środa, 3 sierpnia 2016

KIEDY PAMIĘĆ LUDZKA ZAWODZI … Cześć 4.


Morska problematyka w wychowaniu morskim młodzieży budziła duże zainteresowanie swoją oryginalnością i odwagą promowania rozlicznych działań pedagogicznych bez naruszania statusu ówczesnej szkoły. Bolesławiec stał się wzorcem na skalę ogólnopolską dzięki mnogości odkrywczych inicjatyw, bardzo pozytywnie ocenianych z zewnątrz przez środowisko dziennikarskie i niektóre resorty /ministerstwa rządowe/. Przykładowo - górnictwa /wyróżnienie szkoły Honorową Szpadą Górniczą/. Marynarki Wojennej /Honorowy Kord Oficerski/, Kultury i Sztuki /Medal “Mecenas Sztuki” krakowskiego środowiska artystycznego/,Edukacji Narodowej /wielka odznaka jubileuszowa “200-lecia Komisji Edukacji Narodowej/ Rady Ochrony Pomników Walk i Męczeństwa, ZBoWiD i resortu gospodarki morskiej, skąd otrzymałem personalnie złotą odznakę “Zasłużony Pracownik Morza”. Wyróżnienia szkoły /ponad 30/ nie mieściły się na papierze firmowym, stąd eksponowaliśmy na nim tylko te najważniejsze i najstarsze.


Między cenniejszymi ze względu na poziom profesjonalizmu publikacji dziennikarskich można wyróżnić m.in. krytyczny artykuł red.Grażyny Murawskiej w czasopiśmie “Wybrzeże”, w którym znalazła się ciepła wzmianka o dokonaniach “mojej” szkoły /tytuł publikacji - Morsko .../.

Podobnie myśli autor podpisujący się monogramem /sław/ w “Gazecie Robotniczej” nr 11 z datą 17 stycznia 1994 roku. Informacji nadaje dramatyczny tytuł : “Dolny Śląsk już nie wrasta w morze”. Szczątkowa flota. Odnosi się też do moich dokonań w krótkim akapicie:

“A o morskim wychowaniu i bolesławieckich eksperymentach inicjowanych przez Pawła Śliwko mówi się przeważnie już tylko w czasie przeszłym”. Brzmi to jak wbicie gwoździ w wieko trumny. Ja w tym czasie byłem już emerytem bez interpersonalnych związków ze szkołą, której poświęciłem 20 lat życia i oddałem serce. 



Wyróżniam wśród zalewu gazetowych informacji mój artykuł opublikowany w “Gazecie Robotniczej” nr 84 z datą 14 kwietnia 1980 r. pt. “Pedagogiczne niepokoje”. Mieści on konstruktywną krytykę stanu oświaty, a zaczyna się zdaniem służącym za motto rozważań. “Nie bójmy się Janusza Korczaka : jeszcze nie poznaliśmy do końca głębi jego myśli i ogromu pedagogicznego dorobku..Zawierzamy jego doświadczeniu w kontaktach z dziećmi, trudnej sztuce wychowania w oparciu o “pedagogikę serca”.

“Wychowawca, który nie wtłacza a wyzwala, nie ciągnie a wznosi, nie ugniata a kształtuje, przeżyje wraz z dzieckiem wiele natchnionych chwil” - mądrze poucza Stary Doktor. Odkrywcza to prawda i wcale nie tak powszechna, jakby się mogło wydawać w sferze nauczycielskiej praktyki.

Szczególnym szacunkiem darzymy tych nauczycieli, którzy nie tytko uczyli i wymagali, ale mieli też dla dzieci serce, okazywali im sympatię, nieśli pomoc, prostowali kręte życiowe ścieżki, byli sprawiedliwi, uczyli prawdy - potwierdzając swoim postępowaniem zgodność słów i czynów. Ci pozostają w dobrej pamięci zarówno wychowanków, jak i nas, rodziców.

Wanda Chotomska - “Dzień dobry !” - artykuł z “Trybuny Ludu”. Dowcipna recenzja z pobytu autorki w szkole nr 8. Zaskoczona urodą szkolnych fresków w klasach i dziełem malarskim skromnego górnika-emeryta Zygmunta Wydrycha.

“Pasje Teofila Grydyka”- autor JD, “Namiary”,maj l982 nr 1/307.Krótka i barwna biografia oficera marynarki handlowej, który opłynął wiele razy kulę ziemską i zwiedził wiele portów i egzotycznych krajów. Wspaniały gawędziarz, przyjaciel szkoły, miał salę morską swego imienia.


‘Patronackie wizyty”.”Namiary”, październik 1982 nr 6/312. Informacji o udanym eksperymencie w zakresie wychowania morskiego młodzieży szkolnej w grodzie nad Bobrem.


“Dar dla szkoły w Bolesławcu”, “Namiary”.


Informacja w “Namiarach” o budowie w Hiszpanii statku m/s Wrocław” i o odznaczeniu Kapitana Ż. W. Tadeusza Kalickiego “Orderem Uśmiechu” na wniosek naszej szkoły.

Fotografia eksponatów morskich ze szkolnego muzeum.


Zostałem członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich jako autor i współautor kilku książek, w tym pierwszej monografii miasta “Dziś i jutro Bolesławca”.


Są jeszcze ludzie dobrzy i życzliwi, wrażliwi i szczerzy, otwarci na świat i jego urodę. Dzięki nim znika szarość codzienności, a wokół nas rodzi się taniec tysiąca barw.To prawdziwe diamenty rzadko spotykane w tłumie, zapracowani szczęśliwcy po brzegi serca wypełnieni altruizmem, Ludzie spełnieni, pasjonaci, artyści słowa i czynu, przyjaciele.

Spotkałem ich w swoim długim życiu bardzo wielu. Mam dla nich wiele szacunku i uznania, dużo im zawdzięczam. A piszę o tym dlatego, bo w przepastnych archiwach domowej korespondencji odnalazłem wzruszający list prawdziwej nauczycielki z krwi i kości, mądrej i identyfikującej się z wybranym przez siebie zawodem, ekspertem w naszej upadającej - niestety - branży pedagogicznej.


To piękny list mgr Eugenii Ławińskiej, nauczycielki I Liceum Ogólnokształcącego w Wałbrzychu z datą 20 marca 1984 roku. Bez zgody autorki /przepraszam za nietakt/ pozwolę sobie zacytować obszerne fragmenty manuskryptu. 

Szanowny Panie !

Z podziwem i ogromnym zainteresowaniem śledzę informacje w prasie oraz czasopismach /m.in. “Oświatę i Wychowanie” 1-15.11.83, “Gazeta Robotnicza” 28.12.1984/ o tym,czego Pan dokonał. Sądzimy oboje z mężem, iż jest Pan szczęśliwym człowiekiem, że udało się Panu zrealizować swoje pasje życiowe. To najwspanialszy z pomników, jaki Nauczyciel biologii, naszym zdaniem, może sobie postawić. Domyślamy się równocześnie, że droga do osiągnięć i dla Pana nie była tak łatwa, prosta, jakby to niektórym zwiedzającym Pańskie muzeum, mogło się wydawać. Wiemy coś na ten temat z własnych przeżyć. Nie mniej, mimo trudności, a może na przekór nim, satysfakcja bywa większa.

Po 13 latach pracy w Lubaniu Śląskim pracujemy od 10 lat w Wałbrzychu. Nie ośmielę się Panu nas przypominać, ale pamiętam Pana jeszcze z czasów pracy p.Łukasik w Ośrodku Metodycznym. Od października 1982 r. jestem nauczycielem metodykiem biologii województwa wałbrzyskiego. Marzę, żeby podopiecznym nauczycielom szkół podstawowych i średnich /LO, LM, TR/ pokazać Pańskie muzeum, a przede wszystkim Pana, Nauczyciela-pasjonata, godnego najwyższego szacunku i uznania.

Może zechce Pan wygospodarzyć czas dla nas? Mam nieśmiałą nadzieję, że jak nauczyciel - nauczyciela zdoła Pan choć niektórych zarazić swą pasją. Chciałabym pokazać Kol. Kol. sens i wartość codziennego trudu. Przekonać, że może liczyć się nie tylko sprawa chwały dla szkoły, walory dydaktyczno-wychowawcze dla ucznia, a coś jeszcze : satysfakcja i poczucie spełnienia się w takim działaniu. Tak rozumiem i czuję Pańskie motywacje. I jeśli jestem w błędzie, przepraszam i proszę o wybaczenie.

Te kilka nieoficjalnych zdań korespondencji pozwalam sobie skreślić z nadzieją na nawiązanie kontaktów.

Przyjmował Pan w ubiegłym roku grupę Przewodników Sudeckich, a wśród nich naszego kolegę geografa mgr Bartłomieja Ranowicza. Wrócił zachwycony tym co widział i słyszał od Pana. Wiem, że czynił wysiłki na rzecz popularyzacji w Wałbrzychu bolesławieckiej “Ósemki”.

Chciałabym, w przypadku Pańskiej zgody, poczynić starania w Oddziale Doskonalenia Nauczycieli, któremu nasze województwo podlega - we Wrocławiu, ul. Dawida 1 a - o gratyfikację finansową dla Pana w ramach prelekcji w trakcie naszego ewentualnego pobytu. 

Stąd pozwalam sobie sformułować dwie prośby :

1/ - na przyjęcie terminu 2.06.84 /sobota/ dla spotkania z nauczycielami biologii szkół podstawowych woj. wałbrzyskiego /wycieczka autokarowa/,

2/ - dla spisania umowy potrzebuję nr Pańskiego dowodu osobistego oraz wg. Pańskiego uznania - tematu prelekcji /dla wpisu na umowie/.

Łączę wyrazy uszanowania

mgr Eugenia Ławińska

Dzisiaj odkryłem idealny model nauczyciela z pasją, doświadczoną życiem i nauką intelektualistkę o wysokim poziomie kultury osobistej. Mądrego Człowieka identyfikującego się bez reszty z pracą w wyuczonym zawodzie, nauczycielkę rozumiejącą swoje powołanie, spełniającą ważną misję społeczno-wychowawczą. Minęło wiele lat od tamtego wydarzenia, dziś nie pamiętam już szczegółów, ale do kilku faktów muszę się odnieść gwoli wyjaśnienia i poszerzenia wiedzy merytorycznej.


Nigdy nie myślałem o wystawianiu sobie pomnika, nie mam też kwalifikacji nauczyciela biologii, chociaż od dziecka pasjonował mnie cudowny świat przyrody, jej piękno, czar, uroda.Chciałem być leśnikiem albo malarzem eksponującym bajkowe piękno “mojej” Puszczy Białowieskiej. Urodziłem się w samym sercu dziewiczej kniei, nie mogło zatem być inaczej, Los zniweczył marzenia - nie miałem dzieciństwa /roboty przymusowe z rodzicami w Prusach Wschodnich, tragiczny etos pracującego dziecka, głód, choroby, analfabetyzm/, pustka młodości /roczne leczenie sanatoryjne, trwała utrata zdrowia/, wreszcie szczęśliwy początek pracy nauczycielskiej na wsi z piętnem niekwalifikowanego nauczyciela. Pokochałem biedne i ufne dzieci, oddałem im serce, a one odpłacały mi szczerym, spontanicznym uczuciem. Tutaj narodził się we mnie Janusz Korczak. Uparcie kroczyłem edukacyjnymi ścieżkami poprzez rysunkowo-malarskie Studium Nauczycielskie w Katowicach aż po Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Krakowie.Studia ukończyłem z wyróżnieniem, bez żadnej taryfy ulgowej. Otrzymałem tytuł magistra nauk pedagogicznych. To szerokie pojęcie, przydatne dla podjęcia problematyki innowacyjności i nowatorstwa pedagogicznego. To już mój żywioł i mozolne przekształcanie szkoły w pałac kochany przez dzieci i młodzież. Takie szkolne sanktuarium.

Było nam ciasno w budynku, w którym uczyło się zawsze ponad tysiąc wychowanków. Ponad rok szukałem mecenasów i pieniędzy. Za dwa lata powstało nowe skrzydło gmachu zgodne z moimi marzeniami : duża aula wyłożona czerwonym marmurem, Sala Historii Szkoły, kilkuizbowa biblioteka, duży pokój nauczycielski, dwie pracownie techniczne - dziewcząt i chłopców, druga sala gimnastyczna dla młodszych klas, izba lekcyjna pod patronatem Wałbrzyskiego Zjednoczenia Górniczego.

Nikt mi nie podziękował za ten organizacyjny wysiłek, nie mówiąc o splendorach środowiskowych czy choćby uścisku dłoni. Nawet nie mam o to żalu. Podobno najtrudniej prorokom znaleźć uznanie we własnym środowisku. Na szczęście nie byłem prorokiem i nie czekałem na mannę spadającą z nieba. Zawsze płynąłem pod prąd nurtu wydarzeń. Dziś po moim dorobku pozostały zgliszcza i ciepłe wspomnienia. Ale nowego skrzydła szkoły żaden urzędowy zawistnik nie usiłował zburzyć. To wystarczająca satysfakcja.

W końcówce przemiłego listu pisze Koleżanka o honorariach. Nie, nigdy nie brałem pieniędzy za wykłady okolicznościowe czy pełnienie roli przewodnika po szkole-muzeum. To nie byłoby w porządku. Mam swoje etyczne zasady - nigdy nie padam na kolana przed mamoną. Może dlatego, ze nigdy z żoną-nauczycielką nie mieliśmy nadmiaru gotówki. Ale też nie cierpieliśmy głodu. 


Tyle komentarza do pięknego i bogatego w treści manuskryptu. Mógłbym znów zacytować jego początek: “Z podziwem i ogromnym zainteresowaniem śledzę …” Podziwiam - szczerze i otwarcie temperaturę zaangażowania w misję pedagogiczną, której oddała swój niewątpliwy talent Pani Magister Eugenia Ławińska. Serce rośnie, kiedy spotyka się w realnym życiu ludzi o pełnej zalet osobowości. Dziękując za dobre, ciepłe słowa - składam gratulacje i życzenia szczęśliwego, satysfakcjonującego życia ze świadomością wielorakich zasług pro publico bono.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz