Od Olimpu do “Małpiego Gaju” /część I/.
Rozstania bywają różne - uwarunkowane obiektywnie, wynikające z przepisów prawa, wymuszone stanem zdrowia, wynikające z awansu, osobistej kalkulacji, z chęci spotkania nowych wyzwań, z ambicji, z przeświadczenia o własnej wyjątkowości, talencie. kom petencjach do pełniejszego wykorzystania przez przełożonych. Zapewne tę “wyliczankę” sytuacyjną można znacznie przedłużyć, nie w tym jednak rzecz.
Moje pożegnanie ze szkołą było zupełnie inne, nietypowe, a właściwie go nigdy ...nie było. Paradoks? Oczywiście, ale na tyle oryginalny, że opiszę go ze szczegółami. Obiektywnie, bez ubierania togi sędziego. Jako rodzaj szczególnego doświadczenia i ostrzeżenia przed ludzką zawiścią, zaślepieniem, niczym nie uzasadnioną złośliwością. Może
to efekt osławionego “wyścigu szczurów”, bezpardonowej walki o zajęcie wyższej pozycji w hierarchii personalnej ważności, może działa tu atawizm przodków z prymitywnym rozumieniem praw rządzących ludzką zbiorowością? Nie mnie to rozstrzygać, po prostu nie wiem i chyba nie poznam zawiłych mechanizmów dyktujących rządzącym nietypowe rozwiązania organizacyjne.
23 września 1991 roku byłem już emerytem, ale na ten dzień otrzymałem zaproszenie do Jeleniej Góry /cytuję/ “na uroczystość z okazji spotkania z Kuratorem Oświaty i Wychowania” /zwracam uwagę na upodobania do formułowania słownej celebry, dziś chyba typowej tylko na Kremlu, bo nawet nie w Warszawie… Dziwni ludzie, dziwny nowy świat w mojej Polsce - demokratycznej, pluralistycznej, kulturalnej/.
Nie pojechałem na ‘uroczystość”, ale zrewanżowałem się Kuratorowi Oświaty i Wychowania mgr inż. Andrzejowi Szustakowi obszernym pismem podejmującym trudne problemy funkcjonowania szkolnictwa w nowych warunkach ustrojowych. Cytuję :
“Dziękując za zaproszenie na dzisiejsze spotkanie i nie mogąc w nim uczestniczyć ze względów zdrowotnych /gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia, cóż - emeryci żyją raczej krótko.../ - pozwalam sobie przesłać na Pana ręce kilka uwag odnoszących się do szeroko rozumianej problematyki oszczędności w oświacie - z pozycji praktyka.
Nie zgadzając się generalnie z resortową koncepcją drastycznych cięć budżetowych kosztem szkoły, a więc dzieci i nauczycieli, rozumiejąc obiektywne uwarunkowania gospodarcze i upadek ekonomiczny Polski, proponuję poczynić realistyczne i możliwe do wyegzekwowania oszczędności przynajmniej w lokalnej skali. Dotyczy to tzw. szkół samodzielnych finansowo, które autonomię zdobyły od 1 stycznia 1991 roku i korzystają z niej z różnym skutkiem, a więc szkół podstawowych Nr 1, 2, 4, 6, 8 i 10.
Zatrudniono tutaj łącznie 13 osób na etatach administracyjnych /księgowość, kadry i służby ekonomiczne/, co kosztuje w skali roku budżet Kuratorium O i W ponad 300 milionów zł licząc średnie wynagrodzenie pracowników w granicach 2 milionów zł miesięcznie . Kwotę tę można zaoszczędzić przy powrocie do scentralizowanego systemu obsługi szkół poprzez MZEASz przy zwiększeniu tutaj zatrudnienia o 2 osoby w księgowości dla sporządzania list płac , które i tak praktycznie są przygotowywane w poszczególnych szkołach. Wymaga to jedynie usprawnień organizacyjnych, rezerwy w tym zakresie są znaczne - stwierdzam to jako długoletni praktyk.
Kadry w tym układzie mogłyby pozostać w macierzystych szkołach, prowadzeniem dokumentacji zająłby się jeden z wicedyrektorów /poszerzony zakres obowiązków służbowych/. Może nie jest to wielka oszczędność w skali województwa, w przyszłych latach można zapewne byłoby wrócić do aktualnego stanu rzeczy, na dziś takie rozwiązanie wydaje się jednak do zaakceptowania i przyjęcia.
Dalsze oszczędności kadrowe i etatowe dotyczą bloku żywieniowego : w większych szkołach pracują po 4 kucharki i intendenci, w przeszłości stołowało się tam z reguły kilkaset osób, a dzieci przebywające w tzw. półinternacie spożywały drugie śniadanie. Dziś liczba korzystających z posiłków znacznie skurczyła się, zatem wystarczy obsługa 2 - osobowa, podobnie można zrezygnować z funkcji kierownika półinternatu, pozostawiając na etatach dwóch wychowawców. Efekty pedagogiczne te same, jakość i ilość wyżywienia bez zmian, oszczędność w granicach 3 etatów ma swoją wymowę ekonomiczną /oszczędność 40 - 50 milionów zł/.
Bronię stanowczo etatów nauczycielskich, nie widzę natomiast potrzeby rozbudowy administracji /zamiast dwóch zastępców dyrektora szkoły - może być jeden, operatywny i kompetentny, zamiast 3 etatów nauczycieli - bibliotekarzy tę samą pracę może wykonać 2 w ścisłej współpracy z wychowawcami klas itp./ Racjonalizacja organizacji życia wewnątrz szkoły może przynieść znaczne oszczędności bez konieczności drastycznego zmniejszania liczby godzin dydaktycznych, bo to dotyczy już samego dziecka - ucznia, podmiotu wszelkich zabiegów wychowawczych, sensu istnienia szkoły i systemu oświatowego w ogóle.
Problem należałoby odwrócić stawiając pytanie : jakie rozwiązania organizacyjno - ekonomiczne związane z potrzebą oszczędności w oświacie nie naruszą interesu dziecka w szkole, które musi być pod ochroną i które stanowi cel wszelkich zabiegów pedagogicznych i strukturalnych przekształceń wewnątrz szkoły? Jeśli zreformowane warunki pozwolą dziecku nadal rozwijać się w sposób wszechstronny - mogą zyskać akceptację społeczną, w przeciwnym wypadku wszelkie niekorzystne zmiany muszą budzić protest ludzi odpowiedzialnych i myślących o przyszłości w sposób racjonalny, pozbawiony emocji.”
Skorzystałem z okazji, by wystąpić z wnioskiem o wyróżnienie prowadzącej kontrolę pracy w szkole przedstawicielki Wojewódzkiej Inspekcji Szkolnej w Jeleniej Górze p. Marii Wałączek /Starszy Inspektor/. Trzeba wyjaśnić w tym miejscu, że WISz to odpowiednik resortowy NIK /Naczelnej Izby Kontroli/, a zatem instytucja groźna w ściganiu wszelkich nadużyć i nieprawidłowości. Czym i na czyj wniosek “zasłużyłem” na taką urzędową dociekliwość - nie wiem i mało mnie to interesuje. Kontrola wypadła pozytywnie i tylko to się liczy.Kolejna intryga spaliła na panewce, jak to określa się popularnie. Zapamiętałem na pożegnanie z panią Inspektor jej pytanie : Czego oni od pana chcą? Niech to wystarczy za końcową i ostateczną pointę.
Cytuję końcówkę pisma do Kuratora:
“Zgłaszam wniosek o szczególne uhonorowanie i wyróżnienie /nagroda? odznaczenie?/ Starszego Inspektora Marii Wałączek, która na przełomie miesięcy czerwiec-lipiec wizytowała szkołę nr 8 w Bolesławcu. Fachowość i kompetencja, bezkompromisowość i trafność ocen, doskonała znajomość prawa szkolnego i umiejętność hierarchizacji ważności problemów, takt i kultura osobista, imponująca pracowitość i dociekliwość, obiektywizm decyzji - to wszystko zdecydowało o moim najgłębszym szacunku i uznaniu dla Waszego pracownika. Pierwszy raz od 38 lat pracy nauczycielskiej z taką sympatią wyrażam się o nadzorze administracyjnym.
Łączę wyrazy szacunku - P.Śliwko”
Pismo pozostało bez odpowiedzi. Nowi włodarze szkolnictwa okazali - nie pierwszy raz - swą butę i lekceważenie. Poprzedni Kuratorzy w rozmowach telefonicznych czy w czasie licznych wizyt w szkole nie kryli swojej sympatii i uznania dla dorobku placówki oświatowej znanej w całej Polsce /nie ma przesady w tym twierdzeniu/. Byli dumni z naszych osiągnięć, stawiali je za wzór godny naśladowania. Z nowym przełożonym z Jeleniej Góry odbyłem tylko dwie rozmowy telefoniczne. Wzajemna niechęć /bo chyba nie antagonizm czy otwarty konflikt/ wynikała z różnicy zdań w sprawach nauczycielskich. Zostałem skarcony pierwszy raz za zatrudnienie na tzw. dodatkowych godzinach 10 nauczycielek/ nie było specjalistów na wolne etaty po przejściu części kadry na emeryturę/ i drugi raz - za wypłacenie nauczycielom najwyższych stawek za pełnienie obowiązków wychowawców klasowych, do czego miałem prawo jako dyrektor szkoły.
Zrozumiałem, że czas zwijać żagle.Nie liczył się wieloletni dorobek, żadne zasługi, sława nietuzinkowej placówki oświatowej. Przyszedł czas na nowe porządki i rządy nowych ludzi z politycznego nadania.
W roku 1990 Kuratorium nie zgodziło się na moje przejście na emeryturę, poddałem się zresztą przymusowej weryfikacji w zespole pedagogicznym i w tajnym głosowaniu uzyskałem wotum zaufania i możliwość kierowania szkołą na dalsze dwa lata. W czasie ferii zimowych w rozmowie z przedstawicielem Delegatury w Lubaniu zorientowałem się/a może upewniłem?/, że jestem “persona non grata”, toteż zdecydowałem złożyć dokumenty potrzebne do przejścia na emeryturę - podobnie jak kilku innych kolegów dyrektorów z bolesławieckich szkół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz