Życie ludzkie składa się nie tylko z szarej codzienności. Los wplata w nie zaskakujące niespodzianki, mnoży radość i smutek, przenosi i poszerza świadomość. odkrywa nowe horyzonty. Wśród tłumu ludzi znajdujemy wreszcie bezinteresownych przyjaciół - bez początkowej świadomości, że są to wybory na dobre i na złe czasy. Sporo wody upłynęło w Bobrze i Wiśle nim stwierdziłem, że nasze kontakty to coś więcej niż zwyczajna znajomość, że to po prostu przyjaźń. Nadawaliśmy na tej samej fali, słowo wyrażało całą głębię myśli, otwierało nowe karty, wdrażało lub odkrywało nowe obszary bogatego doświadczenia życiowego, materializowało całe bogate obszary minionego czasu. Paradoks tkwi w fakcie, że nigdy nie poznaliśmy się osobiście. Wystarczała obfita korespondencja pozwalająca poznać się wzajemnie i odkryć drobną cząstkę własnych walorów intelektualnych.
To nie tani panegiryk ani laudacja, żadne oczarowanie czy przebiegłe oczekiwanie na wymianę darów, skarbów. To po prostu fascynacja wielowymiarową biografią i ogromną sumą osobistych przeżyć Polaków reprezentujących dwa pozornie różne pokolenia : dzieci wojny /do których należę/ i dorastających do czynu zbrojnego nastoletnich patriotów wychowywanych w patriotycznej gdyńskiej rodzinie. Mowa o lekarzu medycyny ZYGMUNCIE TANASIU, który wybrał piękną służbę Polsce na morzu jako okrętowy lekarz i powiernik treści biografii marynarzy. Ludzie morza to specyficzna elita wybrańców losu - szczerych, otwartych, rzetelnych, pracowitych i odpowiedzialnych. Wszystkie te zalety kumulowały się w osobowości popularnego i wysoko cenionego wśród marynarzy lekarza.
Pierwsze pocztówki z kolorowymi krajobrazami napłynęły z malowniczych portów Ameryki Południowej. Tam prowadziły morskie drogi polskich statków z Polskich Linii Oceanicznych, których załogi łączyły Bolesławiec ze statkami patronackimi “moich” autorskich szkół - “Czwórki” i “Ósemki”. Stopniowo stało się to swoistym rytuałem, dobrym nawykiem, przerywnikiem służby lekarza na statku i pracy pedagogicznej w szkole. Głębia myśli i wymiana ciepłych słów stanowiły wystarczającą nagrodę dla trudu pisania obszernych manuskryptów, w których adresat doszukał się echa Kresów Wschodnich ich autora. Tak, nigdy nie zostawiłem listu czy kartki pocztowej bez odpowiedzi. Z wdzięczności za piękno cudzych myśli, za szczerość i otwartość korespondenta, za wiedzę o szerokim świecie, za udział w morskiej przygodzie.
Panta rhei … Czas płynął. Przed odejściem na wieczną wachtę - w czasie zbliżonym do mojego pożegnania “morskiej” “Ósemki” otrzymałem od mojego Przyjaciela zbiorek pieśni konspiracyjnych Tajnych Hufców Harcerskich w Gdyni z czasów okupacji hitlerowskiej lat 1939 - 1945, który został dedykowany przez skrupulatnego lekarza - badacza ojczystych dziejów, a przede wszystkim gorącego patriotę-Polaka ministrowi E. Kwiatkowskiemu. Wzruszył mnie ten dar do łez, bo we wstępie darczyńca wypisał piękną, serdeczną dedykację, którą cytuję w całości.
“Zacnemu Pedagogowi , Panu mgr Pawłowi Śliwko, krzewicielowi morskich idei wśród bolesławieckiej młodzieży - ten zbiorek pieśni nawiązujący do działalności Tajnego Hufca Harcerzy Armii Krajowej w Gdyni /którego oryginał w 1946 lub 1947 roku wręczyłem inż. Eugeniuszowi Kwiatkowskiemu, opiekunowi Gdańskiej Chorągwi ZHP/ -
z wyrazami szacunku przesyła Zygmunt Tanaś,pseudonim
“Przebiegły Ryś”
Gdynia, 14.10.1991 r.
Dodam tylko, że powojenne harcerstwo skupiało patriotyczne roczniki młodzieży, która została boleśnie doświadczona i nierzadko okaleczona psychicznie przez hitlerowską okupację i szok wojny. Sam należałem w Hajnówce /Szkoła Podstawowa nr 1/ do drużyny ZHP im. Księcia Józefa Poniatowskiego.
Spotkałem się w Bolesławcu - już na emeryturze -z synem Zygmunta Tanasia, wysokiej rangi oficerem pożarnictwa. Wysłuchałem długiej i barwnej opowieści o rodzinnej patriotycznej edukacji i postawie młodego pokolenia Polaków na Wybrzeżu, nad Bałtykiem.
O tajnych spotkaniach, za które groziła śmierć, o szacunku dla tradycji niepodległościowej. A jednak Polska wybiła się na niepodległość. Między innymi dzięki takim cichym bohaterom, jak skromny lekarz znad Bałtyku. To wielka miłość do morza kazała Polakom wybudować nowe miasto - piękną Gdynię, dumę II Rzeczypospolitej. Z wielkiego trudu i mozołu,z wielkiej narodowej miłości narodziła się prawdziwa perła Wybrzeża. Ma w tym wielkim dziele swój udział mój zacny Przyjaciel Zygmunt Tanaś.
Zbiorek pieśni mieści w sobie walor plastyczno-artystyczny : malowane przez autora wizerunki historycznych Orłów, godła Państwa Polskiego od czasów Piastów po współczesność, starannie wycyzelowane i połączone nutami w fachowy sposób, profesjonalnie. Melodię “Orlęta Bałtyckie” zdobi statek żaglowy, pieśń “Gdynia ma też swoje orlęta” ma na okładce wielką kotwicę i harcerską lilijkę. Zawsze o zmroku - to tytuł kolejnego utworu z kompletem nut i dekoracją w postaci trzech wieńców z wkomponowanymi nazwami trzech miejsc walki zbrojnej polskiego żołnierza - Lenino, Warszawa i Monte Cassino.
Następna pieśń nosi tytuł “Na morze, na morze”, a wiodącym symbolem dekoracyjnym jest okrętowe koło ratunkowe z harcerską lilijką i napisem “Czuwaj”. Ostatni mocny akord to utwór zatytułowany “Już w pyle gnije krzyżactwo” z rysunkiem przestrzelonego hitlerowskiego hełmu, złamanego bagnetu, czarnego kruka i dumnie powiewającej na wietrze biało-czerwonej chorągwi.
Czy można piękniej wyrazić swój wielki i szczery patriotyzm?
Zygmunt Tanaś uczynił to w sposób doskonały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz