I nagroda w konkursie - ankiecie pod
hasłem ‘Młodzi 1971’ redakcji popularnego tygodnika ‘Perspektywy’ Nr 30 /99/ z
datą 23 lipca 1971 r. Autor mojej sylwetki w czasopiśmie ‘Oświata i Wychowanie’
wielokrotnie cytuje fragmenty moich wypowiedzi, ale to nie oddaje w całości
sensu i myśli przewodniej konkursu, w którym zdobywając I lokatę pokonałem w
rywalizacji ponad 12 tysięcy czytelników ‘Perspektyw’, ‘Nowej Wsi’ i ‘Walki
Młodych’, współorganizatorów konkursu. O zainteresowaniu ankietą świadczy fakt,
że aż 4 tysiące respondentów przysłało wypowiedzi dodatkowe /wśród nich także
ja/ , szerzej omawiające poruszone w kwestionariuszu problemy.
W opinii redakcji wspólną cechą
wszystkich opracowań jest ich szczerość, autentyzm. Czasem są zbyt krytyczne,
zbyt wiele wyziera z nich niecierpliwości /choć to przecież przywilej
młodości/.Ale wszystkie są pełne troski o dalsze losy naszego kraju, o to, aby
‘wiatr odnowy zawiał do wszystkich zakątków naszej ojczyzny’, aby ‘słowo ‘P o l
s k a’ znaczyło w świecie coraz więcej’.
Młodzi 1971 chcą przyjąć na siebie
współodpowiedzialność za wszystko co się u nas dzieje, chcą aktywnie uczestniczyć nie tylko w dyskusjach,
ale także w codziennym życiu naszego kraju, w naprawie Rzeczypospolitej.
Domagają się tylko stworzenia lepszych warunków dla wykorzystania swoich
możliwości, konkretnych, jasno sprecyzowanych zadań, większego zaufania do
młodego pokolenia.
Cytuję wydrukowany w ‘Perspektywach’
skrót redakcyjny mojego opracowania.
I nagroda.
Jutro należy do młodych.
Młodość mam już właściwie za
sobą...Jeśli jednak z pojęciem tym kojarzy się postawa radykalna,
niekonformistyczna, dążenie do postępu, do przewartościowań myślowych schematów
i uproszczeń, odwaga mówienia prawdy, wiara w realność ideałów związanych z
uznawaną ideologią - mam prawo czuć się młodym…
Niejedną mądrość życiową wysnuł już
wprawdzie człowiek z praktycznych biograficznych doświadczeń, niejedna
obiektywna pozornie prawda rozprysła się w tysiąc atomów w zetknięciu z twardymi realiami obiektywnie istniejącej
rzeczywistości. Stąd dziś już trudno mówić we własnej postawie o hurra - rewolucjonizmie
czy romantycznym haśle Mickiewicza ;’Mierz siły na zamiary, a nie zamiar podług
sił’. Ale przecież bez programu działania na jutro, bez prognozowania
przyszłości, bez modnej dziś i niesłychanie ważnej w kategoriach jednostkowych
czy makrospołecznych futurologii - życie traci barwy, nawet głębszy sens,
humanistyczne wymiary. Moje pokolenie - z piętnem okupacyjnego dzieciństwa,
pokolenie wyedukowane w epoce powojennych niedostatków i głodu, pokolenie
rosnące jeszcze w ZMP - jest maksymalnie uspołecznione. Stąd pozostała do dziś
wiara w potrzebę maksymalnej użyteczności dla innych, przekonanie o wartości
humanitarnego stosunku do innego człowieka, o sensie rozumienia jego potrzeb, o
szacunku dla pracy i własności społecznej, wreszcie - organiczna, mocna więź z
życiem grupowym - czy mówiąc szerzej - życiem społecznym środowiska. To
uzasadnia odpowiedź na pierwsze pytanie ankiety o cel w życiu ; być użytecznym
dla innych, ale też zdobyć wysoką pozycję w zawodzie jako fachowiec, ekspert w
swojej dziedzinie /marzenie - oby realne - uzyskać tytuł doktora nauk
pedagogicznych po zdobytym zaocznie magisterium/.
Rozczarowania dotyczą sfery oceny pracy
zawodowej, doświadczeń charakterystycznych i reprezentatywnych dla wielu ludzi,
którzy są wrogami życia z dnia na dzień, bierności, apatii, bezruchu, raz
ustalonych wzorców postępowania. To w ostatecznym rozrachunku zabija postęp,
rodzi stereotypy działania - może i wygodne, ale prowadzące donikąd.
Kogo może zadowolić życie jałowe,
uporządkowane w każdym atomie. Bez wymiany poglądów, bez krytycznej oceny
dorobku, bez próby nowatorstwa, szukania nowych rozwiązań. Bez odwagi
przekształceń, bez twórczego niepokoju, bez upartych poszukiwań nowych wzorców
działania. Kto nie kroczy naprzód - ten cofa się w tył, zatem nie można stać w
miejscu. Tej filozoficznej formuły nie honoruje się na szczeblu Polski
powiatowej. Nie można wyrastać nad poziom innych - broń Boże. To zakrawa na
herezję, budzi podejrzliwość i niechęć. Najlepiej być konformistą, nie różnić
się w tłumie innych, normalnych ludzi. Przesada . Posłużę się drobnym
przykładem z pedagogicznej łączki.
Jeszcze przed znamiennymi grudniowymi
wydarzeniami wziąłem udział w redakcyjnej dyskusji czasopisma ‘Wychowanie’ ,
wypowiadając niemało gorzkich, krytycznych uwag pod adresem szkół średnich w o
g ó l e / podkreślenie w tym wypadku niezbędne /. Wypowiedź dyskusyjna została
zaakceptowana w kręgu znawców przedmiotu, ale po ukazaniu się jej w druku
rozpoczęło się w moim miasteczku istne polowanie na czarownice … Nie trzeba dodawać, że ośrodkiem
zainteresowania, a właściwie obiektem wielokierunkowych ataków, zostałem ja
jako autor niefortunnej publikacji. Naruszyłem-zdaniem oponentów-status
nietykalnych ‘świętych krów’. Potraktowano rzecz w kategoriach środowiskowych,
nie podejmując rzeczowej polemiki z argumentacją. Nie udało się co prawda
wezwać mnie przed trybunał świętej inkwizycji w postaci forum tzw. ogniska związkowego, ale problem kary
związkowej / . / za naruszenie tabu /./ i brak zdyscyplinowania /.../ stanął w
całej ostrości na posiedzeniu plenarnym Oddziału Powiatowego ZNP. Nad emocjami
zwyciężył tu na szczęście zdrowy rozsądek reprezentowany przez osobę
przewodniczącego, a może dodatkowo obawa przed upublicznieniem skandalu. Fakt
pozostaje jednak faktem. Znamienne, że nikt nie podjął polemiki pisemnej, za to
szturmem ruszono do nagonki personalnej i próby stworzenia sądu kapturowego pod
sztandarem zniewagi autorytetu /.../.I cóż z tego, że jedno z praw dialektyki
mówi o walce przeciwieństw jako istocie rozwoju. I cóż z tego, że w polemicznej
wypowiedzi piętnowałem rzecz powszechnie znaną, że ocena niedostateczna nie
może być jedynym środkiem wychowawczym czy uniwersalnym kluczem w dydaktyce.
Nie ja to wymyśliłem, byli przede mną mądrzejsi. Udowodniłem jedynie fakty
znane powszechnie, komentowałem je, usiłowałem przekonać o wadze zagadnienia. W
kategoriach niepersonalnych, w sferze uogólnień. Nie dla osobistej satysfakcji
oratorskiej - pro publico bono.
… Entuzjazm - to wielkie słowo. Tak jak
zaufanie. Deklaracja pomocy. Ale nie brak pewnej dozy podejrzliwości. Czy zza
rogatek Warszawy, z wysokości stolicy i gmachu Komitetu Centralnego widać
kontury Polski powiatowej . Czy ożywczy powiew grudniowych przemian nie był
zbyt nikły właśnie tutaj, w Rzeczypospolitej bolesławieckiej, zamojskiej,
hajnowskiej, w dziesiątkach i setkach innych powiatów. Nie mam racji . Być
może.
Na najniższym szczeblu władzy w gruncie
rzeczy myśli się i działa po staremu. Kwitnie kult niekompetencji, biurokracja,
dygnitarstwo, nieuctwo. Trochę przypomina to machinę, która nabrała rozpędu i
toczy się o własnych siłach ruchem jednostajnym. Czy nie można przyśpieszyć jej
pędu, zgodnie ze społecznym interesem . Są rezerwy w dziedzinie wydajności
pracy. Dlaczego ich nie wykorzystać . Są rezerwy i potencjalne możliwości
usprawnień - skąd opór w praktycznym ich wykorzystaniu . Są złe nawyki pracy
byle jakiej, pospolitego ‘obijania się’, dlaczego toleruje się ten stan rzeczy
. Skąd bałwochwalcza wiara, że pewni ludzie są wręcz stworzeni przez wszechwiedzącą
opatrzność do dożywotniego piastowania określonych funkcji , np. w związkach
zawodowych, resortowych urzędach, organizacjach politycznych .Przykłady. Choćby
‘nieśmiertelny’ przewodniczący Powiatowej Komisji Związków Zawodowych,
kierownicy wydziałów PPRN itd. To nie dotyczy nawet w całej jaskrawości
Bolesławca, ale istnieje jako p r o b l
e m o g ó l n y. Przykłady łatwo
zaczerpnąć w wielu, bardzo wielu miastach, miasteczkach, wsiach, gromadach,
powiatach. Dlatego przy całym aplauzie dla historycznych przemian w naszym
kraju rodzi się cień sceptycyzmu, kiełkuje niepokój zawarty w pytaniu ; czy o
tym wiedzą towarzysze z KC . Jest w tym może trochę z dziecięcej wiary w
cudowne możliwości czarodziejek i dobrych wróżek, ale z drugiej strony świadczy
o zaufaniu i przekonaniu o możliwościach i potrzebie dalszych reform czy
naprawy Rzeczypospolitej.
W ankiecie wskazuję na denerwujące
zjawiska w regionalnym życiu ; brak inicjatywy, a może raczej brak dostrzegania
globalnej, zamkniętej, racjonalnie uzasadnionej koncepcji działania w interesie
publicznym, niechęć do intelektualnego wysiłku, schematyczność i popularne
‘odfajkowanie’ akcji, samozadowolenie, a przy tym obawa przed krytyką. Gdzież
zwyczajna ludzka sympatia zamiast zawiści, gdzież odruch życzliwości zamiast
niechęci, gdzież ogólnoludzki-czy jak inni wolą- socjalistyczny humanitaryzm,
prawidłowe stosunki międzyludzkie oparte o słuszne i akceptowane powszechnie
ideały.
Czy to czarnowidztwo, tania przesada w
jednostronnej ocenie . Pocieszam się /chociaż to żadna pociecha .../, że
podobny pogląd reprezentują setki czy tysiące ludzi żyjących w identycznych
realiach codzienności. Wiem, że manna nie spada z nieba, że trzeba własną
przyszłość wykuwać z zakasanymi rękawami, w pocie czoła. Atmosfera zmieniła
się, to fakt. Ale jeszcze nie powiał mocniejszy wiatr w żagle. Wierzę, że
ostatnie słowo w batalii o jutro będzie należało do młodych ; dynamicznych i
konsekwentnych, mądrych i ofiarnych, oddanych Polsce, pracowitych, ideowych, zdyscyplinowanych
i solidarnych.
Dlaczego organizacje młodzieżowe w
naszym środowisku mają autorytet nie najwyższej marki . Trzeba chyba sięgnąć do
retrospektywnej oceny przeszłości, tej odległej o blisko 20 lat. Był wtedy
wytyczony konkretny cel, wielki, na miarę ambicji i aspiracji. Istniały formy
działania - niełatwe, wręcz trudne w wielu sytuacjach. Byliśmy żarliwymi
ideologami nowych czasów, nowej rzeczywistości, nowej władzy. Nie było zbyt
trudnych zadań, mimo skali fizycznego niebezpieczeństwa. Tempora mutantur …
Dziś taka działalność stanowi anachronizm. Ale chyba nie sięga w głąb
zainteresowań i psychicznych potrzeb młodych. Nie urealnia patriotycznych
ideałów, które są zbyt odległe, zimne i obce. Nie daje pola do popisu, do
rozwoju samodzielnych inicjatyw. Nie stwarza porywających wizji związanych z
przyszłością, z dniem jutrzejszym.
Młodzi nie lubią dawać się prowadzić za
rękę, być wyręczani, podglądani, czuć się zależni. Nie chcą być protekcjonalnie
poklepywani po ramieniu, mieć wyznaczone ściśle
odcinki pracy ; odtąd dotąd, od tego miejsca do
następnego. Mają namiastkę samodzielności ściśle kontrolowanej. Pozostaje żal
do pokolenia Kolumbów - zresztą nieuzasadniony - że właśnie tamci, starsi mieli
szerokie pole do popisu, byli odważni, szafowali życiem, krwią w obronie
ojczyzny, narodu. Pozostaje nauka i nieciekawa, nieefektowna , za to wymagająca
silnej woli, samozaparcia i hartu ducha - rywalizacja o miano klasy wychowania
socjalistycznego. Na galowych imprezach odznaczenia wręcza się tylko weteranom,
dziś już starcom. Ciągle tym samym. Czy dopiero po ich śmierci -/brutalne, ale
prawdziwe/ - przyjdzie kolej na młodszych, którzy mają nierzadko imponujące
zasługi dla środowiskowego życia społecznego zapisane na swoim koncie.
Sądzę, że brak autorytetu organizacji młodzieżowych ma także swoje
źródło w formach działania , w braku konsekwencji na co dzień, spłyceniu treści
pracy, szturmowszczyźnie zamienionej na akcyjność i swoistej fajerwerkowości.
Nie są tu zaspokojone elementarne potrzeby społeczne młodych ; akceptacji
społecznej i uznania przez grupę, tworzenia, wyrażania własnej osobowości. Duży
strumień energii młodych przepływa obok organizacji. Szkoda wartości zmarnowanych
bezpowrotnie. Młodzi przeżywają głęboko i autentycznie niepokoje naszych dni ;
chcą widzieć Polskę w czołówce najbardziej rozwiniętych gospodarczo krajów
świata, przyśpieszyć jej wszechstronny rozwój i poziom osobistego życia. Są przy tym bardzo
niecierpliwi, skorzy do buntu i załamań. Nie zawsze widzą cybernetyczny splot
zależności między własnym losem a tempem przemian ogólnych, nie zawsze
dostrzegają miejsce do twórczego działania dla siebie. Tej luki organizacje
młodzieżowe na ogół nie są w stanie wypełnić, a szkoda.
Młodzi mają ambicję - moralny obowiązek
- czynnie współuczestniczyć w przeobrażeniach zachodzących w ojczystym kraju.
Ale owo współpartnerstwo z dorosłymi nierzadko pozostaje w sferze iluzji i
pobożnych życzeń. To wielki błąd. Psychologia wyjaśnia mechanizm narodzin ludzkich
postaw i orientacji. Młodzi czują się zepchnięci na margines koła historii,
partycypują - we własnym przekonaniu - w niewielkim zakresie w tworzeniu treści
materialnych i duchowych, składających się na kulturę narodu. Rodzi się pewien
rodzaj żalu, pogłębiają kompleksy i niechęć m.in. do organizacji, które nie
wykazują dość siły i energii w walce o hipotetyczne miejsce młodych w
całokształcie działań społecznych.
Paweł Śliwko
Bolesławiec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz