wtorek, 4 marca 2014

JUTRO NALEŻY DO MŁODYCH



I nagroda w konkursie - ankiecie pod hasłem ‘Młodzi 1971’ redakcji popularnego tygodnika ‘Perspektywy’ Nr 30 /99/ z datą 23 lipca 1971 r. Autor mojej sylwetki w czasopiśmie ‘Oświata i Wychowanie’ wielokrotnie cytuje fragmenty moich wypowiedzi, ale to nie oddaje w całości sensu i myśli przewodniej konkursu, w którym zdobywając I lokatę pokonałem w rywalizacji ponad 12 tysięcy czytelników ‘Perspektyw’, ‘Nowej Wsi’ i ‘Walki Młodych’, współorganizatorów konkursu. O zainteresowaniu ankietą świadczy fakt, że aż 4 tysiące respondentów przysłało wypowiedzi dodatkowe /wśród nich także ja/ , szerzej omawiające poruszone w kwestionariuszu problemy.
W opinii redakcji wspólną cechą wszystkich opracowań jest ich szczerość, autentyzm. Czasem są zbyt krytyczne, zbyt wiele wyziera z nich niecierpliwości /choć to przecież przywilej młodości/.Ale wszystkie są pełne troski o dalsze losy naszego kraju, o to, aby ‘wiatr odnowy zawiał do wszystkich zakątków naszej ojczyzny’, aby ‘słowo ‘P o l s k a’ znaczyło w świecie coraz więcej’.
Młodzi 1971 chcą przyjąć na siebie współodpowiedzialność za wszystko co się u nas dzieje, chcą  aktywnie uczestniczyć nie tylko w dyskusjach, ale także w codziennym życiu naszego kraju, w naprawie Rzeczypospolitej. Domagają się tylko stworzenia lepszych warunków dla wykorzystania swoich możliwości, konkretnych, jasno sprecyzowanych zadań, większego zaufania do młodego pokolenia.
Cytuję wydrukowany w ‘Perspektywach’ skrót redakcyjny mojego opracowania.
I nagroda.
Jutro należy do młodych.
Młodość mam już właściwie za sobą...Jeśli jednak z pojęciem tym kojarzy się postawa radykalna, niekonformistyczna, dążenie do postępu, do przewartościowań myślowych schematów i uproszczeń, odwaga mówienia prawdy, wiara w realność ideałów związanych z uznawaną ideologią - mam prawo czuć się młodym…

Niejedną mądrość życiową wysnuł już wprawdzie człowiek z praktycznych biograficznych doświadczeń, niejedna obiektywna pozornie prawda rozprysła się w tysiąc atomów w zetknięciu z  twardymi realiami obiektywnie istniejącej rzeczywistości. Stąd dziś już trudno mówić we własnej postawie o hurra - rewolucjonizmie czy romantycznym haśle Mickiewicza ;’Mierz siły na zamiary, a nie zamiar podług sił’. Ale przecież bez programu działania na jutro, bez prognozowania przyszłości, bez modnej dziś i niesłychanie ważnej w kategoriach jednostkowych czy makrospołecznych futurologii - życie traci barwy, nawet głębszy sens, humanistyczne wymiary. Moje pokolenie - z piętnem okupacyjnego dzieciństwa, pokolenie wyedukowane w epoce powojennych niedostatków i głodu, pokolenie rosnące jeszcze w ZMP - jest maksymalnie uspołecznione. Stąd pozostała do dziś wiara w potrzebę maksymalnej użyteczności dla innych, przekonanie o wartości humanitarnego stosunku do innego człowieka, o sensie rozumienia jego potrzeb, o szacunku dla pracy i własności społecznej, wreszcie - organiczna, mocna więź z życiem grupowym - czy mówiąc szerzej - życiem społecznym środowiska. To uzasadnia odpowiedź na pierwsze pytanie ankiety o cel w życiu ; być użytecznym dla innych, ale też zdobyć wysoką pozycję w zawodzie jako fachowiec, ekspert w swojej dziedzinie /marzenie - oby realne - uzyskać tytuł doktora nauk pedagogicznych po zdobytym zaocznie magisterium/.
Rozczarowania dotyczą sfery oceny pracy zawodowej, doświadczeń charakterystycznych i reprezentatywnych dla wielu ludzi, którzy są wrogami życia z dnia na dzień, bierności, apatii, bezruchu, raz ustalonych wzorców postępowania. To w ostatecznym rozrachunku zabija postęp, rodzi stereotypy działania - może i wygodne, ale prowadzące donikąd.
Kogo może zadowolić życie jałowe, uporządkowane w każdym atomie. Bez wymiany poglądów, bez krytycznej oceny dorobku, bez próby nowatorstwa, szukania nowych rozwiązań. Bez odwagi przekształceń, bez twórczego niepokoju, bez upartych poszukiwań nowych wzorców działania. Kto nie kroczy naprzód - ten cofa się w tył, zatem nie można stać w miejscu. Tej filozoficznej formuły nie honoruje się na szczeblu Polski powiatowej. Nie można wyrastać nad poziom innych - broń Boże. To zakrawa na herezję, budzi podejrzliwość i niechęć. Najlepiej być konformistą, nie różnić się w tłumie innych, normalnych ludzi. Przesada . Posłużę się drobnym przykładem z pedagogicznej łączki.
Jeszcze przed znamiennymi grudniowymi wydarzeniami wziąłem udział w redakcyjnej dyskusji czasopisma ‘Wychowanie’ , wypowiadając niemało gorzkich, krytycznych uwag pod adresem szkół średnich w o g ó l e / podkreślenie w tym wypadku niezbędne /. Wypowiedź dyskusyjna została zaakceptowana w kręgu znawców przedmiotu, ale po ukazaniu się jej w druku rozpoczęło się w moim miasteczku istne polowanie na czarownice  … Nie trzeba dodawać, że ośrodkiem zainteresowania, a właściwie obiektem wielokierunkowych ataków, zostałem ja jako autor niefortunnej publikacji. Naruszyłem-zdaniem oponentów-status nietykalnych ‘świętych krów’. Potraktowano rzecz w kategoriach środowiskowych, nie podejmując rzeczowej polemiki z argumentacją. Nie udało się co prawda wezwać mnie przed trybunał świętej inkwizycji w postaci forum  tzw. ogniska związkowego, ale problem kary związkowej / . / za naruszenie tabu /./ i brak zdyscyplinowania /.../ stanął w całej ostrości na posiedzeniu plenarnym Oddziału Powiatowego ZNP. Nad emocjami zwyciężył tu na szczęście zdrowy rozsądek reprezentowany przez osobę przewodniczącego, a może dodatkowo obawa przed upublicznieniem skandalu. Fakt pozostaje jednak faktem. Znamienne, że nikt nie podjął polemiki pisemnej, za to szturmem ruszono do nagonki personalnej i próby stworzenia sądu kapturowego pod sztandarem zniewagi autorytetu /.../.I cóż z tego, że jedno z praw dialektyki mówi o walce przeciwieństw jako istocie rozwoju. I cóż z tego, że w polemicznej wypowiedzi piętnowałem rzecz powszechnie znaną, że ocena niedostateczna nie może być jedynym środkiem wychowawczym czy uniwersalnym kluczem w dydaktyce. Nie ja to wymyśliłem, byli przede mną mądrzejsi. Udowodniłem jedynie fakty znane powszechnie, komentowałem je, usiłowałem przekonać o wadze zagadnienia. W kategoriach niepersonalnych, w sferze uogólnień. Nie dla osobistej satysfakcji oratorskiej - pro publico bono.
… Entuzjazm - to wielkie słowo. Tak jak zaufanie. Deklaracja pomocy. Ale nie brak pewnej dozy podejrzliwości. Czy zza rogatek Warszawy, z wysokości stolicy i gmachu Komitetu Centralnego widać kontury Polski powiatowej . Czy ożywczy powiew grudniowych przemian nie był zbyt nikły właśnie tutaj, w Rzeczypospolitej bolesławieckiej, zamojskiej, hajnowskiej, w dziesiątkach i setkach innych powiatów. Nie mam racji . Być może.
Na najniższym szczeblu władzy w gruncie rzeczy myśli się i działa po staremu. Kwitnie kult niekompetencji, biurokracja, dygnitarstwo, nieuctwo. Trochę przypomina to machinę, która nabrała rozpędu i toczy się o własnych siłach ruchem jednostajnym. Czy nie można przyśpieszyć jej pędu, zgodnie ze społecznym interesem . Są rezerwy w dziedzinie wydajności pracy. Dlaczego ich nie wykorzystać . Są rezerwy i potencjalne możliwości usprawnień - skąd opór w praktycznym ich wykorzystaniu . Są złe nawyki pracy byle jakiej, pospolitego ‘obijania się’, dlaczego toleruje się ten stan rzeczy . Skąd bałwochwalcza wiara, że pewni ludzie są wręcz stworzeni przez wszechwiedzącą opatrzność do dożywotniego piastowania określonych funkcji , np. w związkach zawodowych, resortowych urzędach, organizacjach politycznych .Przykłady. Choćby ‘nieśmiertelny’ przewodniczący Powiatowej Komisji Związków Zawodowych, kierownicy wydziałów PPRN itd. To nie dotyczy nawet w całej jaskrawości Bolesławca, ale istnieje jako   p r o b l e m   o g ó l n y. Przykłady łatwo zaczerpnąć w wielu, bardzo wielu miastach, miasteczkach, wsiach, gromadach, powiatach. Dlatego przy całym aplauzie dla historycznych przemian w naszym kraju rodzi się cień sceptycyzmu, kiełkuje niepokój zawarty w pytaniu ; czy o tym wiedzą towarzysze z KC . Jest w tym może trochę z dziecięcej wiary w cudowne możliwości czarodziejek i dobrych wróżek, ale z drugiej strony świadczy o zaufaniu i przekonaniu o możliwościach i potrzebie dalszych reform czy naprawy Rzeczypospolitej.
W ankiecie wskazuję na denerwujące zjawiska w regionalnym życiu ; brak inicjatywy, a może raczej brak dostrzegania globalnej, zamkniętej, racjonalnie uzasadnionej koncepcji działania w interesie publicznym, niechęć do intelektualnego wysiłku, schematyczność i popularne ‘odfajkowanie’ akcji, samozadowolenie, a przy tym obawa przed krytyką. Gdzież zwyczajna ludzka sympatia zamiast zawiści, gdzież odruch życzliwości zamiast niechęci, gdzież ogólnoludzki-czy jak inni wolą- socjalistyczny humanitaryzm, prawidłowe stosunki międzyludzkie oparte o słuszne i akceptowane powszechnie ideały.
Czy to czarnowidztwo, tania przesada w jednostronnej ocenie . Pocieszam się /chociaż to żadna pociecha .../, że podobny pogląd reprezentują setki czy tysiące ludzi żyjących w identycznych realiach codzienności. Wiem, że manna nie spada z nieba, że trzeba własną przyszłość wykuwać z zakasanymi rękawami, w pocie czoła. Atmosfera zmieniła się, to fakt. Ale jeszcze nie powiał mocniejszy wiatr w żagle. Wierzę, że ostatnie słowo w batalii o jutro będzie należało do młodych ; dynamicznych i konsekwentnych, mądrych i ofiarnych, oddanych Polsce, pracowitych, ideowych, zdyscyplinowanych i solidarnych.
Dlaczego organizacje młodzieżowe w naszym środowisku mają autorytet nie najwyższej marki . Trzeba chyba sięgnąć do retrospektywnej oceny przeszłości, tej odległej o blisko 20 lat. Był wtedy wytyczony konkretny cel, wielki, na miarę ambicji i aspiracji. Istniały formy działania - niełatwe, wręcz trudne w wielu sytuacjach. Byliśmy żarliwymi ideologami nowych czasów, nowej rzeczywistości, nowej władzy. Nie było zbyt trudnych zadań, mimo skali fizycznego niebezpieczeństwa. Tempora mutantur … Dziś taka działalność stanowi anachronizm. Ale chyba nie sięga w głąb zainteresowań i psychicznych potrzeb młodych. Nie urealnia patriotycznych ideałów, które są zbyt odległe, zimne i obce. Nie daje pola do popisu, do rozwoju samodzielnych inicjatyw. Nie stwarza porywających wizji związanych z przyszłością, z dniem jutrzejszym.
Młodzi nie lubią dawać się prowadzić za rękę, być wyręczani, podglądani, czuć się zależni. Nie chcą być protekcjonalnie poklepywani po ramieniu, mieć wyznaczone ściśle
odcinki pracy ; odtąd dotąd, od tego miejsca do następnego. Mają namiastkę samodzielności ściśle kontrolowanej. Pozostaje żal do pokolenia Kolumbów - zresztą nieuzasadniony - że właśnie tamci, starsi mieli szerokie pole do popisu, byli odważni, szafowali życiem, krwią w obronie ojczyzny, narodu. Pozostaje nauka i nieciekawa, nieefektowna , za to wymagająca silnej woli, samozaparcia i hartu ducha - rywalizacja o miano klasy wychowania socjalistycznego. Na galowych imprezach odznaczenia wręcza się tylko weteranom, dziś już starcom. Ciągle tym samym. Czy dopiero po ich śmierci -/brutalne, ale prawdziwe/ - przyjdzie kolej na młodszych, którzy mają nierzadko imponujące zasługi dla środowiskowego życia społecznego zapisane na swoim koncie.
Sądzę, że brak autorytetu  organizacji młodzieżowych ma także swoje źródło w formach działania , w braku konsekwencji na co dzień, spłyceniu treści pracy, szturmowszczyźnie zamienionej na akcyjność i swoistej fajerwerkowości. Nie są tu zaspokojone elementarne potrzeby społeczne młodych ; akceptacji społecznej i uznania przez grupę, tworzenia, wyrażania własnej osobowości. Duży strumień energii młodych przepływa obok organizacji. Szkoda wartości zmarnowanych bezpowrotnie. Młodzi przeżywają głęboko i autentycznie niepokoje naszych dni ; chcą widzieć Polskę w czołówce najbardziej rozwiniętych gospodarczo krajów świata, przyśpieszyć jej wszechstronny rozwój i poziom  osobistego życia. Są przy tym bardzo niecierpliwi, skorzy do buntu i załamań. Nie zawsze widzą cybernetyczny splot zależności między własnym losem a tempem przemian ogólnych, nie zawsze dostrzegają miejsce do twórczego działania dla siebie. Tej luki organizacje młodzieżowe na ogół nie są w stanie wypełnić, a szkoda.
Młodzi mają ambicję - moralny obowiązek - czynnie współuczestniczyć w przeobrażeniach zachodzących w ojczystym kraju. Ale owo współpartnerstwo z dorosłymi nierzadko pozostaje w sferze iluzji i pobożnych życzeń. To wielki błąd. Psychologia wyjaśnia mechanizm narodzin ludzkich postaw i orientacji. Młodzi czują się zepchnięci na margines koła historii, partycypują - we własnym przekonaniu - w niewielkim zakresie w tworzeniu treści materialnych i duchowych, składających się na kulturę narodu. Rodzi się pewien rodzaj żalu, pogłębiają kompleksy i niechęć m.in. do organizacji, które nie wykazują dość siły i energii w walce o hipotetyczne miejsce młodych w całokształcie działań społecznych.
Paweł Śliwko

Bolesławiec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz