Na odwrotnej stronie fotografii odręczna dedykacja Mistrza :
“Kochanym Pawełkom /włączył do tego tytułu także moją Żonę Danusię - przypisek PS/ wdzięczny i szczery Wujek Tibor Csorba”. 27. 05. 1980.
Autor listu -Tibor Csorba |
Sprawiłeś nam wielką radość wiadomością, że jesteś, zostałeś oficjalnie Korczakowcem. Vivat! Szczere gratulacje i dzielimy się Twoją, Waszą radością! Nikt tak na to nie zasłużył jak Ty! O tym jesteśmy przekonani. To najmniej co Ci mogą dać za Twoją pracę wychowawczą, organizatorską, za Twój humanistyczny stosunek do życia, szkoły i świata. Cieszymy się z Wami, Kochani. Nawiązując do dalszych słów Twojego listu / za co też serdecznie dziękujemy /, chcę Ci powiedzieć, że w obliczeniu wychodzi iż rok 1979 - to pół wieku, że działam /!?/ jako malarz i jako pedagog. Co prawda tu nie ma zwyczaju z takiej okazji dać “złoty dyplom” /u nas na Węgrzech jest to miłym wydarzeniem/, ale może to pośpieszyć wykonanie zaplanowanego tak pięknie przez Ciebie medalu. Chyba projekt tego i katalogu mi pokażesz? Będę rad.
Tyle, lecz odwrotną pocztą z powodu wielkiej naszej radości, z gratulacjami, życzeniami dalszych sukcesów i trzymania się z nami.
Tyle, lecz odwrotną pocztą z powodu wielkiej naszej radości, z gratulacjami, życzeniami dalszych sukcesów i trzymania się z nami.
Ściskam serdecznie, do miłego -
C. Tibor, wujek
Warszawa, 17. XI. 1978 .
Mokotowska 26 m 64
Kochani nasi, Kochany Pawełku!
Najserdeczniejsze gratulacje - odznaczenie jest wyjątkowo piękne i szlachetne i cieszymy się, że przypadło Tobie w udziale. - Być w pochodzie życia Korczakowcem - to bardzo wiele, bo droga ta prowadzi na najwyższe wyżyny człowieczeństwa. Człowiekiem stajemy się na każdym kroku naszego życia - nie rodzimy się gotowi, dowodzimy swoim postępowaniem jakie horyzonty obejmujemy, jakie szczyty na tej drodze zdobyliśmy, a jest ich wiele. Korczak to w istocie jeden z najwyższych szczytów. Cieszymy się, że środowisko pedagogiczne /?/ to dostrzegło i że ogłosiło innym - oto człowiek-Korczakowiec - Paweł Śliwko !!!
Przyjaciele cieszą się z tego faktu najmocniej, węgierscy przyjaciele z Vac też się ucieszą jak im o tym napiszemy! Takie radości w życiu to najpiękniejsze kwiaty i gwiazdy! Zdobywaj dalsze wierzchołki niebosiężne.
Twój przyjaciel Tibor też jest takim zdobywcą. Jego droga życiowa jest już dłuższa - ale wciąż bardzo piękna.
Wszystko co robisz dla innych - dla szkoły - warte jest jak największego poparcia, owoce będą pełne witamin, serca dla naszych najmłodszych.
Wszystkiego najlepszego na tej drodze. Co pisałeś o przeszłości to bardzo wzruszające, jeszcze nigdy tego nie opowiadałeś.
Ściskamy Was i serdeczności -
Hanna Csorba
00-561 Warszawa
Mokotowska 26 m 64
1985. 05. 10
Kochani Nasi, Pawełku i Danuśko!
Wyobraźcie sobie że Wasz wspaniały, pełen szczerego współczucia list z 25 marca, biorąc kilkakrotnie do rąk, przeczytać mogłem dopiero dziś. Dziękuję Wam bardzo. Jest to głos prawdziwego przyjaciela, który wszystko rozumie, co się wokół mnie stało. Wyciągam go z setek listów i depesz i włożę do albumu obok depeszy Jabłońskiego i innych. I tym razem nie zawiodłeś Pawełku !!!
Serdecznie za to ściskam Was !
Trudno i bardzo boleśnie przyzwyczaić się do tego wymiaru.
Dobrze, że wiara mówi, że to jest tylko zmiana wymiaru i że jest z nami każdy, kto odszedł … Czuję to bardzo, a jednak … Są rzeczy, które powinny nieco pocieszać lub co najmniej uspokoić.Nie trwało to długo, to odejście. Dwa tygodnie, a pół wieku Pan Bóg pozwolił, że była z nami, nasza na co dzień. Od wielu lat dziękowałem za to Panu Bogu, bo to był dar Boski, ukoronowanie harmonijnego, radosnego, twórczego szczęścia i współpracy.Przerwało się nagle … Chcę dopisać i zakończyć, co razem rozpoczęliśmy…
Tydzień temu zmarł nam dobry braciszek na Węgrzech. 15 będą go chowali w Rad obok Rodziców. Pojechać nie możemy. To kłopotliwe. W sierpniu wybieram się znów na Węgry, a teraz byłem przez cały miesiąc. Jest ze mną siostrzyczka Alidka do końca maja i pomaga tu w codziennych sprawach. Dużo jeszcze administracyjnych spraw do załatwienia. Braciszek był też 70 lat naszym z nami !
Tyle na dziś z gorącym ucałowaniem Was wszystkich, a Ciebie i Danusię szczególnie.
Do miłego - wujek C. Tibor + Alidka
PS. Kolega był i zgłosił się !
Mój krótki komentarz. Rozpacz po śmierci ukochanej żony Heleny kumuluje się w każdym słowie i napisanym zdaniu. Byli wzorowym małżeństwem - jakby żywcem wyjętym z filmowego serialu. Żyli tylko dla siebie, wspólnie tworzyli piękny, niepowtarzalny świat zdominowany miłością i pracą, apoteozą twórczego życia. Dobrana para naukowców i dobrych ludzi wzbogacających życie wszystkimi barwami otwartego altruizmu. Kochani, wielcy Przyjaciele, niedościgły wzorzec idealnego małżeństwa.
Tibor nie mógł pogodzić się ze śmiercią żony i wkrótce także On odszedł na drugą stronę życia podziwiać niebiańskie dzieło Stwórcy.Bardzo boleśnie przeżyliśmy z Danusią to rozstanie i bezpowrotną stratę Przyjaciół - mądrych, szczerych, otwartych, niezawodnych, bardzo kochanych, szanowanych i podziwianych. Bezinteresownych i wiernych. Aż trudno uwierzyć, że mogliśmy poznać takich pięknych, wspaniałych ludzi.
Zaskoczył mnie akapit listu, w którym Profesor mój manuskrypt stawia w albumie kondolencyjnym obok kondolencji Przewodniczącego Rady Państwa prof. Henryka Jabłońskiego. Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Bolesławiec? Jeśli coś w moim piśmie było autentycznego - to ból i smutek, zrozumienie istoty ludzkiego dramatu, tęsknoty, samotności i oczekiwania na bezlitosną i nieuniknioną śmierć. Bo nawet nie pamiętam, czy znalazłem - po tym wstrząsie - dostatek słów pocieszenia.
00 - 561 Warszawa
ul. Mokotowska 26 m 64
7. II. 1977
Kochana Młodzieży !
Znów piękne uznanie naszej ładnej nagrody, pracy i przyjaźni ! Dziś otrzymałem dziennik wojewódzki / … / Lud Pelofiego, a w nim o naszej galerii ! Autor uważa, że ten polski przykład powinno się naśladować. Cały artykuł zachowajcie. Przy okazji przetłumaczę go Wam.
Lublin się udał /wystawa malarska - PS/. Wybieram się na parę dni do Krynicy, jeżeli będzie tam miejsce.
Dużo serdeczności, ściskam Was i pozdrawiam - wujek Cz. Tibor
Dopisek - na tej samej pocztówce, jak zwykle, Małżonki Mistrza :
Listy, które przychodzą pisane przez Pawełka są na tak wysokim szczycie emocjonalnym, że wzruszają niepomiernie. Tacy ludzie jak Pawełek mogą góry przenosić i dęby przesadzać ! Wszystko na pochwałę pięknego i wyższego życia. Najlepsze pozdrowienia i uściski dla wszystkich - H. Csorba
Krótki komentarz. To słowa wybitnej humanistki, lekarza, profesora medycyny, mądrej kobiety i szlachetnego człowieka, której przyjaźnią mam prawo szczycić się do dzisiaj. Do dzisiaj pamiętam Twoje życzliwe spojrzenie, Twoje serdeczne słowa, urok osobisty i bogatą wiedzę - tę książkową i tę o realnym życiu. Taką wpisałaś się w moją świadomość - byłaś kimś niezwykłym, przebogatą osobowością i oceanem życzliwości, dobroci, opiekuńczości. Mimo upływu wielu lat - nie spotkałem więcej ludzi Twojego formatu. Tym boleśniej przeżywam Twoje odejście, niepowetowaną stratę Kochana Hanno.
Są ludzie, których nikt i nic nie jest w stanie zastąpić …
Przy okazji nawiążę do innego epizodu związanego z historią mojej szkoły. Któregoś dnia sensację w mieście wzbudził wóz transmisyjny węgierskiej telewizji, który stanął przed gmachem “Ósemki” bez wcześniejszej zapowiedzi. Wizyta węgierskich pobratymców i przyjaciół znad Dunaju była dziełem naszego mecenasa i opiekuna profesora Tibora Csorby. Fachowi dziennikarze z kamerą zajrzeli w każdy kąt szkoły uzewnętrzniając wszystkie skarby mozolnie gromadzone przez długie lata : odkryli tu morze i przebogate królestwo Neptuna, znaleźli historię średniowiecznych gwarków - kopaczy złota, zadziwili się ilością kilkudziesięciu medalowych odznaczeń placówki oświatowej, wyszukali rodzimy polski folklor i egzotykę sal Indyjskiej, Indonezyjskiej,rosyjskiej, jugosłowiańskiej czy niemieckiej. Wypili herbatę z samowara w szkolnej białoruskiej herbaciarni, zjedli ciasto przy kawie w Klubie Neptuna, sfotografowali przebogate wnętrza Izby Pamięci Narodowej. Urzekł ich system pracy wychowawczej szkoły, kilkanaście sal - muzeów z tysiącami eksponatów, pomniki przed gmachem Tysiąclatki i przebogata galeria obrazów im.Prof. Dr Tibora Csorby oraz galeria rzeźb ludów Afryki i Azji.
Tak powstał najdłuższy, kilkuodcinkowy reportaż telewizyjny o życiu i pracy nietypowej szkoły autorstwa węgierskich dziennikarzy, dzieło kompleksowe i unikalne. Nasza TV centralna i wojewódzka we Wrocławiu przybywały tu dziesiątki razy, ale zawsze były to wycinki tematyczne, rozproszone, ciekawe, ale wyczerpujące tylko cząstkę problemów z większej całości. Może ktoś pokusi się o napisanie pracy magisterskiej na ten temat, bo warto. W ogóle dzieje i doświadczenia tej szkoły są prawdziwą kopalnią doświadczeń nie do powtórzenia, ale do przypomnienia działań i nowatorskich doświadczeń ambitnych nauczycieli w drugiej połowie minionego XX wieku. Warto im się przyjrzeć i odkurzyć, przywrócić dawny blask na zasadzie ochrony i obrony myśli pedagogicznej przed zniszczeniem i zapomnieniem. Bo nowatorstwo i innowacja rodziły się nie tylko w Warszawie, co udowadnia zainteresowanie prowincjonalną szkołą w Bolesławcu w dumnej stolicy i na dalekim Wybrzeżu, a nawet na Węgrzech.
Pomijam moją prywatną satysfakcję - ta legła w gruzach wraz z harakiry dokonanym na “Ósemce” i skutecznym zrealizowaniu przez złych ludzi u steru władzy hunwejbinowskiej zasady : zniszczyć do fundamentów przeszłość, budować nowy świat. Nie będę rozwijał tematu. Bo to jest Polska właśnie ...A ja mam już 80 lat długiego życia.
W innym miejscu cytowałem roboczy fragment korespondencji ze znanym pisarzem Stanisławem Strumph Wojtkiewiczem, który odwiedził mnie w Bolesławcu dla napisania eseju na zlecenie redakcji “Oświaty i Wychowania”. Ograniczę się zatem jedynie do zaprezentowania skanu krótkiego tekstu /widzieliśmy się później wiele razy w stolicy, łączyły nas także więzi korespondencyjne do chwili śmierci autora wielu mądrych książek/. Mogę mówić o czymś więcej niż zdawkowa sympatia, zrodziła się też dojrzała męska przyjaźń i to jest piękne w odkurzonych wspomnieniach.
Nie wymienię chyba wszystkich przyjaciół - tak wielu przewinęło się ich w moim długim życiu. Wspomnę w tym miejscu o pułkowniku WP Henryku Wawrzynowiczu, barwnej postaci przedwojennego oficera o nienagannych manierach, inteligentnego humorysty, który zaskakiwał nierzadko zrodzonymi na poczekaniu sytuacyjnymi dowcipami. Wyróżniał się kulturą języka i niepoprawnym życiowym optymizmem, trudno mu było dorównać w opowieściach o bogatych epizodach z własnej wielobarwnej biografii.
Cytuję treść pocztówki wysłanej ze szpitala :
Bolesławiec, 30. 01. 1979
Drogi Pawełku !
Mogę jeszcze utrzymać długopis w ręku. Zawiadamiam Cię, że 7. 02. 79 przyjeżdża płk. Iwaszkiewicz /z Gruzji - PS/ do nas. Najgorsze mam poza sobą. Od 9. 12. 78 leczę się w szpitalach. Obecnie u p. W. Ratajskiej. Niedługo wyjdę. Serdecznie pozdrawiam i ściskam. Henryk.
PS. /na rewersie pocztówki/ Pozdrowienia dla miłych znajomych Pań i naszego kumpla płk. Romanowskiego, który otrzyma Honorowe Obywatelstwo Bolesławca.
Z tym “naszym kumplem” Henio przesadził - w kręgach wojskowych raczej nie przebywałem, zwłaszcza na imprezach towarzyskich, ale to charakteryzuje osobowość naszego bohatera - przychylić każdemu cząstkę nieba, bratać się przy kieliszku wina, otaczać się kręgiem wielu przyjaciół, być szarmanckim wobec kobiet. Zwłaszcza pięknych kobiet ...A płk. Aleksander Iwaszkiewicz tuż po wojnie otarł się o Bolesławiec i z tamtego czasu wywodzi się jego zażyłość i przyjaźń z Henrykiem. Miał zresztą domieszkę polskiej krwi w swoich żyłach, był spokrewniony z naszym pisarzem Jarosławem Iwaszkiewiczem, chociaż nigdy nie spotkali się ze sobą. Ale to już inna historia. Sala Przyjaźni w “Ósemce” nosiła imię płk. Aleksandra Iwaszkiewicza, który odwiedzał szkołę wiele razy. Otrzymywałem też od niego pisane po polsku listy i dziesiątki pocztówek z pięknymi krajobrazami Gruzji.
Warszawa, 13 lutego 2000
Bardzo przepraszam, że dopiero teraz po tak długim czasie korzystam z adresu Pana otrzymanego od Dr Niewodniczańskiego. Już dawno t. zn. zaraz po przeczytanniu “Epitafium”, kiedy mi zaświtało, że autorem może być właśnie Pan, chciałam napisać parę słów, a ostatnio przeszkodziły mi różne sprawy domowe i zdrowotne. Teraz z opóźnieniem chcę Panu powiedzieć, że popłakałam się jak bóbr czytając Pana wspomnienie. A stało się tak zanim spojrzałam na podpis, więc popłakałam się “obiektywnie”, jeżeli można w takim kontekście tak powiedzieć - było mi bardzo miło, że zdążyłam sobie skojarzyć osobę znaną mi z korespondencji z podpisem autora. Mam nadzieję, że “Trybuna” wyda kiedyś te pamiętniki w formie książki. Takie zestawienie byłoby bardzo ciekawe. Zgłosiłabym się - po pensjonarsku - do Pana po autograf na odpowiednim fragmencie.
Tyle już lat minęło i w Pana i w naszym przypadku, rany są ciągle takie same. Ze wzruszeniem wspominam Pana stosunek do Tatusia i to bardzo cenne wspomnienie w tych ciężkich czasach.
Serdecznie Pana pozdrawiam od nas wszystkich -
Ewa Wieczorek
PS. Od siebie muszę w tym miejscu dodać kilka słów wyjaśnienia. To list córki Przewodniczącego Rady Ochrony Pomników Walk i Męczeństwa, który wręczał mnie w Warszawie wysokie odznaczenie - Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski za zasługi w dziele patriotycznego wychowania młodzieży.Obecny na uroczystości był kolejny serdeczny przyjaciel i inicjator mojego wyróżnienia - Kazimierz Burża, oficer Armii Gen. Franciszka Kleeberga w bitwach pod Kockiem i innymi miejscowościami. W kilka tygodni po moim odznaczeniu Janusz Wieczorek już nie żył : serce nie wytrzymało nagonki na dzieło prawego, zasłużonego dla ratowania pamięci historii ojczystego kraju człowieka. Wysłałem kondolencje do jego rodziny, chociaż jej bliżej nie znałem. Z pełnym szacunkiem odnoszę się do życzliwego mnie ministra, z którym utrzymywałem łączność korespondencyjną. Mieliśmy zbliżone poglądy na współczesne przemiany zachodzące w Polsce, stąd wzajemna sympatia i szacunek.
Cytowany artykuł “Epitafium” poświęciłem zmarłemu bratu, biednemu “dziecku wojny”, który dożył zaledwie 49 roku życia. Zdolny mgr inż odlewnik, budował m.in. odlewnię żeliwa w Koluszkach koło Łodzi, wcześniej odbywając staż merytoryczny w USA, przenosząc obserwacje i nabyte doświadczenia amerykańskie na grunt Polski. Wstrząsająca opowieść wzruszyła wielu czytelników, wśród nich autorkę listu, córkę ministra.
Kolejny list ze stolicy, tym razem przedstawicielki młodego pokolenia ambitnych dziennikarzy.
Warszawa, 23. 10. 2002
Szanowny, miły Panie Pawle.
Dziękuję za odpowiedź tak sympatyczną i osobistą. Wzruszające to doświadczenie - czytać o uczuciach tak szczerych, mocnych, wiernych. Pięknie pisze Pan o żonie i o swoim przyjacielu. Takie słowa zapadają w pamięć, w kolekcję dobrych, krzepiących opowieści.
Panie Pawle - ja też boję się, że świat zmienia się w złą stronę, że brak w ludziach idei, zapału, bezinteresowności. Bardzo jednak staram się dostrzegać każdy przejaw nadziei, że może są jeszcze na świecie ludzie tacy, jak dawniej - zaangażowani, pomocni, wspaniali po prostu. Wychowana byłam w domu, w którym nigdy nie zwracało się uwagi na pieniądze, nie liczyło na zysk. Oboje rodzice pracowali naukowo. Zawsze ważniejsze dla nich było , by robić coś, co się lubi, czym można pomóc ludziom. Oczywiste było dla mnie, że w pracy liczy się dzieło, odkrycia, szacunek ludzi - a nie zarobki. Gdy siedem lat temu zaczęłam pracować zawodowo /wówczas w redakcji miesięcznika Zwierciadło/, przez pierwsze dwa lata ciężkiej pracy nie zarobiłam prawie nic. O nic nie prosiłam, nie zabiegałam, nie stawiałam warunków. Ważniejsze było to, że uczestniczę w czymś ciekawym, kształcącym, rozwijającym. Oczywiście wzbudzałam taką postawą spore zdziwienie, ale okazało się, że nawet w obecnych czasach może to być docenione. Po jakimś czasie zaangażowano mnie , z czasem stałam się kierownikiem działu. Byłam szczęśliwa, że “awans” zawdzięczam właśnie tym wartościom, które wpojono mi w domu. Część moich znajomych miała podobne losy. Są więc ludzie w młodym pokoleniu, którzy starają się nie zatracić w pogoni za pieniędzmi.
Piszę to jako luźną refleksję, która może jakoś Pana - wieloletniego pedagoga, człowieka, który całe życie wpajał młodym ludziom szczytne idee - pocieszyć i natchnąć optymizmem. Nigdy nie ginie dobro, które się ludziom ofiarowało, trud, jaki się zadało, by nauczyć ich życiowych wartości. Ci, którzy lekceważą wszelkie zasady i kierują się wyłącznie zyskiem, są po prostu głośniejsi, bardziej widoczni. Ale jest jeszcze rzesza cichych, spokojnych młodych ludzi, którzy będą się starali swoim dzieciom przekazać to, co w życiu najważniejsze.
Proszę potraktować mój list jako chęć rozmowy z Panem. Jest ona dla mnie zaszczytem i przyjemnością.
Z wyrazami szacunku. Joanna Szulc
“Poradnik Domowy”
PS. Esej i opowieść o Tiborze Csorbie z chęcią pokażę moim rodzicom, którzy znali go osobiście. Ja poznałam jego postać wyłącznie z opowieści. Gdy Pan odbierał nagrodę przyznaną przez Muzykę i Aktualności, ja miałam zaledwie rok … Byłam jednak od wczesnego dzieciństwa karmiona przez bliskich rodzinnymi opowieściami i anegdotami. Czasem czuję się, jakbym rzeczywiście w tym wszystkim kiedyś uczestniczyła.
Nie prezentuję wszystkich pocztówek od kręgu przyjaciół, które przez wiele lat napływały do domowego i szkolnego archiwum. Zajęłoby to zbyt wiele miejsca. Pisanie i odpowiedzi na nie stanowiły tytaniczną pracę, ale i urok barwnego życia, wzbogacenie jego treści. Są jak iskry strzelające z wielkiego ogniska, jak synteza myśli z wielkiego świata, w którym autorzy rzadko pozwalają sobie na dziecięcy niemal zachwyt na urodą istnienia. Przykład? Pisze Tibor z Budapesztu :
31. VII.77 Kochani !
Szczęśliwie, choć z 2 godz. opóźnieniem, ale doleciałem ! Zajadam się upałem /?/, arbuzami, cudowną papryką i owocami. Serdecznie Was ściskam, pozdrawiam -
C. Tibor
Taki promyk węgierskiego słońca przesłany do Bolesławca …
Inna pocztówka .
11. X. 83 Kochani Nasi !
To miasto i cały zakręt Dunaju Was wspomina i marzymy tutaj… Pozdrowienia, ściskam serdecznie - Wujek C. Tibor
Dopisek Hani. Kochani, reklamują Was wszyscy - dlaczego Was nie ma? W tym roku też tutaj dobrze czuliśmy się, ale jeszcze Kiskunkalos okazał się serdecznym przyjacielem. Opowiemy wszystko w Warszawie po 25. X. 83
Hanka
Mało słów, dużo treści i ta cudowna empatia, wielka życzliwość i dobroć kochających serc … Żeby o tym pisać - trzeba być poetą i to wielkim poetą. Do takiej roli nie pretenduję. Szersza interpretacja tych paru słów emanuje wielką emocjonalnością łączącą adresatów i niech tak pozostanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz