły serca”. Ale to temat do odrębnych, poszerzonych refleksji, którym poświęcę dalszy ciąg opracowania.

Zamieszczone poniżej fotografie chociaż w części odzwierciedlają atmosferę pracy “szkoły innej niż wszystkie”.

Artysta malarz Mieczysław Kozłowski wzbogacił szkolną galerię malarstwa im.prof.dr Tibora Csorby o kilkanaście swoich nowoczesnych dzieł, pięknych i cennych. To bezinteresowna przyjaźń na wagę złota.


Bronisław Miazgowski, gość ze Szwajcarii, wybitny marynista i twórca Międzynarodowego 
Instytutu Kultury Morskiej gościł w naszej szkole.


Dwa razy gościliśmy ogólnopolską uroczystość wręczania "Orderów Uśmiechu" przyjaciołom dzieci z całego kraju. To wielkie przeżycie i barwne widowisko, coś niepowtarzalnego. Na fotografii powitanie gości na tarasie przed wejściem do szkoły.


Elżbieta Shankar, gość z Indii w tradycyjnym barwnym stroju na spotkaniu w Klubie Neptuna przed otwarciem sali muzealnej jej imienia


Goście z Gdyni pod kierownictwem mgr Zofii Świerczyńskiej to najlepsza wizytówka auten
tycznej, bezinteresownej przyjaźni. I trwa to wiele, wiele lat


Grupa nauczycielek w oczekiwaniu na uroczystość przed Izbą Pamięci. Od lewej strony - Danuta Śliwko, Grażyna Gzubicka, Helena Hołubowicz i Helena Tarnowska.



Harcerska warta honorowa przed Izbą Pamięci Narodowej w trakcie jej zwiedzania przez gości. W czasie uroczystości ustawiały się tu poczty sztandarowe szkoły i Szczepu ZHP imienia PLO

Górnicza epopeja nie ma końca. Dzieci tłoczą się w ciasnej imitacji kopalnianego podziemia, wyszukując tu prawdziwe skarby. Stąd setki pytań - one są naprawdę ciekawe świata, a szkoła tę ciekawość zaspokaja.

Henryk Sikorski, przedstawiciel PLO w  Gdyni, przywiózł do zbiorów muzealnych cenne eksponaty marynistyczne.

Jedno z wielu spotkań z żywymi kronikarzami ojczystych dziejów, bohaterami II wojny światowej.


Każda wizyta marynarzy oznaczała wielkie i piękne przeżycie, była przygodą z morzem i wzbogaceniem szkolnego skarbca darów Neptuna. Efekt uboczny, ale ważny - to nie ścieżka, ale szeroki trakt wydeptany ku morzu przez naszych absolwentów, który odkrywaliśmy po wielu latach ich nauki.


Kolejna sympatyczna wizyta w gdyńskiej "Czternastce". W składzie bolesławieckiej delegacji znalazły się dwie nauczycielki - Danuta Molenda oraz Grażyna Starzyńska i niezawodny Zygmunt Wydrych wraz ze mną


Kolejne uroczyste wydarzenie, które ubarwia życiorys szkoły, mieszcząc w sobie elementy emocjonalne i intelektualne.To inny rodzaj tradycyjnego uczenia się w szkole.

Najlepsi uczniowie otrzymują odznaki "Wzorowy Uczeń", a także szkolne medale "Primi inter Pares" za szczególnie wybitne osiągnięcia.


Naczelnik Henryk Sikorski z Dyrekcji PLO wraz z małżonką czują się u nas jak w swoim domu …



Na spotkaniu z młodzieżą gdyńskiej Szkoły Nr 14. Przemawiam do kilkuset uczniów życzliwej nam placówki oświatowej.

Odsłonięcie pamiątkowej kompozycji rzeźbiarskiej "Chwała Bohaterom" w sanktuarium Izby Pamięci. Wykute w kamieniu dynamiczne sylwetki żołnierzy, całość pokryta złotolem imitującym  lśniący metalicznie mosiądz.



Moment podpisywania umowy o stałej współpracy z Młodzieżowym Domem Kultury w Bolesławcu. Dyrektorka placówki oświatowej przekazała nam z tej okazji stary sztandar byłego Domu Harcerza. Wanda Patora na fot. składa podpis pod dokumentem.





wtorek, 5 sierpnia 2014

REFLEKSJE I UOGÓLNIENIA

Sympatyczna gawęda z prof. Tiborem Csorbą i jego przemiłą żoną prof. Heleną Csorba, ludźmi światowymi, mądrymi, wielkimi autorytetami w świecie sztuki, nauki, kultury i medycyny, a przy tym serdecznymi przyjaciółmi na dobre i na złe. Wspaniałe karty w kronikach szkolnych.
Brzmi to jak zwyczajny slogan, ale to bezsporny fakt, że szkoła jest piękna, kiedy ją kochamy. Zatem tajemnica pełnego sukcesu pedagogicznego tkwi w podjęciu takich kompleksowych działań, które mają konkretnie sprecyzowany cel zgodny z oczekiwaniami szkolnej społeczności, w których uczeń stanowi podmiot, najważniejszy element składowy kompozycji metod, środków, form itd. Pałac i sanktuarium - tak widziałem w przyszłości wizerunek bolesławieckiej Tysiąclatki z numerem 8 w herbowej tarczy. Tę tezę zweryfikowałem empirycznie, o czym świadczyła uroda wnętrza gmachu po rozbudowie i więzi emocjonalne wychowanków ze “swoją” szkołą. Wystarczy wspomnieć, że całe dwa piętra zajmowała unikatowa w skali ogólnopolskiej “Galeria malarstwa i grafiki im.Prof. Dr Tibora Csorby”, legendarnego mecenasa i przyjaciela naszej placówki oświatowej, Węgra z pochodzenia i Polaka z wyboru, człowieka wielu wyjątkowych zasług, zatem dzieci miały bezpośredni dostęp do cennych obrazów, a mimo wszystko żaden z nich nie został uszkodzony. Dlaczego, jak to było możliwe przy stałej obecności w “Ósemce” ponad tysiąca dynamicznych, ruchliwych, skorych do psoty sztubaków? Często słyszałem to pytanie zadawane przez zwiedzających szkołę gości.

To proste i oczywiste. Tłumaczyłem dzieciom, że obrazy stanowią naszą wspólną własność, wspólny dorobek, dumę i chlubę szkoły, swego rodzaju świętość, znamy ich twórców, nierzadko znanych i sławnych artystów, którzy zauroczeni szkołą i panującą tu atmosferą twórczej pracy - z porywu serca ofiarowali je uczniom, całej szkolnej społeczności. Taka argumentacja zwyczajnie trafiała do świadomości młodzieży, która identyfikowała się ze szkołą, jej pracą, dorobkiem, swoimi nauczycielami i wychowawcami.

Nacisk położony na ciekawą, wszechstronną i atrakcyjną dla dzieci pracę wychowawczą przynosił niewiarygodne efekty, nierzadko zaskakiwał i zdumiewał.Liczyła się i była w wysokiej cenie spontaniczność, inwencja twórcza, nawet improwizacja wynikająca z konkretnej sytuacji, kumulacja zainteresowań na danym problemie, zbiorowa chęć szukania optymalnego rozwiązania. W klasach najmłodszych nauka łączyła się z zabawą, starsi uczniowie trafnie podejmowali trudniejszy wysiłek intelektualny związany z rytmem codziennej pracy szkoły.

Nie można umniejszać zasług całego grona pedagogicznego, kręgu wspaniałych nierzadko wychowawców /w zdecydowanej większości kobiet/, którzy oddali młodym ludziom całe serce i własny talent pedagogiczny, akceptując bez zastrzeżeń zaproponowany przeze mnie autorski model innowacyjnego i nowatorskiego działania. To byli autentyczni pasjonaci, nauczyciele z krwi i kości, oddani wychowankom mistrzowie i doradcy, przewodnicy po bezkresnej krainie wiedzy. To oni pomogli wspólnym wysiłkiem przekształcić anonimową placówkę oświatową w oryginalną i znaną w całej Polsce “alma mather boleslaviensis”, którą odwiedził polski Minister Edukacji Narodowej prof. Bolesław Faron w asyście niemieckiej koleżaanki ministerialnej Margot Honecker, a póżniej przybywali tu wszyscy kolejni sternicy polskiego szkolnictwa z Warszawy.

Obecność w bolesławieckiej “Ósemce” zapisał na swoim koncie Minister Obrony Narodowej Admirał Piotr Kołodziejczyk. Dodajmy, że była to pierwsza w dziejach grodu nad Bobrem wizyta “wilka morskiego” tak wysokiej rangi, a zatem wydarzenie na miarę sensacji. Wcześniej jako Dowódca Marynarki Wojennej wręczał mnie na pokładzie ORP “Błyskawica” w Gdyni dedykowany szkole Honorowy Kord Oficerski z wygrawerowanym na klindze uzasadnieniem. Kiedy odchodziłem na emeryturę przysłał serdeczny, bardzo osobisty list i piękny obraz batalistyczny. Zaskakująco sensacyjnym wydarzeniem było przysłanie rządowego samolotu “JAK-40” do Wrocławia i wojskowego autokaru do Bolesławca po 40-osobową delegację naszej szkoły na spotkanie w stolicy z naszym wojskowym mecenasem i przyjacielem oraz Ministrem Edukacji Narodowej prof. Henrykiem Samsonowiczem. Taki niecodzienny epizod - pierwszy w kraju - zapewne już się nie powtórzy. Dlaczego? Po prostu nie ma u steru władzy ludzi na miarę wielkiego polskiego Admirała. Naszego Przyjaciela, człowieka o wielkim sercu, prawego i szlachetnego, mądrego i dobrze służącego Ojczyźnie.

Imponował nam wszystkim, wszyscy Go kochali i podziwiali.

To tylko wyjątkowo cenne, niezapomniane, “sztandarowe” wydarzenia, a podobnych im było zatrzęsienie. Wśród odwiedzających i zwiedzających szkołę, a działo się to niemal każdego dnia, dominowała młodzież i wojskowi /z racji zainteresowania największą i najbogatszą w kraju Izbą Pamięci Narodowej, laureatką wszystkich konkursów i odznaczeń/, których oprowadzali uczniowie-przewodnicy, doskonale zorientowani w charakterze specjalistycznych zbiorów muzealnych, dumni ze swojej roli i sprawowanej funkcji. Zaufanie, swoiście rozumiane partnerstwo, wysoki poziom uspołecznienia, modelowanie postawy obywatelskiej i poczucie odpowiedzialności za wspólne dobro pozwalało na specyficzny rodzaj interakcji personalnej na styku nauczyciel - uczeń, wzajemną tolerancję i uzupełnianie podejmowanych prospołecznych działań oraz ich wzbogacenie poprzez autentyczne osobiste zaangażowanie.To również stanowiło element szkolnego nowatorstwa z wyeksponowaniem rangi i pozycji ucznia.

Reprodukowane fotografie ilustrują wielopłaszczyznowość i wielobarwność szkolnych wydarzeń w przypadkowej kolejności, ale każde z nich mieściło w sobie pierwiastki o dużych walorach wychowawczych, nierzadko głęboko patriotycznych, miało wpływ na modelowanie postaw obywatelskich, altruistycznych. Szerszy komentarz wydaje się zbędnym.

Pułkownik rez. Henryk Wawrzynowicz, legenda Bolesławca. Uczestnik Powstania Wielkopolskiego, Powstania Warszawskiego i pionier Bolesławca od roku 1945. Erudyta i częsty gość w murach "Ósemki".

Sensację wśród zwiedzających budzi Klub Neptuna i morskie eksponaty.

Spotkanie w auli szkolnej - jak zawsze z ważnymi i ciekawymi ludźmi, jak zawsze ze szkolnym bogatym ceremoniałem, uroczyste i ciekawe. Tu wypowiadane słowa stanowią elementarz patriotycznej edukacji młodzieży.


Sympatyczna - jak zawsze - wizyta naszej delegacji w gdyńskiej "Czternastce"



To prawdziwe sanktuarium z ziemią z pól bitewnych polskiego żołnierza i partyzanta. Tu nie da się powtarzać tych samych słów, tu z biegiem czasu odkrywam przed młodymi nowe fakty udokumentowanej historii ojczystego kraju w oparciu o nowe eksponaty i bezcenne pamiątki z przeszłości.

Uroczystość nadania Izbie Pamięci imienia Generała Franciszka Kleeberga

Ważna uroczystość w sanktuarium Izby Pamięci Narodowej z udziałem kombatantów z Jugosławii, byłych partyzantów polskiego batalionu. Wszyscy otrzymują szkole medale "Primi inter Pares". Na pierwszym planie kapitan rez. Jan Kumosz, dowódca batalionu.


Wojskowi to szeroki krąg autentycznych przyjaciół, mecenasów i donatorów naszej Tysiąclatki, ludzi wyjątkowo życzliwych i zaangażowanych. Trudno zliczyć wszystkie spotkania i wspólne uroczystości i przeżycia.



Tłok jak w warszawskim tramwaju, ale to wyjątkowo atrakcyjne miejsce do zwiedzania. 
Jeśli mam chwilę wolnego czasu - z przyjemnością spędzam ją w gronie najmłodszych sztubaków.


Tłok przed Izbą Pamięci, bo dzieci mają zawsze setki pytań i jest to zainteresowanie autentyczne, a nie udawane. Przy partnerskim układzie nauczyciel - wychowanek przynosi to wzbogacenie i utrwalenie wiedzy.